14

329 13 24
                                    

Zach próbował mnie złapać ale niestety zleciałam kilka metrów niżej na inną gałąź. Ból był potworny. Upadłam prosto na brzuch. szczęście, że nie na głowę ale wolałabym w ogóle nie spadać. Było mi przykro. Oboje byli tak zajęci szarpaniną, że nie zwracali na mnie uwagi. Dopiero potem Zach się ogarnął a mój chłopak....łzy napłynęły mi do oczu. Jak na zawołanie gałąź zaczęła się uginać pod moim ciężarem. Trzeszczała i skrzypiała. Na dodatek jakby tego było mało zjawiły się raptory.

- Zach! - chłopak szybko jak mógł schodził niżej a moja gałąź była coraz bliższa złamania. Miałam łzy w oczach a raczej płakałam. Nie mogłam się ruszyć bo za bardzo mnie to bolało.

- Sofi podaj mi rękę! - Zach był gałąź nade mną. Za wysoko bym mogła go dosięgnąć. Wyciągnęłam rękę ku górze ale to nic nie dawało. - Musisz skoczyć! - podparłam się na ręce by móc sięgnąć wyżej. Gałąź obniżyła się jeszcze bardziej - Proszę cię skacz! - szatyn był przerażony. Ja z resztą też ale....nie miałam już siły. - Skacz dziewczyno! - chce ale się boje! chciałam to krzyknąć ale nie mogłam bo raptory zaczęły skakać i były bardzo blisko. Jak nie skoczę przy kolejnym ugięciu gałęzi złapią mnie za nogę. Najszybciej jak mogłam odepchnęłam się na rękach i lekko do góry wybiłam. To było tylko kilka sekund ale adrenalina uderzyła, Serce waliło jak oszalałe. Gałąź spadła z hukiem na ziemię i roztrzaskała się na drobne kawałki. A ja...mnie złapał Zach. Podciągnął mnie lekko do góry i wtedy złapałam się gałęzi na której był. Wstałam na nogi i ciężko oddychałam. Oboje próbowaliśmy wyrównać oddech.

- Dziękuję - przytuliłam go. Po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę się bałam, że umrę. Nie mam pojęcia dlaczego. Odsunęłam się od niego a za moimi plecami stał Justin. Postanowiłam go na razie zignorować. - Masz może telefon? - szatyn pokręcił głową

- Rozwaliłem go podczas biegu. - zamyśliłam się chwilę. Co by mogło je odstraszyć? Ale problem już po chwili sam się rozwiązał.

- Znowu się ze sobą komunikują - pokiwałam głową. Najwidoczniej rząd ma dla nich teraz inne plany. Zeszliśmy z drzewa a raczej mi pomógł Zach. Podałam mu kluczyki. Mnie jeszcze trochę bolał brzuch.

- Dasz radę? - Spojrzałam na chłopaka

- No pewnie dam - Zaśmiał się. Wyglądał przy tym tak niewinnie.

- Sofi przepraszam ja..

- Skończ! - odwróciłam się w stronę Justina - Oskarżasz mnie o podłe rzeczy do których nie byłabym nigdy zdolna i doskonale o tym wiesz! Potem szarpiesz się z Zachem kompletnie ignorując moje krzyki a na sam koniec....nie wiem co ty sobie myślałeś...celowo mnie zepchnąłeś albo chciałeś uderzyć?! Nie wiem...

- Dobrze wiesz, że to nie..

- Nie, nie wiem. Wydawało mi się, że cie znam ale się myliłam.

- To nie tak - przerwałam mu po raz kolejny

- A jak?! - podeszłam do niego i miałam ochotę uderzyć go w twarz, nawet się zamachnęłam. Ale nie byłam w stanie tego zrobić. Momentalnie zaczęłam płakać. -A jak... - zapytałam po raz kolejny załamanym i drżącym głosem. Chłopak też miał łzy w oczach ale kiedy chciał coś powiedzieć i wyciągnął do mnie rękę momentalnie się cofnęłam. Pokiwałam głową - nie Justin....wiele jestem w stanie znieść ale nie to - załamywałam się coraz bardziej. Potrzebne nam teraz logiczne myślenie i czas. Ale gdybanie i rozmyślanie o nas mnie nie ominie a na pewno w tym nie pomoże.

- Sofi proszę - podszedł bliżej - błagam cię - w tym momencie sam płakał. Zaprzeczyłam. Wycofałam się i wsiadłam do samochodu.

- Hej co jest? - zagadał mnie Zach. Otarłam łzy z twarzy i podniosłam głowę

Jurassic WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz