VI

194 32 19
                                    

Michael powróciwszy z Linz do domu, postanowił przejść się na spacer, żeby przemyśleć kilka spraw. Wiatr delikatnie poruszał koronami drzew, pozornie tworząc przedziwne kształty nad głową skoczka. Chłopak cały czas był zagubiony. Był dumny z tego, że powiedział o swoim kłopocie bratu, ale fakt ten go nie rozwiązywał. Podejście Alexa dało mu jednak do myślenia. Może faktycznie warto popatrzeć na plusy tego, czym się stał. W pewnym momencie zgubił rachubę, ile czasu spędził na dworze, więc postanowił wrócić do domu. Dreptał miarowo po zeschniętej ziemi, kiedy zobaczył na niej pojedyncze mokre kropki. Podniósł głowę, by zobaczyć z czego właściwie pada, bo chmur na niebie od dawna nie było. Wtedy pod pobliskim drzewem zauważył kogoś. Cały był pokryty cieniem.

- O proszę, czyżby nowy "Perun" we własnej osobie? - zapytała postać.

Pomimo ciemności Michael dojrzał cudzysłów robiony przez nią palcami. Blondyn miał cały czas wrażenie, że zna ten głos aż za dobrze, a wzrost i postura zbyt jednoznacznie sugerowały, kim jest postać w cieniu.

- Stef? - zapytał Michi nie chcąc wierzyć w to, co widział. -  Skąd ty... ?

- Och, więc tak się nazywa twój ekhem przyjaciel - powiedział Kraft.

- Zaraz, co? - Michael nie rozumiał, co się działo.

- Moje imię już znasz - mówił dalej niższy skoczek. - Je jestem Weles, pan ciemności i chaosu, władca cieni i strachu.

- Zaraz, nie rozumiem - blondyn znieruchomiał z zaskoczenia. - Ty... Ty byłeś nim cały czas?

- Och, nie - odpowiedział Stefan.

Wychodząc z cienia ów człowieczek nagle urósł, a jego ubrania uległy diametralnej zmianie. Jego twarz też była nie do poznania. Teraz miał długie czarne włosy i granatową pelerynę, pod którą znajdował się obcisły czarny kostium ze złotymi detalami w kształcie rogów byka na piersi. Nagle oczywistym się stało, że od początku nie był to Kraft, a jedynie iluzja owego boga.

- Ten obraz znalazłem w twojej głowie. Nie było to zbyt trudne, pełno go tam było - powiedział ciemnowłosy.

Michael nieco poczerwieniał z tego faktu, ale nie oderwał się od sedna sprawy.

- Czy ty chcesz ze mną walczyć? - zapytał blondyn, przełykając ślinę.

- Czy chcę? - Weles podrapał się po podbródku. - Oczywiście, że nie, ale ty chcesz tego bardzo.

- Słucham? - nie zrozumiał skoczek.

Osoba w pelerynie przemieściła się parę kroków w bok, w sumie nie zmieniając odległości do swojego rozmówcy.

- Wy wszyscy jesteście tacy sami - westchnął. - Powiedz, jak się nazywasz? Tak naprawdę?

Blondyn chwilę się zawahał, ale w końcu zdradził swoje imię.

- Michael, posłuchaj mnie - Weles skrzyżował ręce na piersi. - Ty nie jesteś Perunem.

Austriak się zdziwił na te słowa.

- Nie był nim ani twój ojciec, ani jego ojciec, ani nikt z twoich przodków - kontynuował bóg. - Chcesz znać prawdę?

Michael nijak na to zareagował, był tak zestresowany całą sytuacją, że nie wiedział, jak się zachować.

- Perun był moim bratem. Ty masz tylko jego moc, którą bezzasadnie porzucił parę tysięcy lat temu - Weles podrapał się po głowie. - To przykre. Wy wszyscy czujecie teraz jego powinność powstrzymywania mnie. I to co roku. To nad wyraz męczące. Jakbym mógł tak po prostu się was pozbyć... 

Na moment zamilkł, co dało chwilę Michaelowi na przyjrzenie się swojemu potencjalnemu oponentowi. Miał bladą cerę, niepokrytą ani jedną zmarszczką. Jego oczy niemal świeciły ostrą zielenią, która po pewnym czasie stawała się kojąca. Wzrostem dorównywał skoczkowi, ale był szerszy w barkach i miednicy. Rozbudowane ramiona mocno były opięte przez ubranie.

- Naprawdę, walka z wami wszystkimi wcale nie jest mi na rękę, jakbym mógł sobie ją odpuścić, to bym to zrobił, ale to wy ją inicjujecie.

- To dlatego, że my dbamy o ludzi - słowa te mimowolnie wydobyły się z ust Michaela, po czym sam się ich wystraszył.

- Och! Ale naiwność - prychnął Weles. - Każdy z bogów tak uważał, ale ich głupota doprowadziła do tego, że zostałem tylko ja.

Do Michaela dopiero dotarło, że źle rozumiał Welesa. Jego moc nie była dziedziczona, tak jak Peruna. Skoczek stał właśnie naprzeciwko żywego boga, żyjącego tysiące lat, mającego czystą pierwotną moc.

- Oni nie byli głupi - szepnął. - Byli sprawiedliwi i odważni, nie to, co ty!

- Śmiesz obrażać swojego boga, śmiertelniku? - zapytał wyraźnie zażenowany Weles. - No dobra, pokaż na co cię stać.

W tym momencie rozmówca skoczka przyjął pozę do odparcia ataku a w jego ręce z świstem i zielonym światłem pojawił się złoty kostur z głową bawoła na szczycie. Znacząco poruszył dłonią zapraszając skoczka do walki.

Michaelowi podskoczył puls, ale chłopak cały się skupił i sprawił, że pojawiła się na nim zbroja Peruna. Na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, widząc, że w ręce trzymał Orełka. Czuł, że może podjąć walkę. Czuł, że może mu dać radę. Nie bez powodu dostał moc Peruna i miał zamiar wykorzystać w pełni jej potencjał. Z całym swoim zapałem zaczął biec w stronę przeciwnika, który miał jakiś niemrawy wyraz twarzy wyrażający zdziwienie.

Weles zrobił krok w bok, obracając się o dziewięćdziesiąt stopni, co zaowocowało w skutecznym uniku ciosu toporem. Złapał Michaela za ramię i podrzucił z niewyobrażalną siłą, która wybiła go wysoko na kilkadziesiąt metrów, pozostawiając za sobą obłoki dymu z odcieniami zieleni i fioletu. Weles szybko przemieścił się w jego stronę, by w powietrzu spotkać się w najwyższym punkcie. Ku przerażeniu Michaela, wziął go za kołnierz i z impetem rzucił o ziemię. Skoczek nie mógł nic zrobić, jak tylko przygotować się na potężne uderzenie o grunt. Moment kolizji zaowocował falą uderzeniową, która poruszyła pobliskie rośliny. Michael czuł ból niemal w każdym kawałku ciała i czuł wielki opór, żeby poruszyć jakąkolwiek kończyną. Weles leciutko opadł na ziemię i uklęknął przed Austriakiem.

- Jeszcze nie czas na naszą prawdziwą walkę. Chciałem się tylko przekonać, kim jesteś - oświadczył. - Następnym razem zobaczymy się przy najbliższej pełni księżyca, na szczycie Triglavu. Liczę na ciebie.

Wtedy po prostu wstał i zrobiwszy kilka kroków przed siebie, zniknął w ciemnościach nocy. Natomiast Michael zorientował się, że nie miał na sobie zbroi Peruna, ale pod nim leżała jego tarcza. Ostatkami sił przerzucił się na plecy, co przysporzyło mu falę bólu. Sięgnął po telefon i zadzwonił pod najczęściej wybierany numer. Widząc tylko na niebie tarczę satelity Ziemi układającą się w odwróconą literę D, a nad samym sobą tablicę informacyjną o lesie, usłyszał w słuchawce "Co tam?"

- Stefan, przyjedź po mnie - odezwał się Michael, znajdując w sobie wolę, by przezwyciężyć opór w płucach.

Dziedzic burzy | Hayböck VCUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz