31 lipca 1981
– Byłam pewna, że Lily cię zamorduje, gdy zobaczy twój prezent – roześmiała się Chloe, kiedy wyszliśmy z domu Potterów po urodzinach Harry’ego.
– Za to James był zachwycony – stwierdziłem spokojnie. – Młody zresztą też.
– Jemu to akurat było wszystko jedno – odparła rozbawiona.
Nagle zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Nie dziwiłem się jej. Zaraz za bramą stał mój motocykl. To była część niespodzianki, którą dla niej przygotowałem.
– Masz ochotę na małą przejażdżkę? – spytałem.
– Jasne.
Na to właśnie liczyłem. Od dawna nie zrobiliśmy niczego szalonego. Od lat, można powiedzieć. A teraz mieliśmy zrezygnować z ukrywania się i przejechać przez Dolinę Godryka rycząc silnikiem motocykla. Usiadłem za kierownicą, a Chloe z wdziękiem wskoczyła na siodełko za moimi plecami. Boczna przyczepa była odpięta, żeby nam nie przeszkadzała.
Żwir zachrzęścił pod kołami, kiedy ruszyłem spod bramy, a ciepłe, letnie powietrze przyjemnie owiało mi twarz. Poczułem się wolny, jak nigdy dotąd. Całe napięcie, w którym żyłem, nagle gdzieś zniknęło.
Po zaledwie kilku minutach opuściliśmy miasteczko i wtedy pokazałem Decker, co naprawdę potrafi moja maszyna – wzbiliśmy się w powietrze. Chloe krzyknęła zaskoczona i mocno objęła mnie w pasie.
– Zwariowałeś?
– Już dawno – odkrzyknąłem ze śmiechem. – Trzymaj się!
Latanie motorem było niezwykłym doświadczeniem. Prędkość była dużo większa niż w przypadku miotły, łatwiej też było nim sterować, ale ponieważ był to mój własny wynalazek, to musiałem cały czas pilnować, żeby nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Wtedy moglibyśmy spaść na ziemię, bo motocykl był jeszcze w fazie testów. Jednak nie zależało mi na popisywaniu się przed Decker (no, może trochę), tylko na tym, by choć na chwilę oderwać się od wszystkiego. Chloe śmiała się radośnie, a nawet odważyła się mnie puścić i rozłożyła szeroko ręce. Cholera, byłem szczęśliwy, że udało mi się sprawić jej przyjemność.
W końcu wylądowałem na upatrzonej wcześniej polance w niewielkim lesie, który idealnie nadawał się do tego, by ukryć w nim motor przed wścibskimi spojrzeniami okolicznych czarodziejów. Nie chciałem mówić Decker gdzie jesteśmy, ani jakie mam plany na resztę nocy. Ona o to nie pytała. Chyba czasem lubiła być zaskakiwana.
Wyjąłem z kieszeni czarną opaskę i uśmiechnąłem się lekko.
– Zaczynam się ciebie bać – zachichotała, ale pozwoliła sobie zawiązać oczy.
– Myślałem, że ten etap mamy już dawno za sobą – stwierdziłem.
– Wspomnienia wracają – szepnęła.
O to mi właśnie chodziło. Cały mój plan opierał się na tym, by przywołać kilka naszych wspólnych wspomnień. I to nie tylko tych dobrych. To było dla mnie jak podróż w czasie. Aż do samego początku.
Ścisnąłem jej dłoń i ostrożnie poprowadziłem ją wzdłuż plaży do małego pubu, gdzie posadziłem ją przy stoliku i kazałem jej chwilę zaczekać. Przyniosłem dwa drinki i dopiero wtedy odsłoniłem jej oczy.
– Nie wierzę – szepnęła rozglądając się uważnie dookoła. – To tutaj się poznaliśmy.
– Mówiłem ci kiedyś, że gdybym mógł, to cofnąłbym czas, żeby naprawić tamten błąd.
– Już od bardzo dawna nie uważam, że to był błąd – uśmiechnęła się przekornie.
– Nie? Przecież byłaś o to wściekła.
– Byłam – zarumieniła się i opuściła wzrok. – To było głupie.
– Zraniłem cię – powiedziałem spokojnie. – I wcale nie chcę do tego wracać.
– To czemu mnie tutaj zabrałeś?
– Bo to wtedy zrozumiałem, że w końcu znalazłem ideał – szepnąłem. – Chociaż uświadomiłem to sobie znacznie później, to jednak właśnie tutaj wszystko się zaczęło.
Podniosła wzrok i spojrzała na mnie bardzo intensywnie. Jej zielone oczy błyszczały, odbijając światło świec stojących na stole, a policzki wciąż były lekko zarumienione. Taką Decker pokochałem i taką chciałem ją widzieć przez resztę życia.
– I teraz chcesz to powtórzyć? – spytała.
– W miarę możliwości – uściśliłem.
Roześmiała się i ochoczo pokiwała głową. Tak samo jak ja potrzebowała tego, by zapomnieć o całym źle, które otaczało nas na co dzień. Dlatego przez kolejną godzinę rozmawialiśmy, śmialiśmy się i snuliśmy plany ani słowem nie wspominając o toczącej się wojnie. Przez tę jedną noc nic innego się dla nas nie liczyło – tylko my.
– Idziemy na spacer? Muszę się przewietrzyć, zanim wsiądę za kierownicę – oświadczyłem, gdy wypiliśmy do końca kolejne drinki.
– Chcesz prowadzić w takim stanie? Może lepiej zostańmy tu na noc – stwierdziła ostrożnie.
– Czekałem, aż to zaproponujesz – uśmiechnąłem się. – Ale najpierw spacer.
Księżyc odbijający się w spokojnej tafli morza robił imponujące wrażenie, delikatne fale szumiały cicho, a wiejący od lądu wiatr cichł stopniowo. Okolica była piękna i cholernie romantyczna. Jak na zamówienie.
Spacerowaliśmy pozornie bez celu, ale cały czas odtwarzaliśmy tamten wieczór, podczas którego poznałem Chloe. Tym razem chciałem zapamiętać każdy szczegół. Każdy jej uśmiech i jej zachwycone spojrzenie.
– To już przesada – stwierdziła, gdy stanęliśmy przed tym samym pensjonatem, w którym wtedy mieszkała z rodzicami. – Nie mów, że wynająłeś tu pokój.
– Nie... tutaj tylko chcę cię pocałować. Liczę na to, że nie uciekniesz...
Ledwie zdążyłem skończyć zdanie, gdy poczułem jej ciepłe, miękkie usta na swoich. Nie uciekła. Wiem, że wtedy by to zrobiła.
– Dziękuję – szepnęła przerywając pocałunek.
– Tak to powinno wyglądać – stwierdziłem. – Lepiej późno niż wcale.
– Miałeś świetny pomysł – pochwaliła mnie. – Dawno się tak dobrze nie bawiłam.
A to jeszcze nie koniec niespodzianek – pomyślałem. Do tej pory wszystko było proste. Teraz dopiero zacząłem się denerwować. Ominęliśmy pensjonat i poszliśmy dalej. Do letniej rezydencji moich dziadków, w której kiedyś spędzałem wakacje.
Dom był ogromny, opuszczony i zaniedbany. Nikt nigdy nie chciał tutaj zamieszkać na stałe, a przez ostatnie lata niewielu członków mojej rodziny miało czas na beztroski wypoczynek nad morzem. Było mi to bardzo na rękę.
Sama posiadłość robiła raczej ponure wrażenie, ale zaraz za nią, na tyłach ogrodu stał mały domek, w którym kiedyś mieszkała służba. To właśnie tam zaprowadziłem Chloe. Zawsze lubiłem przytulną atmosferę tego miejsca. Stworek przybył tu wcześniej, by posprzątać, napalić w kominku i zostawić nam coś do jedzenia.
Decker była już trochę zmęczona, ja zresztą też, więc odpuściliśmy sobie kolację, zadowalając się tylko kieliszkiem wina. Usiedliśmy przytuleni na poduszkach rozrzuconych na podłodze przed kominkiem. Chloe przymknęła oczy opierając się o moje ramię. Pogłaskałem ją po policzku, żeby jeszcze mi nie zasnęła. Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
– Chloe, wyjdziesz za mnie? – spytałem wyciągając z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem, który podarował mi ojciec.
– Tak – rzuciła mi się na szyję, zupełnie lekceważąc pierścionek.
Przytuliłem ją mocno. Przez cały czas byłem prawie pewien, że Decker się zgodzi, ale... No właśnie, tylko prawie. Nawet gdy się kogoś tak dobrze zna, nawet po tylu latach, pozostaje jakaś niepewność. Na szczęście Chloe nie miała wątpliwości. Odsunąłem się od niej i wysunąłem jej pierścionek zaręczynowy na palec. W końcu na niego spojrzała, a później znów mnie objęła.
– Kocham cię, Black – szepnęła.
– Ja cię kocham, Decker.
CZYTASZ
Pamiętnik Syriusza
Fiksi PenggemarDo czego człowieka może doprowadzić chwila zazdrości? Długo się nad tym zastanawiałem. Może czasami uważałem się za lepszego od Jamesa, przynajmniej w pewnych kwestiach, ale nigdy niczego mu nie zazdrościłem. Aż do teraz. On miał odwagę przyznać, cz...