*Sofi Grady*
7 LAT TEMU!
- Tato pójdziemy do laboratorium?
- Dobrze pójdziemy. To bierz kurtkę i zmykaj do auta. - zadowolona pobiegłam do wieszaka i założyłam kurtkę.
Miałam 10 lat. Nie bardzo jeszcze rozumiałam świat, dopiero go poznawałam, natomiast świat parku jurajskiego znam od urodzenia. Wiedziałam już jak nazywa się każdy gatunek, gdzie ma wybieg czym się żywi, ile ich jest, i kiedy powstały. W moim świecie nie było nudy ale była czasem rutyna. Te same szkolenia, wybiegi, procedury. Mi to nie przeszkadzało dzięki temu w przyszłości mogłabym się porozumiewać ze zwierzętami jak mój ojciec.
Podbiegłam do mamy mocno ją przytuliłam.
- Kocham cię mamo! - odwzajemniła gest.
- Ja ciebie też! - zabrałam kluczyki do auta i wybiegłam z domu.
Dzień był pochmurny i chłodny jak na te tereny. Nie czekałam długo na tatę. Po paru minutach wyszedł z domu i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i ruszyliśmy na sam koniec parku gdzie znajdowało się laboratorium. Tata był radosny. Podchodził do wszystkiego z entuzjazmem nigdy się nie smucił. W trakcie drogi zaczął padać deszcz i słychać było świst wiatru oraz grzmoty. Jednak mimo wszystko nie zawracaliśmy.
To był błąd.
Dotarliśmy na miejsce. W środku powitała nas pani z rudymi włosami przedstawiła się jako Claire Dearing. Zaprowadziła nas do naukowca który wszystko wymyśla, tworzy i projektuje w parku. Był tam podobno najważniejszy. Widziałam też innych naukowców. Którzy mieli też swoje funkcje i wkład w to wszystko. Dla mnie każdy był tam ważny a ten cały facet jest tylko częścią zespołu.
Karmili małe velociraptory. Mierzyli temperatury jaj. Klepali coś na komputerze i mieszali w probówkach. Najbardziej interesowały mnie gigantyczne komary i moskity zatopione w żywicy. Wiedziałam, że w poprzednim parku jurajskim w ten sposób powstawały dinozaury. Nie wiedziałam tylko jakich rozmiarów były te owady. W końcu ten cały Henry Wu (bo tak się przedstawił) zaprowadził nas do pomieszczenia z izolacją i pokazał maszynę. Wielką maszynę przy pomocy której mutował różne stworzenia. Nagle na głośniki w całym pomieszczeniu wpadł kod 19. Wtedy jeszcze nie znałam żadnych kodów tylko dlatego, że mój tata bał się, że wpadnę w panikę jeśli usłyszę, że któryś drapieżnik jest na wolności. Za pierwszym razem pewnie tak by było, potem bym przywykła. Weszłam do pomieszczenia i stanęłam na przeciwko maszyny. Wtedy Harry kłócił się z jakimś biznesmenem i Claire. Byłam tak pochłonięta oglądaniem jej z bliska, że nie zauważyłam w którym momencie zaczęli się popychać i Harry wpadł na panel sterujący tej maszyny. Promień wystrzelił prosto we mnie. Upadłam na ziemie i na chwilę straciłam przytomność. Kiedy otworzyłam oczy tata płakał. Chyba myślał, że mnie stracił. Przytulił mnie mocno i ostrzegł Harrego, że jeśli choćby raz się do mnie zbliży to tego pożałuje.
Wracaliśmy do domu. Było ciemno. To co później zobaczyłam było moim wiecznym koszmarem. Żałowałam, że pojechaliśmy do tego laboratorium.
Nasz dom był cały splądrowany a mama miała odejść na tamten świat. Płakałam, bardzo.
- Mamo?! Proszę zostań ze mną nie zostawiaj mnie! - byłam za mała by stracić mamę. Kochałam ją aż za bardzo. Resztkami sił oddała mi swój sygnet z czaszką. Tacie oddała naszyjnik i powiedziała.
- Kocham was bądźcie razem szczęśliwi. Zapewnij małej rodzinę...... nawet drugą matką.
- Lucy... Lucy nie! - MÓJ OJCIEC PŁAKAŁ. Nigdy go w takim stanie nie widziałam, ostatnie chwile przytuliliśmy się wszyscy i czekaliśmy na koniec. Tata zabrał mamę do samochodu i zawinął w prześcieradło. Nie mogłam się z tym pogodzić. Chciałam zemsty. Od tamtej pory wiedziałam co znaczy kod 19.
CZYTASZ
Jurassic World
FanfictionClaire Dearing wznowiła park jurajski. Naukowcy ponownie wskrzeszają dinozaury. Tym razem postanowili stworzyć własny gatunek. Indominus Rex. Zbitek kilku gatunków zwierząt. Siostra Claire przysyła jej na tydzień swoich synów Zacha i Graya Mitchell...