Styczeń, 1981
Jedna noc, a tak wiele zmieniło się w naszym życiu. James spakował rodzinę i uciekł z Fairlight nie mówiąc nikomu, gdzie zamierza się zatrzymać. Nikt nie miał mu tego za złe. My także wyprowadziliśmy się z domu. Właściwie z obu domów. Na wszelki wypadek. Mieszkanie moich rodziców stało puste, bo choć Chloe zaleczyła ranę, to ojciec wymagał hospitalizacji. Z początku tłumaczyliśmy sobie, że zrobiliśmy to, by mieć bliżej do szpitala, ale prawda była taka, że zwyczajnie się baliśmy.
Śmierć Dorcas była wstrząsająca i zupełnie niespodziewana. Czemu Voldemort wybrał właśnie ją? Czemu nie mnie? W końcu to o mnie mówiła mu Bellatrix! Tymczasem on ze wszystkich osób obecnych na placu bitwy dostrzegał tylko ją! Dumbledore wyjaśnił mi, że Dorcas miała już wcześniej wątpliwą przyjemność porozmawiać z Voldemortem. Próbował ją zwerbować. To właśnie była ta szansa, którą jej dał. Nie skorzystała, więc ją zabił. Biedna, dzielna Dorcas Meadows. I chociaż cierpiałem, to nie zamierzałem się wycofywać! Nie mógłbym tego zrobić.
– Lily przysłała patronusa – poinformowała mnie Chloe, gdy wróciłem ze szpitala do domu. – Są bezpieczni, ale nie powiedzą gdzie i pytają co u nas. Przepraszają też, że zniknęli bez pożegnania.
– Odpowiedziałaś jej już? – spytałem.
– Jeszcze nie. Nie wiem, czy mówić im o Dorcas – szepnęła. Wiedziałem, że było jej wstyd, że nigdy nie dogadywała się z Meadows.
– I tak się w końcu dowiedzą.
– A jeśli będą chcieli przyjechać na pogrzeb? Mimo wszystko nie chcę, żeby tak ryzykowali.
– Właśnie miałem ci powiedzieć, że pogrzeb już był. Jej rodzice nie chcieli, żeby ktokolwiek z Zakonu się na nim pojawił, więc pochowali ją po cichu.
– Nie... To nie powinno tak wyglądać. Dorcas... zasłużyła na to, by wszyscy dowiedzieli się, jak zginęła!
– Wiem, ale to ich decyzja. Do była jedynaczką, a jej rodzice nie chcieli, żeby należała do Zakonu. Obwiniają Dumbledore’a... Może i lepiej, że pogrzeb był cichy. Jeszcze by doszło do jakiejś awantury.
– Może masz rację... – zgodziła się ze mną. – Jak tata?
– Coraz lepiej. Nadal nie wolno mu wstawać, ale narzeka na jakość jedzenia, więc chyba wraca do zdrowia.
– Miałeś szczęście, że akurat się pojawił.
– To zasługa Stworka. Usłyszał o ataku na Hastings i powiedział ojcu, że mogę być w niebezpieczeństwie. I zabrał go prosto do mnie.
– Myślałam, że Stworek cię nie lubi?
– Bo nie lubi, ale musi być posłuszny mojemu ojcu, a on kazał mu uważać na wszystkich członków rodziny.
– Na Bellatrix też?
– Tak... Na nią też – mruknąłem.
– A tobie by powiedział, gdzie można ją znaleźć? – spytała Chloe z mściwą nadzieją w głosie.
– Nie wiem... Zwykle mnie nie słucha – zawahałem się, ale co mi szkodziło zaryzykować? – Stworek!
– Panicz wzywał? – spytał skrzat nie kryjąc przy tym niechęci.
– Wiesz, gdzie jest Bellatrix? – warknąłem.
– Panienka Bella jest bezpieczna – odparł tylko i zaczął się wycofywać.
– Ale gdzie jest?
– Stworek nie wie – sapnął. – Stworek ma się nie wtrącać. Ma zabrać pana tam, gdzie jest pana rodzina, jeśli pan rozkaże.
– Teraz ja ci rozkazuję. Zabierz mnie tam, gdzie mieszka Bellatrix.
– Stworek nie może. Panicz znalazłby się w niebezpieczeństwie – rozmarzył się, ale widocznie rozkazy mojego ojca były bardzo precyzyjne. Nie narażać dzieci na niebezpieczeństwo.
– Stworku, prosimy – wtrąciła się przymilnie Chloe.
– Nie... pan powiedział, że panicz Syriusz ma się nie mieszać – upierał się skrzat. – Stworek musi słuchać swojego pana.
I z tymi słowami uciekł do swojego schowka. Westchnąłem. Od kiedy ojciec zrobił się taki nadopiekuńczy?
– Jeszcze ją dorwiemy – Chloe próbowała mnie pocieszyć.
– O niczym innym nie marzę – zapewniłem ją.
Lista osób, które osobiście podpadły mi podczas tej wojny, wydłużała się, a teraz Bella walczyła na niej o pierwsze miejsce ze Snape’em. Jeszcze nie byłem pewien, które z nich wygra tę walkę. Nienawidziłem ich oboje. Nienawidziłem też Voldemorta. Ale jego naprawdę się bałem. Nie byłem sobie w stanie wyobrazić, że ktokolwiek mógłby go pokonać. Chyba tylko Dumbledore dysponował taką mocą.
Decker, w przeciwieństwie do mnie, uważała, że Voldemorta da się pokonać. Nie w uczciwej walce, nie twarzą w twarz, ale podstępnie i skrycie. Po Ślizgońsku. My tak nie walczyliśmy i dlatego, według niej, przegrywaliśmy. Możliwe, że miała rację. Może to był sposób, żeby jakoś z nim wygrać? Gdybym miał pewność, jakiś konkretny plan, to chyba bym się nie wahał. Po śmierci Dorcas byłem gotowy zrobić wszystko. Nawet jeśli było to sprzeczne z tym, co robiłem do tej pory.
– Black, szykuj się, Dumbledore nas wzywa – usłyszałem jej głos i zdałem sobie sprawę, że kompletnie odpłynąłem, myśląc o tym, jak pozbyć się Voldemorta.
– Chodźmy – chwyciłem różdżkę, narzuciłem na ramiona pelerynę i byłem gotowy do wyjścia. – Zebranie?
– Nie. Kolejny atak, tym razem na Pokątnej.
CZYTASZ
Pamiętnik Syriusza
Fiksi PenggemarDo czego człowieka może doprowadzić chwila zazdrości? Długo się nad tym zastanawiałem. Może czasami uważałem się za lepszego od Jamesa, przynajmniej w pewnych kwestiach, ale nigdy niczego mu nie zazdrościłem. Aż do teraz. On miał odwagę przyznać, cz...