18.

374 22 7
                                    

Listopad, 1977
– Naprawdę łudziliście się, że nikt się nie dowie o waszej małej wyprawie? – kpiła z nas Elizabeth.
– Owszem, właśnie na to liczyliśmy – odpowiedziała jej Chloe, jak zwykle przy siostrze przybierając wystudiowany, spokojny ton głosu.
– W takim razie pozwólcie, że was oświecę! Dom Syriusza jest obserwowany i Orion już wie, że tam byliście – powiedziała to tak, jakby cieszyła się, że może nam to uświadomić. Zupełnie nie pasowało to do malującej się na jej twarzy wściekłości.
– I co z tego? Mam prawo bywać we własnym domu! – zdenerwowałem się.
– Ale nie musisz tam ze sobą ciągnąć mojej siostry – wytknęła mi Elizabeth.
– Słuchaj, a skąd ty w ogóle o tym wiesz? – wtrąciła się Chloe.
– Jestem w kontakcie z Orionem – wyjaśniła niechętnie Lizzy.
– I dopiero teraz mi to mówisz? – spytała cicho jej młodsza siostra, a w tym pytaniu było coś takiego, że Elizabeth zauważalnie zadrżała.
– Nie chciałam, żebyś wiedziała... Zaraz po tej akcji w Coventry napisałam do niego, że wszystko ze mną w porządku i że udało mi się wszystkim wmówić, że niczego nie pamiętam... Wiecie, że niby Dumbledore mi uwierzył, ale jak to on, wolał mieć mnie na oku i zaproponował mi pracę, a ja się zgodziłam – powiedziała spokojnie. – I on teraz myśli, że utknęłam tutaj, żeby was obserwować.
– Świetny plan – skrzywiłem się lekko na myśli o tym, że ojciec kazał mnie śledzić.
– Nie marudź, gdyby nie ja, to strach pomyśleć, kto by was uczył w tym roku – skwitowała. – I lepiej od razu przyznajcie się, czy rozmawialiście o czymś, co mogłoby ich naprowadzić na miejsce pobytu Chloe?
– Mówiliśmy o tym, że do końca roku szkolnego będę w Hogwarcie – zaczęła przypominać sobie jej siostra.
– I o tym, że ten, kto zdewastował mój dom, szukał jej adresu, ale niczego nie mógł znaleźć, bo przecież sprzedała dom po rodzicach – dodałem, a one wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
– I nie wymieniliście żadnego innego miejsca? – upewniła się Elizabeth.
– Nie – zaprzeczyła stanowczo Chloe.
– A o mnie... coś mówiliście? – spytała jeszcze Lizzy.
– Nie wprost – odparłem.
– Dobre i to... Najwyżej Orion dojdzie do wniosku, że jesteście nieprzeciętnie inteligentni – stwierdziła z przekąsem.
– Mocno w to wątpię – mruknąłem. Widmo ojca nie chciało się ode mnie odczepić.
– Zdziwiłbyś się, gdybyś wiedział, jak bardzo mu zaimponowałeś, kiedy odwiedził cię w twoim domu – powiedziała Elizabeth i uśmiechnęła się do mnie. – Gdyby nie fakt, że w ogóle rzadko się do ciebie przyznaje, to mogłabym powiedzieć, że w głębi duszy był z ciebie dumny.
– Mój ojciec nie ma duszy – warknąłem.
– Mylisz się...
– Lizzy, zamknij się już – przerwała jej Chloe.
Siostra spojrzała na nią ze zdziwieniem, a ja poczułem głęboką wdzięczność za to, że stanęła po mojej stronie. Jednak to nie było wszystko, co Chloe miała do powiedzenia.
– Pogódź się z tym, że nie jestem dzieckiem. Że dobrze pamiętam, czego uczyli mnie rodzice... Na przykład, żeby upewnić się, że to, o czym mówię, nie dotrze do kogoś, kto nie powinien o tym wiedzieć! – podniosła głos i spojrzała na siostrę ze złością. – Syriusz też nie jest idiotą i nie opowiada wszystkim dookoła o...
– Dobra, dobra, załapałam – przerwała jej wstrząśnięta Elizabeth. – Nie musisz tak krzyczeć.
– Ale chcę! – prychnęła Chloe.
– Prawdziwa lwica z ciebie – Lizzy nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
Już miałem sprostować, gdy nagle dotarło do mnie, że w zasadzie nie mam pewności, czy Elizabeth wie o tym, że Chloe jest animagiem. Biorąc pod uwagę to, że właśnie przed chwilą moja dziewczyna broniła mnie twierdząc, że nie zdradzam powierzonych mi sekretów, wolałem ugryźć się w język.
– Żebyś wiedziała – stwierdziła Chloe z godnością.
– Tata byłby z ciebie dumny... tak, jak ja – pochwaliła ją siostra.
– Nie odwracaj kota ogonem – nie dała się udobruchać Chloe. – Zaufaj nam choć odrobinę.
– Dam wam kredyt zaufania, ale jeśli jeszcze raz wymknięcie się ze szkoły... dalej niż do Hogsmeade... to inaczej sobie porozmawiamy – zagroziła nam Elizabeth, a jej siostra pokiwała głową z podejrzanie radosnym uśmiechem na ustach.
– Masz na to moje słowo – odpowiedziała poważnie i nie czekając, aż ja cokolwiek dodam, rzuciła jej krótkie: – Musimy już lecieć, pa.
Dosłownie wypchnęła mnie z gabinetu Elizabeth i roześmiała się.
– Ona naprawdę mnie nie docenia – stwierdziła.
– Wiesz, ja tam nie rozumiem, z czego ty się tak cieszysz – zauważyłem ostrożnie. – Właśnie jej obiecałaś, że nie będziesz opuszczać szkoły...
– Och, uwierz mi, niczego takiego jej nie obiecałam – odpowiedziała tajemniczo. – W końcu pozwoliła mi wychodzić do Hogsmeade. Niedługo się dowiesz, gdzie popełniła błąd.
– A czemu nie dzisiaj? – spytałem.
– Bo to popsułoby ci niespodziankę – uśmiechnęła się pod nosem.
– W takim razie poczekam – odparłem. – Lubię niespodzianki.
– Mam nadzieję – zachichotała.
W wejściu do naszej Wieży przyśpieszyła kroku, a kiedy spróbowałem ją dogonić, otoczyła mnie nagle nieprzenikniona ciemność. Nie zdążyłem się nawet przestraszyć, bo gdy tylko zrobiłem krok do przodu światło rozbłysło na nowo a kilka roześmianych głosów krzyknęło:
– Niespodzianka!
Przez całą długość pokoju wspólnego ciągnął się transparent z mieniącym się różnymi kolorami napisem: „Wszystkiego Najlepszego”. No tak, rzeczywiście miałem urodziny, ale wszyscy już wcześniej złożyli mi życzenia i dali prezenty, więc myślałem, że ten wieczór spędzę tylko w towarzystwie Chloe. A tymczasem ona miała inne plany.
– To był twój pomysł? – spytałem cicho, stając obok niej.
– Nie… próbowałam im powiedzieć, że nie będziesz tym zachwycony, ale chłopcy się uparli… – wyjaśniła mi, wskazując głową na roześmianych od uch do ucha Jamesa i Remusa.
– Wszystkiego najlepszego, jeszcze raz – podszedł do nas James wręczając nam po butelce z piwem. – Dzisiaj świętujemy trochę łagodniej niż ostatnio. W końcu jutro musimy dotrzeć na lekcje.
– A od kiedy to jesteś taki obowiązkowy? – zdziwiłem się złośliwie.
– Odkąd dowiedziałem się, że zawodowy gracz w quidditcha musi mieć zdane wszystkie OWUTEMy na powyżej oczekiwań – wyjaśnił, ale uśmiech spełzł mu z twarzy. – Najwyraźniej talent to nie wszystko.
– Gdzie mają aż takie wymagania? – spytałem.
– Gdzieś tam mają… – mruknął całkowicie tracąc humor.
Najwyraźniej nie chciał mi o czymś powiedzieć, tylko nie byłem pewien, czy ukrywa to przede mną, czy wstydzi się obecności Decker. W każdym razie wyjaśnienia musiały poczekać na inną okazję, bo ja nie zamierzałem rezygnować z towarzystwa Chloe.
– Widzę, że dopięłaś swego – szepnąłem, spoglądając znacząco na jej sweter.
– Przecież sam tego chciałeś – stwierdziła złośliwie.
– Niezupełnie o to mi chodziło – zaśmiałem się.
– Mam nadzieję, że nie popsuliśmy wam planów? – spytał Remus, który właśnie podszedł do nas z Mary u boku.
– Nie wy pierwsi – odparłem myśląc o tym, że ostatnio zdarzało się to nagminnie. – Zdążyłem się już przyzwyczaić.
– To ostatnia taka okazja przed świętami – wyjaśnił mi Remus.
– W sumie masz rację – rozchmurzyłem się. – Decker, masz ochotę zatańczyć?
– Jasne – uśmiechnęła się do mnie szeroko. – Wszystkiego najlepszego – szepnęła i pocałowała mnie tak namiętnie, że zrobiło mi się gorąco.
– Wiesz, muszę ci coś wyznać – zacząłem tajemniczo, a ona spojrzała na mnie wyczekująco. – Chyba jednak nie lubię niespodzianek.

Pamiętnik SyriuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz