- Nie Sopi. Rak jest zaawansowany dla mnie nie ma ratunku
Siedziałam po środku domku osłupiała. Słyszałam, ze miał raka. Wszyscy mnie straszyli, że mam kilka dni. Ale nikt nie powiedział, że to zaawansowane stadium. Jak bardzo? i ile faktycznie mu zostało? Poszłam na zewnątrz do Justina. Siedział oparty o pień drzewa na jednej gałęzi. Usiadłam obok niego. Machałam nogami w powietrzu. Chciałam by coś powiedział. Ale uronił tylko kilka łez i przytulił mnie mocno do siebie.
- Kocham cie od kilku lat co myślę, że nie jest nowością - zaśmialiśmy się - ale to co się ze mną dzieje. Sophi pamiętasz jak Nes ci opowiadała o tym jak cała nasza paczka trafiła pod laser? - pokiwałam głową. Miałam może 14 lat jak zorientowałam się, że nasza grupa odstaje od reszty ale w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami.Pokiwałam głowa na znak, ze coś tam pamiętam. - To wcale nie było tak, że bawiliśmy się maszynami....Henry chciał nam pokazać laboratorium. Zgodziliśmy się. Ale pod koniec zamknął nas w tej sali. Dopiero teraz rozumiem, że byliśmy jego eksperymentem. Każdego z nas zamykał po kolei i testował różne opcje by dojść do tej co trafiła w ciebie - byłam w szoku...jak można zrobić coś takiego?! Kiedy ten przeklęty Wu przestanie mieszać w naszym życiu?! - Częste choroby Jess czy astma Mike to skutki uboczne. Podejrzewam, że z Nes....było podobnie. to nie była broń czy przypadek. Myśle, że ta maszyna wybije całą nasza paczkę. - strach i przerażenie kotłowało się w mnie na zmianę. Żadne z nich nie powiedziało mi tego od razu. Bali się?
- Nie no jak dorwę tego sukinsyna to zajebie go na starcie!
- Po co? za łatwo by miał? poza tym...warto siedzieć za takiego potwora?
- Na wyspie niczego mi nie udowodnią - uśmiechnęłam się cwanie
- Sophi fajnie, że masz poczucie humoru ale on pewnie zwiał.... - badałam uważnie jego minę. Był przytłoczony tym wszystkim i zagubiony. chciałam go przytulic powiedzieć, że wszystko będzie dobrze ale...moja rozwalona noga jego stan...nie wiem czy z tego wyjdziemy a jeszcze narażamy Zacha. - Uważam, że skoro ten facet nie żyje...a reszta jest bezpieczna....możemy pojechać do wybiegu raptorów. Jest połowę dnia stąd
- Justin ja nie wiem czy to dobry pomysł...
- Myślę, że to jedyny pomysł by zobaczyć co faktycznie stało się Nes... - Zach stał za nami - W jej oczach widziałem furie chciała mi dokopać ale nie miała na to szansy...a szkoda. - zaśmialiśmy się.
- Chodźmy się położyć..jutro czeka nas długi dzień. - położyłam się pod jedną ze ścian domku i patrzyłam przez małe okienko na zewnątrz. Widok jak z bajki...brontozaury..gwiazdy..księżyc, woda. Wszystko co naturalne piękne i nieszkodliwe..a mogło być tak od początku
~
Rano obudziło mnie słońce. Wypadało do domku i raziło po oczach. Przeciagnęłam się. A przynajmniej starałam. Ręce Justina przyciskały mnie do niego. Nie był to tak mocny uścisk jak kilka dni temu ale nadal stanowczy. Próbowałam się odsunąć od Justina ale było to niemożliwe. Chłopak coś jęczał pod nosem ale ani śnił mnie puścić.- Szkoda, że nie mam paralizatora - burknęłam do siebie - Justin....musimy iść.
- Oj...jeszcze trochę. - Potrząsnęłam nim tak, że lekko otworzył oczy.
- chciałeś sprawdzić swoją teorię co do śmierci Nensie. Zaraz to my możemy zobaczyć jak coś zjada jej ciało a i tak mamy pół dnia drogi do niej. - chłopak stęknął
- choć raz mogłem się zamknąć ale nie....ja i moje debilne pomysły - pocałowałam go delikatnie w usta i wykorzystałam jego chwilę nie uwagi i wyturlałam się spod jego ramion. Podpełzłam do Zacha.
CZYTASZ
Jurassic World
FanfictionClaire Dearing wznowiła park jurajski. Naukowcy ponownie wskrzeszają dinozaury. Tym razem postanowili stworzyć własny gatunek. Indominus Rex. Zbitek kilku gatunków zwierząt. Siostra Claire przysyła jej na tydzień swoich synów Zacha i Graya Mitchell...