Widok był przerażający. Ręce mi się trzęsły i byłam przerażona. Dla mnie sytuacja była oczywista......szanse na przetrwanie są nikłe a nadzieja zanika z każdą minutą.
Pterozaury latały wszędzie. Zjadały ludzi, raniły ich, wybijały witryny, latały, łaziły, wszystko rozwalały wokół.
- Ja chyba śnię....- Zach stał z otwartą buzią. Claire i mój ojciec byli kompletnie zakłopotani. Ludzie biegali wszędzie i siali panikę. Panował jeden wielki chaos. Wtedy gdzieś w tłumie Grey znalazł te babę co się nimi miała zajmować. Rozmawiała przez telefon tak jakby nic się nie działo. W pewnym momencie pterodaktyl zleciał w dół i złapał ją. Zaczęła krzyczeć i się szamotać. Dinozaury wyrywały ją sobie z szpon. Nie chciałam na to patrzeć to było okropne. Zach pobiegł do brata a mój ojciec próbował walczyć z tym czymś. I w tym momencie pocałował Claire. No okej tego bym się nie spodziewała. Zamurowało mnie to ale miałam wrażenie, że chłopaków również.
- Spohi! - dobiegł mnie głos Justina. Chłopak był cały poharatany, podrapany, brudny i poczohrany. Miałam łzy w oczach nic mu nie jest. Kiedy za nim wylądowało to zwierzę poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła. Chłopak bez wachania zaczął się z nim szarpać. Trzymał jego Dziób. A jakimś metalowym prętem zaczął go ranić. Nie wierzę w to, że po tylu latach z tak niezwykłymi zwierzętami szczerze je teraz nienawidzę. Ich widok powoduje u mnie odruch wymiotny. Kiedy Justin uporał się z jednym usłyszałam tylko krzyk ojca.
- Nie!... - byłam otoczona przez trzy pterodaktyle. Normalny człowiek już by był skazany na śmierć ale nie ja. Robiłam uniki tak długo aż jeden trafił drugiego i oba padły martwe. Natomiast z ostatnim miałam trochę więcej roboty. W ostatnim momencie kiedy miał mi odgryźć głowę pżebiłam mu serce metalowym prętem. I ptak opadł na mnie. Usłyszałam krzyk i ryk. I moje imię. Czy oni myśleli, że ja nie żyje?. Wyszłam spod zwierzaka. Byłam poczohrana, moje ubranie zmasakrowane, a ciało poszarpane i całe we krwi. Pierwsze co to ojciec zaczął mnie ściskać.
- Nie rób mi tego więcej - poklepałam ojca po plecach.
- Nie mam zamiaru.- ledwo się od niego odkleiłam a Grey wskoczył mi na ręce. Przytuliłam go mocno. - Jesteś taki dzielny. - Nie wiem czemu ale patrząc na niego widzę takiego trzy latka uśmiechniętego zawsze nie ważne jak się wali i pali on zawsze da sobie radę. Kiedy Zach miał do mnie podejść przynajmniej miałam takie wrażenie Justin powoli wstał z ziemi. Podbiegłam do niego i rzuciłam się na szyję. Obrócił nas wokół osi i mocno pocałował.
- Nie waż mi się więcej tego robić
- Obym nie musiała - pocałowałam go jeszcze raz i odwróciłam się do ojca. - Kto obecnie zarządza parkiem?
- Ochrona rządowa chcą wykorzystać raptory w miastach. Jako broń. Nie mamy jak tego powstrzymać - pokiwałam palcem.
- I tu jest błąd. Możemy zrobić więcej niż ci się wydaje. - zmarszczył brwi - połowa ludzi opuściła już wyspę. Druga połowa wypłynie jutro rano tam musicie się dostać wy - wskazałam ręką na chłopaków i Claire.
- O nie nie. Nie będę tego przerabiać ponownie....
- Zrozum do helikoptera zmieszczą się tylko dwie osoby. Więcej statków więcej tu nie przypłynie. Chcesz tu utknąć?! - to chyba dotarło do wszystkich. Jeśli tego nie powstrzymamy.... źle się to skończy. - Wasza mama pewnie słyszała już w wiadomościach o tym co się tu stało. - supścili głowy.
- A co z Indominusem?
- Claire...kochasz swoją pracę i wiem o tym.... jesteś z nią zrzyta i kochasz te zwierzęta....ale niestety albo my albo one. Jeśli indominus przeżyje znajdą go inni bogaci ludzie sprowadzą i zabiją wszystkich ludzi na ziemi
- Ona ma rację nieszkodliwe będą tylko te roślinożerne resztę powinno się zabić inaczej one zabiją nas.
- A jakby same tu zostały?
- Znajdą ich bogaci ludzie....to nie skończy się dobrze. - Claire dotknęły te słowa. Żałowałam, że przez tyle lat nie byłam w stanie jej wybaczyć tego co spotkało moją matkę. Mimo, że to nie była jej wina.
- A tak na marginesie od kiedy to ja nie wiem o twoim życiu osobistym - spojrzałam na ojca
- Ja no te...ten...to...ten...tego
- Dobra wyluzuj. Myślę, że lepiej trafić nie mogłeś - ojcu widocznie ulżyło a Claire się uśmiechnęła. Szkoda, że takie rzeczy stały się akurat w takiej sytuacji. Wtedy zadzwonił mój telefon. To centrala
- Nes nie żyje. Przykro nam Sofia...- to chyba jakiś żart. Upuściłam telefon.... słyszałam jak przez mgłę a obraz się rozmazywał.
- Sophia co jest?!
- Nes....ona....ona....nie żyje - moje policzki zalały łzy. Justin sam ledwo dawał radę. Osunęliśmy się na kolana. Ojciec też miał łzy w oczach. Dlaczego ona? Podniosłam telefon
- Jak?
- Tak dokładnie to...
- Jak?! - mój głos się załamywał.
- Chciała pozbyć się zagrożenia i zagonić raptory na wybieg. Ten szef kazał ją zastrzelić. Nie wytrzymałam. Wstałam z ziemi. I obiecałam, że za to zapłacą. Zabrałam kluczyki i wsiadłam do auta.
- Sophia to nie jest dobra droga - ojciec trzymał otwarte drzwi. Wskoczył razem z Justinem, Claire i Zachem do środka Gray wpakował się do bagażnika.
- Chcą że zwierząt zrobić broń i zabić wszystkich ludzi na ziemi. I zabili moją przyjaciółkę bo chciała wszystkich ratować nie daruję im tego. Ruszyłam z piskiem opon spoweotek do centrali. Na miejscu wysiadłam trzaskając drzwiami. Akurat trafiliśmy na moment gdzie Henry próbował zwiać mój ojciec z wielką chęcią się nim zajął. Ja szłam korytarzami do sterownika. Zabijała wszystkich po kolei jak leciało. Ostatni strzał chciałam zadać jemu by cierpiał ile tylko się da. Ale jego tam nie było a to znaczy tylko jedno. Transportował raptory.....trzeba go powstrzymać
- Zach dasz radę kogoś namierzyć po numerach? - chłopak usiadł do komputera
- daj mi 10minut
--------------------------------------------------------
OTO KOLEJNY ROZDZIAŁ. PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO ALE NIE BYŁAM W STANIE SIĘ WYROBIĆ STRASZNIE INTERNET MI SZWANKUJE ALE NIE WAŻNE OTO WASZ ROZDZIAŁ XD. DO NEXTA
CZYTASZ
Jurassic World
FanfictionClaire Dearing wznowiła park jurajski. Naukowcy ponownie wskrzeszają dinozaury. Tym razem postanowili stworzyć własny gatunek. Indominus Rex. Zbitek kilku gatunków zwierząt. Siostra Claire przysyła jej na tydzień swoich synów Zacha i Graya Mitchell...