- No, nie, nie, nie, nie, nie! - mamrotał pod nosem Michael, biegnąc prosto do domu.
Jego zbroja klekotała jak najęta akurat, gdy najmniej tego chciał.
- To jakaś paranoja, ja Perunem? Niemożliwe - powiedział do siebie Michael zatrzymawszy się przy stodole sąsiadów, jednak jego mina zrzedła, gdy ponownie popatrzył na swoje ciało. - Przecież nie mogę się tak pokazać Stefowi.
Michael miał w głowie pewien obraz swojego przyjaciela, który emanował raptownością i impulsywnością. Bał się jego reakcji na swój nietypowy wygląd, której nie sprostać było przewidzieć.
- Myśl, Michael, myśl - powiedział do siebie skoczek.
Nagle na jego twarzy pojawiło się ożywienie. Ostrożnie i okrężną drogą przemknął się do swojego garażu. Miał nadzieję, że nie tylko Kraft, ale też nikt inny go nie zauważył, bo na pewno wzięliby go za złodzieja, pomimo że przy wejściu wklepał kod PIN. W pomieszczeniu, oprócz rzecz jasna jego samochodu, znajdowało się trochę starych pudeł, ogrom niedokończonych pomysłów na zabicie czasu oraz wszystkie narzędzia ogrodowe i te niezbędne majsterkowiczowi. Michael przeszukał po cichu pudła, ale nie znalazł niczego, co mogłoby mu się w tamtej chwili przydać.
Wtedy pomyślał, że może warto zadzwonić do Stefana, żeby mu powiedzieć, że nie wróci, ale żeby się nie bał. Cóż mało rozsądne, poza tym telefon Michaela został w jego spodniach. Wtedy popatrzył na samochód i przypomniały mu się kurtka i śniegowce, spoczywające w bagażniku, jednak kluczyki do niego też były poza zasięgiem, w kuchni, do której żeby się dostać, trzeba przejść przez przyjaciela.
Michael znowu wyszedł na dwór, na którym zupełnie nie czuł zimna. Domyślił się, że to zasługa jego zbroi, więc przynajmniej nie bał się o hipotermię. Choć nie rozwiązywało to jego problemu. Wtedy Hayböck postanowił jeszcze raz wytężyć umysł i przypomnieć sobie, w jaki sposób jego ojciec zmieniał się z powrotem w zwykłego człowieka.
Michael mruknął coś pod nosem, po czym głośno westchnął. Stanął w lekkim rozkroku i podniósł ręce do przodu. Energicznie je cofnął do pozycji równoległej z tułowiem. Nie otrzymał żadnego efektu.
- No dalej - szepnął do siebie, a następnie powtórzył ruch.
Z błyskiem i hukiem znowu zaczął wyglądać jak Michael, który trochę wcześniej wyszedł bez słowa z domu, zostawiając w nim swojego przyjaciela. Dokładnie obejrzał swoje ręce, nogi, tułów i sprawdził czapkę na głowie. Wszystko znalazło się na miejscu, ale wtedy w jego ręce pojawiło się coś jeszcze, topór z wyrytym gromowładnym symbolem będącym sześciokątem foremnym podzielonym przekątnymi na sześć równocennych trójkątów.
"Okej, na to też powinien być sposób" - pomyślał Hayböck, wychodząc z powrotem na dwór.
- Michael! - znajomy głos wprawił ciało blondyna w paraliż.
Należał do niewysokiej dziewczyny z sąsiedztwa, jej oczy raziły intensywna zielenią, spoglądającą spod bujnej mlecznoczekoladowej czupryny. Miała na sobie trochę za ciepłą kurtkę jak na wczesną wiosnę.
- Cześć, Claudia - przywitał się Michael.
Skoczek był niezdolny do podjęcia żadnego ruchu. Po jego czole zaczęła spływać niewielka kropla potu, a ręce poczęły mu drżeć.
- Co robisz o tej porze na dworze? - zapytała.
- A ty? - spróbował zmienić temat Michi.
- Ja wołałam psa do domu na noc, ale zauważyłam, ze stoisz tu jak ten kołek, to podeszłam.
- I nic więcej nie widziałaś? - dopytał skoczek.
- No, nie. A miałabym? - podniosła brwi w ciekawskim geście.
- Nie wiem - wypalił Hayböck. - Ja w każdym razie mam zamiar wracać do domu.
Dziewczyna popatrzyła badawczo na swojego starszego sąsiada i się szeroko uśmiechnęła.
- Dobrze, Michael, spokojniej nocy - życzyła i odwróciwszy się na pięcie podreptała do domu.
Blondyn ciężko westchnął, bo zaczął czuć nieprzyjemny chłód muskający jego policzki. Upewnił się, że zniknęła za drzwiami swojej siedziby, po czym sam zwrócił się do swoich. Idąc przyglądał się toporowi i stwierdził, że przynajmniej na razie po prostu go wniesie do pokoju i postawi przy kominku.
Gdy tylko przekroczył próg domu, naprzeciwko znalazł się Kraft we własnej osobie.
- Michi, do jasnej cholery - odezwał się. - Wszystko dobrze? W pewnym momencie słyszałem supergłośny grzmot. Nie było cię w pobliżu, prawda?
Gdyby tylko Stefan wiedział, że piorun ten trafił prosto w jego przyjaciela, na pewno by zaczął krzyczeć, lamentować i wezwałby karetkę, ale Michael wyglądał na całego, wręcz odświeżonego i rześkiego.
- Jestem cały, Stef - powiedział Hayböck.
- Wiesz co? Jesteś niepoważny - nagle skarcił go niższy. - Po co ty w ogóle wyszedłeś? Po to?
Kraft wskazał topór trzymany w ręce blondyna. Ten tylko nieco poczerwieniał i schował topór za siebie.
- To... to nie zwykła siekiera - powiedział słabym głosem Michael. - To po prostu prezent od mojego ojca i nie chciałem, żeby zmókł.
Hayböck ciężko westchnął. Zdał sobie w tamtej chwili, że faktycznie topór ten jest jedną z pamiątek po jego tacie. Widział go zaledwie kilkanaście minut wcześniej i jeszcze nie dochodziło do niego, że prawdopodobnie po raz ostatni.
- Michi, wszystko w porządku? - Kraft spostrzegł nagłą zmianę w nastroju swojego przyjaciela.
Blondyn ujął toporek w obu rękach i mu się przyglądnął. Następnie popatrzył w rządne wyjaśnień oczy Stefana. Nie chciał mu niczego mówić, nie zanim sam opanuje to, co się dzieje. Jednak wiedział też, że zawsze, gdy miał jakąś zagwozdkę, mógł się nią z nim podzielić. Pod wpływem impulsu po prostu go objął. Nie wiedział, jak będzie teraz wyglądało jego życie, ale wiedział, że zrobi wszystko, żeby nie zabrakło w nim Kraftiego, albo raczej, żeby to jego nie zabrakło w życiu Stefana. Ciemnowłosego najpierw zadziwił czyn blondyna, ale po sekundzie już odwzajemnił uścisk i leciutko klepał starszego po plecach.
- Jeśli nie chcesz, to nie mów, co jest nie tak - odezwał się niższy ze skoczków.
- Stef, słuchaj - Michael zaczął mówić, wciąż będąc wtulonym w swojego przyjaciela. - Wiesz może, gdzie znajdę największe zbiory tekstów odnoszących się do mitologii starosłowiańskiej?
- Że co? - Stefan odsunął się od blondyna, ale wciąż trzymał go za ramiona. - Staro-jaka?
- Starosłowiańska - powtórzył niepewnie Hayböck.
- Nie wiem po co ci to, ale ja bym szukał w Wiedniu w Bibliotece Narodowej.
- No, tak - Michael klepnął się w czoło. - Stef, w takim razie, nie chciałbyś ze mną tam pojechać, dajmy na to jutro?
- Słucham? - zdziwił się Kraft.
- Nie daj się prosić - uśmiechnął się blondyn. - W końcu masz swoje upragnione dwie kryształowe kule, póki co i tak nie mamy co robić na treningach.
Stefan odszedł na kilka kroków i oparł się o komodę stojącą w przedpokoju.
- Dobrze? - odparł Stefan, na co Michael znowu go przytulił.
- Jesteś wielki! - stwierdził starszy i zaczął się rozbierać.
- Przynajmniej duchem - uzupełnił dumnie Krafti.
CZYTASZ
Dziedzic burzy | Hayböck VCU
Fanfiction"Teraz twoja kolej, by zabłysnąć. Nadszedł czas nowego pokolenia i ty jesteś jego triumfatorem. A ja? Ja już swojego dokonałem." cover by @modest_amaro