37.

201 12 4
                                    

Styczeń, 1981
Jedna noc, a tak wiele zmieniło się w naszym życiu. James spakował rodzinę i uciekł z Fairlight nie mówiąc nikomu, gdzie zamierza się zatrzymać. Nikt nie miał mu tego za złe. My także wyprowadziliśmy się z domu. Właściwie z obu domów. Na wszelki wypadek. Mieszkanie moich rodziców stało puste, bo choć Chloe zaleczyła ranę, to ojciec wymagał hospitalizacji. Z początku tłumaczyliśmy sobie, że zrobiliśmy to, by mieć bliżej do szpitala, ale prawda była taka, że zwyczajnie się baliśmy.
Śmierć Dorcas była wstrząsająca i zupełnie niespodziewana. Czemu Voldemort wybrał właśnie ją? Czemu nie mnie? W końcu to o mnie mówiła mu Bellatrix! Tymczasem on ze wszystkich osób obecnych na placu bitwy dostrzegał tylko ją! Dumbledore wyjaśnił mi, że Dorcas miała już wcześniej wątpliwą przyjemność porozmawiać z Voldemortem. Próbował ją zwerbować. To właśnie była ta szansa, którą jej dał. Nie skorzystała, więc ją zabił. Biedna, dzielna Dorcas Meadows. I chociaż cierpiałem, to nie zamierzałem się wycofywać! Nie mógłbym tego zrobić.
– Lily przysłała patronusa – poinformowała mnie Chloe, gdy wróciłem ze szpitala do domu. – Są bezpieczni, ale nie powiedzą gdzie i pytają co u nas. Przepraszają też, że zniknęli bez pożegnania.
– Odpowiedziałaś jej już? – spytałem.
– Jeszcze nie. Nie wiem, czy mówić im o Dorcas – szepnęła. Wiedziałem, że było jej wstyd, że nigdy nie dogadywała się z Meadows.
– I tak się w końcu dowiedzą.
– A jeśli będą chcieli przyjechać na pogrzeb? Mimo wszystko nie chcę, żeby tak ryzykowali.
– Właśnie miałem ci powiedzieć, że pogrzeb już był. Jej rodzice nie chcieli, żeby ktokolwiek z Zakonu się na nim pojawił, więc pochowali ją po cichu.
– Nie... To nie powinno tak wyglądać. Dorcas... zasłużyła na to, by wszyscy dowiedzieli się, jak zginęła!
– Wiem, ale to ich decyzja. Do była jedynaczką, a jej rodzice nie chcieli, żeby należała do Zakonu. Obwiniają Dumbledore’a... Może i lepiej, że pogrzeb był cichy. Jeszcze by doszło do jakiejś awantury.
– Może masz rację... – zgodziła się ze mną. – Jak tata?
– Coraz lepiej. Nadal nie wolno mu wstawać, ale narzeka na jakość jedzenia, więc chyba wraca do zdrowia.
– Miałeś szczęście, że akurat się pojawił.
– To zasługa Stworka. Usłyszał o ataku na Hastings i powiedział ojcu, że mogę być w niebezpieczeństwie. I zabrał go prosto do mnie.
– Myślałam, że Stworek cię nie lubi?
– Bo nie lubi, ale musi być posłuszny mojemu ojcu, a on kazał mu uważać na wszystkich członków rodziny.
– Na Bellatrix też?
– Tak... Na nią też – mruknąłem.
– A tobie by powiedział, gdzie można ją znaleźć? – spytała Chloe z mściwą nadzieją w głosie.
– Nie wiem... Zwykle mnie nie słucha – zawahałem się, ale co mi szkodziło zaryzykować? – Stworek!
– Panicz wzywał? – spytał skrzat nie kryjąc przy tym niechęci.
– Wiesz, gdzie jest Bellatrix? – warknąłem.
– Panienka Bella jest bezpieczna – odparł tylko i zaczął się wycofywać.
– Ale gdzie jest?
– Stworek nie wie – sapnął. – Stworek ma się nie wtrącać. Ma zabrać pana tam, gdzie jest pana rodzina, jeśli pan rozkaże.
– Teraz ja ci rozkazuję. Zabierz mnie tam, gdzie mieszka Bellatrix.
– Stworek nie może. Panicz znalazłby się w niebezpieczeństwie – rozmarzył się, ale widocznie rozkazy mojego ojca były bardzo precyzyjne. Nie narażać dzieci na niebezpieczeństwo.
– Stworku, prosimy – wtrąciła się przymilnie Chloe.
– Nie... pan powiedział, że panicz Syriusz ma się nie mieszać – upierał się skrzat. – Stworek musi słuchać swojego pana.
I z tymi słowami uciekł do swojego schowka. Westchnąłem. Od kiedy ojciec zrobił się taki nadopiekuńczy?
– Jeszcze ją dorwiemy – Chloe próbowała mnie pocieszyć.
– O niczym innym nie marzę – zapewniłem ją.
Lista osób, które osobiście podpadły mi podczas tej wojny, wydłużała się, a teraz Bella walczyła na niej o pierwsze miejsce ze Snape’em. Jeszcze nie byłem pewien, które z nich wygra tę walkę. Nienawidziłem ich oboje. Nienawidziłem też Voldemorta. Ale jego naprawdę się bałem. Nie byłem sobie w stanie wyobrazić, że ktokolwiek mógłby go pokonać. Chyba tylko Dumbledore dysponował taką mocą.
Decker, w przeciwieństwie do mnie, uważała, że Voldemorta da się pokonać. Nie w uczciwej walce, nie twarzą w twarz, ale podstępnie i skrycie. Po Ślizgońsku. My tak nie walczyliśmy i dlatego, według niej, przegrywaliśmy. Możliwe, że miała rację. Może to był sposób, żeby jakoś z nim wygrać? Gdybym miał pewność, jakiś konkretny plan, to chyba bym się nie wahał. Po śmierci Dorcas byłem gotowy zrobić wszystko. Nawet jeśli było to sprzeczne z tym, co robiłem do tej pory.
– Black, szykuj się, Dumbledore nas wzywa – usłyszałem jej głos i zdałem sobie sprawę, że kompletnie odpłynąłem, myśląc o tym, jak pozbyć się Voldemorta.
– Chodźmy – chwyciłem różdżkę, narzuciłem na ramiona pelerynę i byłem gotowy do wyjścia. – Zebranie?
– Nie. Kolejny atak, tym razem na Pokątnej.

Pamiętnik SyriuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz