7

224 21 0
                                    

Leonie

Do stanu "używalności" udało mi się wrócić w dopiero w piątek. Do tego czasu starałam się ogarnąć wszystkie notatki, które podrzucała mi Mari przez chłopaków. Ponieważ ja nie wstawałam z łóżka wszelkimi sprawami w kuchni zajmował się Freitag, który miał do gotowania niezwykłą smykałkę, dlatego doszłam do wniosku, że mimo mojego kulinarnego zapału, który ani na chwilę nie topniał, bezpieczniej będzie zostawić spawy związane z jedzeniem Richardowi. Kiedy mu o tym powiedziałam wypierał się, twierdząc, że jakoby ja gotuję lepiej, ale jak wiadomo kobiety nie przekonasz. Ostatecznie ustaliliśmy, że gotujemy na zmianę. Raz ja, a raz on, co w miarę mnie satysfakcjonowało. Kiedy w piątek rano, profesor Hans wszedł do sali wykładowej na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Kiedy on również mnie zauważył pomachał do mnie prawie niezauważalnie i rozpoczął wykład. Mimo tego , że uczyłam się tego w domu prawie nic nie rozumiałam z wypowiedzi mężczyzny, a jedynie robiłam mądrą minę. Podobnie było na kolejnych zajęciach i kiedy wróciłam do mieszkania padłam na złożoną kanapę i wcisnęłam głowę w poduszkę. Zamiast przeznaczyć czas na odpoczynek zastanawiałam się, czemu tak opornie wchodziło mi to do głowy. W końcu doszłam do prostego, no i w sumie jedynego wniosku, a mianowicie, że większość mojej wiedzy pochodzi bardziej z wykładów, aniżeli nauki w domu. Gdy to do mnie dotarło zrozumiałam, że prawdopodobnie nigdy nie ogarnę tej porcji materiału, która była tak istotna dla mojej dalszej nauki. Zdruzgotana schowałam twarz w dłonie.

~Nie ma mowy, nie poddam się!-spróbowałam podnieść się na duchu i dla przywrócenia trzeźwego myślenia strzeliłam sobie niewiarygodnie mocnego plaskacza, a dopiero potem podniosłam się z kanapy

Ponieważ Martin i Richard mieli dzisiaj zajęcia do późna postanowiłam coś ugotować, bo znają ich będą nieźle głodni po prawie ośmiu godzinach na uczelni. Nie myliłam się. Ledwie wyciągnęłam zapiekankę z piekarnika kiedy z klatki schodowej dosłownie wczołgali się mężczyźni. Wyglądali, jakby spędzili co najmniej miesiąc bez snu, a ich wyrazy twarzy przekazywały, że nie mają ochoty dalej ciągnąć swojej ziemskiej egzystencji.

-No, panowie, co z wami?-spytałam stając nad nimi-Tyle zajęć to jeszcze nie koniec świata! Zwłaszcza na koniec tygodnia-wystawiłam im język-Siadajcie, bo zaraz wam jedzenie wystygnie-na słowo jedzenie momentalnie się ożywili i ile sił w nogach pognali do stołu, gdzie w naczyniu żaroodpornym stała gotowa do zjedzenia zapiekanka serowo-makaronowa. Wzrok ich obu na sam widok jedzenia zrobił się dziki, a jeszcze zanim zdążyłam się do nich dosiąść wyłożyli na talerze pół całej porcji przeznaczonej na kilka dni.

-Ej!-uderzyłam ich w czubek głowy-Na pewno tyle zjecie? Bo jakoś wątpię-powiedziałam sarkastycznie i nakładając sobie odrobinę-A tak w ogóle to mógłby któryś z was siąść ze mną i wytłumaczyć mi trochę makroekonomię? Bo przez te kilka dni całkowicie się pogubiłam i teraz nie wiem nawet co do czego-wyjaśniłam

-Jasne, z przyjemnością-powiedział Richard po przełknięciu dość sporego kawałka zapiekanki-Tylko może w niedzielę wieczorkiem, co?-zaproponował-Bo za dosłownie dziesięć minut podjeżdżają po mnie chłopaki i jedziemy na zawody-wyjaśnił, a kiedy rozdziawiłam usta niczym ryba wyjęta z wody głośno się zaśmiał

-Nie rób takiej miny, bo ci zostanie-pouczył mnie Martin-Jak chcesz, to ja mogę ci wyjaśnić-oznajmił, a Freitag prawie opluł się makaronem

- TY i makro ekonomia?-położył szczególny nacisk na osobę i wybuchnął  niepohamowanym śmiechem jednocześnie prawie dławiąc się kluskiem-Nie rozśmieszaj mnie-wciąż ledwie łapał oddech-Przecież ledwie trzy wyciągnąłeś  na koniec i chcesz udzielać korepetycji. Jeszcze wyjdzie, że ona umie więcej niż ty-w końcu udało mu się uspokoić

-Bardzo śmieszne-powiedział urażonym tonem i zrobił minę obrażonej dziewięciolatki

-No nie bulwersuj się tak, przecież prawdę mówię-usprawiedliwiał się Richard odnosząc talerz do zlewu-Będę się zbierał-westchnął ciężko-Tylko nie zapomnijcie mnie oglądać, bo się obrażę-pogroził palcem i wyjechał z salonu dość sporą walizką

-Kiedy ty...-otworzyłam usta w zdumieniu a oni wybuchnęli śmiechem

-Oj Leo, a podobno kobiety zauważają wszystko-Martin pokręcił głową zrezygnowany-Trzymaj się tam stary i nie połam się jak w zeszłym roku-poklepał go po plecach

-Wypominaj mi to teraz, wypominaj. A ja ci kiedyś przypomnę jak poszliśmy w zeszłym roku na sanki i co zrobiłeś

-Nie, tylko nie to!-krzyknął spanikowany Martin

-Przecież żartuję. Nie chcę cię całkiem zniszczyć w oczach twojej siostry. Pa-pomachał do nas i wyszedł

Podeszliśmy do okna, żeby jeszcze raz życzyć mu powodzenia i sprzątnęliśmy po obiadokolacji.

-Naprawdę ledwie ciągnąłeś na trójach?-nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytani, a mój brat automatycznie przygasł

-Yhy-powiedział i zamknął się w toalecie
________________
Kto też jest bardzo bardzo bardzo szczęśliwy? Ja nie mogłam się ogarnąć co najmniej pół godziny😂😂

Czasem Warto Wykorzystywać BraciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz