3.

607 31 19
                                    

Niedziela była wyjątkowo ciężka. Rano obudził mnie kac morderca. Całe szczęście, że wykąpałem się w nocy, bo teraz nie dałbym rady. Wyciągnąłem z kufra pognieciony, czarny podkoszulek z godłem Gryffindoru i granatowe sztruksy. Ubrałem się, zawiązałem sznurówki trampek i zszedłem do pokoju wspólnego. Zastałem tam Remusa, który z nietęgą miną sprzątał pobojowisko po wczorajszej imprezie.

– Pomogę ci – zaoferowałem się.

– Dzięki. Ledwo żyję – posłał mi blady uśmiech. – Ta impreza, to był zły pomysł.

– Bywało gorzej.

– I kto to mówi! Ty pierwszy odpadłeś.

– I najlepszym się zdarza.

Sprzątaliśmy dzieląc się spostrzeżeniami po imprezie, która okazała się totalną porażką. Siódmoklasiści popili nawet bardziej niż my, Pettigrew i Longbottom spali w toalecie na końcu korytarza i dopiero nad ranem udało im się wrócić do dormitorium. Dziewczyny podobno uciekły do swoich pokoi zaraz po mnie, a James, goniąc za Evans, sprawił, że schody zmieniły się w zjeżdżalnię.

– O czym rozmawiałeś z Chloe? – spytał Remus, gdy już oddaliśmy McGonagall pożyczony gramofon i poszliśmy na śniadanie.

– Dała mi do zrozumienia, że kiedyś już się spotkaliśmy a ja tego nie pamiętam – wyznałem mu.

– Myślisz, że to możliwe?

– Nie mogę tego wykluczyć – wzruszyłem ramionami.

– Ciekawe, kiedy mogłeś się tak urżnąć, żeby nie zapamiętać spotkania z ładną dziewczyną – kpił Lupin.

– Jeśli wcześniej nie chodziła do Hogwartu, to tylko w wakacje – stwierdziłem.

W Wielkiej Sali przy naszym stole było jeszcze pusto. Jedyną osobą, która dotarła na śniadanie, była właśnie Chloe. Od razu odechciało mi się jeść, gdy zobaczyłem jej kwaśną minę. Westchnąłem, ale usiadłem obok Remusa.

– Dzień dobry – przywitałem się z dziewczyną.

– Chyba nie dla was – odparła patrząc na nas krytycznie.

– Po co ja w ogóle próbuję? – spytałem cicho, ale tak, by mnie usłyszała.

– Czy któryś z was mógłby mnie zaprowadzić do biblioteki? Jeszcze ciężko mi się odnaleźć w zamku – poprosiła grzecznie Decker, patrząc przy tym na Lupina, a nie na mnie.

– Idź ty – powiedział Remus z ustami pełnymi owsianki. – Ja jem.

– Dzięki, stary – szepnąłem z przekąsem i zwróciłem się do Chloe: – Chodź, Decker.

Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną, ale posłusznie szła za mną. Przedstawiłem jej panią Pince i oprowadziłem po bibliotece. Skoro już tam byłem postanowiłem wypożyczyć też coś dla siebie. Zacząłem szukać czegoś, czego jeszcze nie czytałem o zaklęciach obronnych, a ona usiadła przy stoliku, wyciągnęła z torby listę książek i założyła na nos okulary. Obserwowałem ją nawet się z tym przesadnie nie kryjąc. Co jakiś czas wstawała, żeby odszukać na półkach książkę i przynosiła ją do stolika. Później szła po kolejną, aż uzbierała niemały stos. Zaczęła sprawdzać wszystkie pozycje z listą, a okulary co chwila spadały jej na czubek nosa. Poprawiała je nerwowym ruchem i wtedy zrozumiałem, że nie nosiła ich na co dzień.

– Z czego się śmiejesz? – spytała ze złością.

– Z ciebie – odparłem uśmiechając się coraz szerzej.

Pamiętnik SyriuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz