16

184 9 6
                                    

Pocałunek trwał chwilę. Zatopiłam się myślami w nim. Jego usta były tak miękkie. Chciałam by trwało to dłużej ale nie wiedziałam z jakiego powodu. Kiedy chłopak się ode mnie odsunął spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich malutkie iskierki. Jednak gdy dotarło do mnie, że wpatruje się w niego jak w obrazek z rozmarzonym wyrazem twarzy, szybko odwróciłam głowę, potrząsnęłam nią i wstałam na chwiejnych nogach. Otrzepałam nogi z brudu i usłyszałam jak wiatr rusza liściami na drzewach. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę pojazdu. Usłyszałam cichy śmiech. Chyba go rozbawiłam. Poczułam jak rumieniec powoli pojawia sie na mojej twarzy. W miarę możliwości zakryłam go i wsiadłam do samochodu. Długo nie musiałam czekać a Zach wsiadł za kierownicą.

- Do centrum jedziemy na pewno? - z jednej strony niezręczność nie zejdzie miedzy nami. Bałam się, że sytuacja między chłopakami narobi nam więcej problemów a z drugiej strony nie było za bardzo wyjścia. Ale zaraz czym ja się tak przejmuje! Zachowuje się jak jakaś czwartoklasistka. Matko boska co jest ze mną nie tak?! To był tylko głupi całus! Przybrałam naturalny wyraz twarzy i odpowiedziałam pewnym głosem

- Bez Justina nic się kompletnie nie uda. Jakoś go przekonam by nam pomógł. - rozsiadłam się wygodniej na siedzeniu i wbiłam wzrok przed siebie

- A do czego on jest niezbędny? Przecież we dwójkę dajemy sobie rade. - westchnęłam. Nie wiem czemu ale odczuwałam w jego glosie lekka irytacje. Chciałam mu powiedzieć, że nie ma się o co martwić tylko po co? Nic mnie z nim nie łączyło to co stało się wcześniej nie powinno mieć miejsca. On kogoś ma. To nic nie znaczyło i było tylko po to bym przestała wpadać w panikę. Musze przestać być taką miękką klucha i wrócić do siebie.

- Wyszło nam teraz bo Justin odwrócił ich uwagę zapomniałeś? - chłopak zacisnął ręce na kierownicy. Zacisnął usta w cienką linie i pokiwał głową.

- A to jak przez niego prawie spadłaś z drzewa ty zapomniałaś? - pamięcią wróciłam do tych nie przyjemnych wydarzeń dalej były dla mnie one przykre. I doskonale wiedziałam, że chłopak przegiął.

- Zatrzymaj się - powiedziałam przez zaciśnięte zęby

- Co? - chłopak zmarszczył brwi. Jakby nie dosłyszał albo niedowierzał moim słowom. Wiem doskonale, że każda minuta była cenna i na wagę złota. Lecz w tym momencie miałam to gdzieś i egoistyczna część mnie dawała o sobie znać.

- Zatrzymaj się - warknęłam głośniej. Chłopak zatrzymał auto na środku drogi. Wysiadłam jak najszybciej i na pieszo kierowałam się w stronę centrum. Nie zwracałam kompletnie uwagi na słowa szatyna. Szlam uparcie przed siebie. Chłopak podbiegł do mnie i szarpną za ramie

- Przestaniesz się zachowywać jak obrażona damesa?! - zmarszczyłam brwi i lustrowałam jego postawę od góry do dołu

- Za kogo ty się masz by takie cos mówić trzepnij się w lep zanim cos powiesz! - wyrwałam się z uścisku

- Dobrze wiesz że ważą się losy wszystkich na wyspie a ty se focha strzelasz i idziesz na pieszo?! - wkurwiał mnie fakt, że sama sobie doskonale zdawałam z tego sprawę ale już nie chciałam jego pomocy, wsparcia czy nawet towarzystwa.

- Zajmij się swoim życiem, swoją dziewczyną a mi daj święty spokój! - ruszyłam dalej przed siebie. Nie miałam ochoty na potyczki słowne byłam zbyt zdenerwowana

- Żebyś wiedziała, że to zrobię ty się zajmij swoim blondasem - stanęłam w miejscu

- Ten blondas przynajmniej jest czegoś wart - miałam totalnie gdzieś jak on się czuł, czy te słowa go zabolą. Ruszyłam ponownie przed siebie powstrzymując z całej siły łzy które cisnęły mi się do oczu. Zach wydawał się inny po dłuższym czasie jak go w miarę poznawałam, jednak myliłam sie. Spojrzałam na swoją dłoń gdzie znajdował się sygnet mamy. Tak bardzo chciałam by przy mnie była teraz. Ona by wiedziała co robić. Kiedy wszystko szło gładko tak idealnie musiało sie jak zwykle cos popsuć. Wtedy wstrząs przeszedł przez ziemię. Wibracje odczulam zapewne nie tylko ja bo były bardzo silne. Roznosiły się co kilka chwil w równym odstępie czasowym. To były kroki lecz nie byle jakie. Kroki drapieżnika. Czy ja tego indominusa pozbędę się kiedyś raz a porządnie?! Nasłuchiwałam uważnie i rozglądałam się wokół niestety nic nie byłam w stanie dojrzeć nawet ruchu w drzewach czy innych spłoszonych zwierząt. Rozległ się przerażający ryk. Dudnił mi mocno w uszach. Jeszcze po Zachu nie było ani śladu. Claire zabije mnie jak mu się cos stanie albo nie daj Boże zjawie się bez niego. Ale czy mnie to obchodzi? Nie wiem ile czasu minęło ale dostrzegłam ruch miedzy drzewami. Wyglądało to tak jakby podążała za nami wszędzie. Dalej nie wiedziałam jak i dlaczego. Rana na mojej nodze po nocy w domu zregenerowała się i nie było po niej śladu. Nie wiem czy cokolwiek innego by ją ciągnęło za mną chociaż skoro ten sam promień co tworzył częściowo dinozaury trafił we mnie może tez i ją przyciągał? Wątpię bym czegokolwiek się dowiedziała bo zasrany Henrry dawno opuścił wyspę. Byłam ciekawa czy ojcu, Claire i bratu Zacha udało się już wydostać czy dalej czekają na prom. I co z naszą paczką? To może nie był najlepszy czas na przemyślenia ale odwracałam własną uwagę od szukania Zacha bo dalej byłam zła do granic możliwości. Usłyszałam silne uderzenie chwile później samochód przeleciał kilkanaście metrów nad moją głową i wylądował w krzakach. Super oby tego debila tam nie było. Schowałam się za drzewo i wsłuchiwałam w bicie serc. Najwolniejsze i najgłośniejsze należało do tego mutanta ale słyszałam też słabiej szybkie bicie. Czyli chłopak pewnie żył. Mimo to nie widziałam go i nie mogłam znaleźć. Ujrzałam kilka metrów na lewo od siebie gigantyczny odcisk a to oznacza, że jest niewidzialna jednym słowem kameleon pełną parą. Jak boga kocham dorwę tego Świrusa i zajebie własnymi rękami. Coraz więcej motywacji by przetrwać i wynieść się z wyspy. Ale jak ja mam coś zrobić jak nawet nie wiem czy mnie widzi i gdzie ma pysk! Boże myśl dziewczyno myśl! Wtedy poczułam zimną dłoń na ustach. Chciałam zacząć się szarpać ale to na pewno był Zach bo nie słyszałam bicia większej ilości serc. Odwróciłam głowę. Pokazał mi gestem bym była cicho i kucnęła. Nie wiem jak tu się znalazł ale chyba się zorientował w sytuacji. Może to dziwnie brzmi ale starałam się jak najciszej oddychać. Małymi powolnymi krokami schowaliśmy się w gęstwinie krzaków i położyliśmy na ziemi. Miałam nadzieje, że nas nie wyczuje jakimś cudem. Wtedy Zach wylał na nas cos z baniaka po smrodzie wnioskuje, ze benzyna. Serio drugi raz?! Chce się wyszorować z tego smrodu. Po mojej bluzie zostało tylko kilka skrawków bluzka tez była poszarpana. Stwierdziłam, ze jak dotrzemy do centrum to się chociaż lepiej ubiorę. Kroki stworzenia oddalały się z czasem. Dopiero kiedy przez dłuższy czas ziemia przestała się trząść powoli i nadal w miarę cicho wyjrzeliśmy za krzaków. Nie było jej nigdzie na horyzoncie. Chłopak chciał już wstać ale przytrzymałam go ręką, starałam się wsłuchać w bicie serc słyszałam tylko nasze i małych zwierzątek to znaczy ze nie ma jej w pobliżu. Odetchnęłam z ulgą

Jurassic WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz