Zach próbował mnie złapać ale niestety zleciałam kilka metrów niżej na inną gałąź. Ból był potworny. Upadłam prosto na brzuch. szczęście, że nie na głowę ale wolałabym w ogóle nie spadać. Było mi przykro. Oboje byli tak zajęci szarpaniną, że nie zwracali na mnie uwagi. Dopiero potem Zach się ogarnął a mój chłopak....łzy napłynęły mi do oczu. Jak na zawołanie gałąź zaczęła się uginać pod moim ciężarem. Trzeszczała i skrzypiała. Na dodatek jakby tego było mało zjawiły się raptory.
- Zach! - chłopak szybko jak mógł schodził niżej a moja gałąź była coraz bliższa złamania. Miałam łzy w oczach a raczej płakałam. Nie mogłam się ruszyć bo za bardzo mnie to bolało.
- Sofi podaj mi rękę! - Zach był gałąź nade mną. Za wysoko bym mogła go dosięgnąć. Wyciągnęłam rękę ku górze ale to nic nie dawało. - Musisz skoczyć! - podparłam się na ręce by móc sięgnąć wyżej. Gałąź obniżyła się jeszcze bardziej - Proszę cię skacz! - szatyn był przerażony. Ja z resztą też ale....nie miałam już siły. - Skacz dziewczyno! - chce ale się boje! chciałam to krzyknąć ale nie mogłam bo raptory zaczęły skakać i były bardzo blisko. Jak nie skoczę przy kolejnym ugięciu gałęzi złapią mnie za nogę. Najszybciej jak mogłam odepchnęłam się na rękach i lekko do góry wybiłam. To było tylko kilka sekund ale adrenalina uderzyła, Serce waliło jak oszalałe. Gałąź spadła z hukiem na ziemię i roztrzaskała się na drobne kawałki. A ja...mnie złapał Zach. Podciągnął mnie lekko do góry i wtedy złapałam się gałęzi na której był. Wstałam na nogi i ciężko oddychałam. Oboje próbowaliśmy wyrównać oddech.
- Dziękuję - przytuliłam go. Po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę się bałam, że umrę. Nie mam pojęcia dlaczego. Odsunęłam się od niego a za moimi plecami stał Justin. Postanowiłam go na razie zignorować. - Masz może telefon? - szatyn pokręcił głową
- Rozwaliłem go podczas biegu. - zamyśliłam się chwilę. Co by mogło je odstraszyć? Ale problem już po chwili sam się rozwiązał.
- Znowu się ze sobą komunikują - pokiwałam głową. Najwidoczniej rząd ma dla nich teraz inne plany. Zeszliśmy z drzewa a raczej mi pomógł Zach. Podałam mu kluczyki. Mnie jeszcze trochę bolał brzuch.
- Dasz radę? - Spojrzałam na chłopaka
- No pewnie dam - Zaśmiał się. Wyglądał przy tym tak niewinnie.
- Sofi przepraszam ja..
- Skończ! - odwróciłam się w stronę Justina - Oskarżasz mnie o podłe rzeczy do których nie byłabym nigdy zdolna i doskonale o tym wiesz! Potem szarpiesz się z Zachem kompletnie ignorując moje krzyki a na sam koniec....nie wiem co ty sobie myślałeś...celowo mnie zepchnąłeś albo chciałeś uderzyć?! Nie wiem...
- Dobrze wiesz, że to nie..
- Nie, nie wiem. Wydawało mi się, że cie znam ale się myliłam.
- To nie tak - przerwałam mu po raz kolejny
- A jak?! - podeszłam do niego i miałam ochotę uderzyć go w twarz, nawet się zamachnęłam. Ale nie byłam w stanie tego zrobić. Momentalnie zaczęłam płakać. -A jak... - zapytałam po raz kolejny załamanym i drżącym głosem. Chłopak też miał łzy w oczach ale kiedy chciał coś powiedzieć i wyciągnął do mnie rękę momentalnie się cofnęłam. Pokiwałam głową - nie Justin....wiele jestem w stanie znieść ale nie to - załamywałam się coraz bardziej. Potrzebne nam teraz logiczne myślenie i czas. Ale gdybanie i rozmyślanie o nas mnie nie ominie a na pewno w tym nie pomoże.
- Sofi proszę - podszedł bliżej - błagam cię - w tym momencie sam płakał. Zaprzeczyłam. Wycofałam się i wsiadłam do samochodu.
- Hej co jest? - zagadał mnie Zach. Otarłam łzy z twarzy i podniosłam głowę
CZYTASZ
Jurassic World
FanfictionClaire Dearing wznowiła park jurajski. Naukowcy ponownie wskrzeszają dinozaury. Tym razem postanowili stworzyć własny gatunek. Indominus Rex. Zbitek kilku gatunków zwierząt. Siostra Claire przysyła jej na tydzień swoich synów Zacha i Graya Mitchell...