XV

85 15 3
                                    

Michael z wielkim zamachem spróbował uderzyć Welesa Orełkiem otoczonym płomieniami, ale ten zwinnie uniknął ciosu. Po krótkiej wymianie obustronnych nieskutecznych ataków, Weles odsunął się od Michaela. Szybkimi ruchami sprawił, że wokół jego kostura pojawiły się ciemne opary. Z potężnym dźwiękiem tuby uderzył nim o ziemię, co wywołało falę uderzeniową, zmierzającą szybko w stronę Austriaka. Ten w tym momencie podskoczył, unosząc się dość wysoko w górze. Bóg chaosu doskoczył do niego i szybko rzucił nim o ziemię. Michael nie zdążył zareagować na ten ruch, ale będąc na gruncie uchronił się przed potężnym ciosem zamieniając topór na tarczę. Przez okolice najwyższego szczytu Słowenii rozległ się dźwięk gongu, spowodowany uderzeniem, a Welesa odrzuciła do tyłu jego własna energia.

- Po co to wszystko? - krzyknął do niego Michael.

- Twój ojciec tyle nie gadał, gdy ze mną walczył - odparł Weles strzepując jakiś pył z ramienia. - Gadulstwo masz po mamie, co?

- Czemu zacząłeś gadać o mojej mamie? - zdziwił się blondyn.

- Żeby odwrócić twoją uwagę.

Głos Welesa dobiegł zza pleców skoczka, a w miejscu, gdzie przed chwilą stał, unosiła się tylko szara połyskująca zielenią mgiełka. Szybkim obrotem i kucnięciem Austriak uniknął ciosu z tyłu i uderzył pięścią łydkę boga, co go nie tyle, co zraniło, a zdziwiło i nieco rozczuliło. Ten kopnął Michaela, który z impetem odleciał i uderzył o sosnę, która lekko się zachwiała pod niespodziewanym oporem. Blondyn wypluł na mech nadmiar śliny w buzi i otarł twarz dłonią.

- Na co czekasz? - zakpił. - Może jednak nie chcesz mnie pokonać?

Weles zmarszczył brwi i z krzykiem zaczął biec w stronę powoli wstającego Austriaka. Michael powstał na nogi, po czym silnym klaśnięciem wywołał wokół siebie potężny wybuch płomieni, które rozjaśniły świat wokół. Suchy mech miejscami zaczął nieznacznie dymić, a niektóre gałęzie drzew stanęły w żywym ogniu. Bóg chaosu zatrzymał się w miejscu i kilkoma ruchami postarał się odwlec od siebie żar, z impetem lecący prosto na niego. Jego ciemnofioletowa mgła skutecznie spełniła funkcję izolacji termicznej. Popatrzył zadziwiony na swojego przeciwnika, po którym nie spodziewał się aż tak spektakularnych ruchów. 

- Widzę, że nauczyłeś się nowych sztuczek - powiedział pokpiwając Weles.

- Jestem dobrym uczniem - odparł niebieskooki.

Wtedy przeciwnicy znowu się do siebie zbliżyli i chwilę wymienili kilka ciosów między sobą, jednak żadne z nich nie były celne. Walka była wyraźnie wyrównana. Każda próba uderzania kończyła się fiaskiem. Wtedy czarnowłosy odskoczył do tyłu delikatnie lądując na ziemi. Ponownie zebrał swoje siły, żeby wytworzyć mocniejszą tym razem falę uderzeniową. W tym czasie Austriak zamachnął się swoim młotem i z całej siły rzucił nim w Welesa. Zielonooki nie zdążył dobrze zareagować na ten atak, przez co dostał uderzenie w pierś. W momencie kolizji złapał broń, której był ofiarą, ale mimo przez rozpęd został popchnięty do tyłu na kolejne metry. Bóg chaosu nie upadł, lecz starał się oprzeć nogami, które zostawiły za sobą długie ślady. 

Wtem nastąpił potężny wybuch pomarańczowego światła, który zamknął Welesa w szczelnej świetlnej barierze, wyglądającej na pierwszy rzut oka jak jedynie odległa łuna. Blondyn wytężył wzrok, ale nie mógł dostrzec, co dzieje się w jej wnętrzu. Powoli podszedł do magicznej kopuły. Nie był w stanie powiedzieć, czy to on ją stworzył, czy może jego przeciwnik.

Michael po pewnym czasie zaczął uderzać Orełkiem w łunę z chęcią jej pokonania. Nie wiedział, co mogło to wszystko oznaczać. Jego konsternacja trwała już dobre kilka minut. Był pewien tylko, że nie może zostawić młota Peruna Welesowi, więc wciąż miał nadzieję, że jednak uda mu się się przez nią przebić. Zebrał w sobie ogrom sił. Wyciągnął rękę do góry. Gdzieś na niebie zaczęły plątać się błyskawice. Wraz z ruchem, jakby Austriak przeciągał coś ciężkiego na pomarańczową bańkę, z nieba pojawił się silny piorun prosto w nią uderzający, który trwał kilka sekund. Świat pokrył się na ten czas blaskiem, po którym chwilę później nic nie zostało, oprócz tlących się roślin. Bariera oddzielająca świat od Welesa nie ruszyła się. Blondyn ciężko sapiąc usiadł na ziemi w bezradności. Nie miał niż niczego więcej w zanadrzu. Po prostu patrzył na rozchodzące się chaotycznie pomarańczowe fale na powierzchni bańki.

Mijały kolejne bezowocne chwile. Michael zaczął z frustracji chodzić tam i z powrotem. Wtem coś się zaczęło dziać. Bańka z Welesem chwilę się mocniej pofalowała, po czym rozpłynęła się w powietrze. W miejscu, gdzie był jej środek stał Weles, trzymając młot stykający się z jego piersią. Wyglądał jakby był nie przytomny. Skoczek narciarski błyskawicznie zorientował się w sytuacji. Natychmiast doskoczył do niego i z potężnym impetem uderzył w Welesa tępą stroną Orełka. po tym wymierzył mu kolejny cios młotem, który wyrwał przy okazji z rąk boga. Weles odleciał na kilka metrów i upadł na trawę, wydając z siebie nieprzyjemny jęk.

- Co to było? - krzyknął Michael, ukazując swoje zdenerwowanie.

- To... - Weles mówił cicho, wolno się podnosząc. - Czas to zakończyć - zmienił nagle ton.

Michael zmarszczył brwi i trzymając Orełka i młot zaczął biec w stronę swojego przeciwnika z przeciągłym krzykiem. Weles natomiast tylko machnął ręką, powodując powstanie tuż przed blondynem ściany mgły, która go skutecznie zatrzymała i odepchnęła do tyłu.

- Dobra, wygrałeś - oznajmił nagle bóg chaosu. - Nie mam na to czasu.

- Zaraz, co? - Michael nie ukrywał swojego zdziwienia.

- Nadchodzi burza, nad którą i ty nie zapanujesz. Ta zwada przestała mnie obchodzić.

Słowa te niczego Austriakowi nie rozjaśniły. Wręcz wyczuwał podstęp.

- A Stefan? - zapytał blondyn.

- Jest u siebie w mieszkaniu, po prostu tam pójdź, a go uwolnisz z mojej małej sztuczki. Aha i pilnuj swojego oręża, może się przydać w przyszłości - mówiąc to Weles zniknął gdzieś w powietrzu, zostawiając niewielkie ilości typowej dla niego mgły.

Skoczek całkowicie zdezorientowany patrzył na swój młot, chwilę temu trzymany przez jego przeciwnika. Nerwowo popatrzył naokoło i nie widząc niczego wartego zobaczenia wzbił się w powietrze, żeby jak najszybciej dotrzeć do uwięzionego Krafta.


Dziedzic burzy | Hayböck VCUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz