Część 27 "Lecimy w Bieszczady?"

458 41 6
                                    

Central City, 6 Lutego, godzina 15:45.

Skończyłam właśnie dziesiąte kółko wokół Central City wraz z Wally'm. Nic nie było w tym dziwnego, bieg jak normalny bieg. Tak właśnie pomyśleliby inni, ale nasz kochany wujek wymyślił bieg na trzy nogi. Powiedział, że Red Tornado powiedział mu, że ja i Wally znowu się pokłóciliśmy, a ten bieg miał nam pomóc we współpracy. Jedyne czym nam pomógł to chęci zabicia zarówno Red Tornado jak Flasha, który jakby nigdy nic siedział w STAR Labs i jadł hamburgera.

-Już wróciliście? –spytał odkładając kanapkę –I jak? Pogodziliście się?

-Pogodziliśmy się dwa dni temu! –krzyknęliśmy jednocześnie. *Czy jemu przypadkiem owady nie wleciały do uszu?! Mówiliśmy mu to chyba z dziesięć razy.*

-No to świetnie. -*Jak ja nie znoszę jego ignorowania nas.* -Przebierzcie się i idziemy po Iris.

-Po co? –spytałam

-Na obiad. Jak nie chcesz to możesz wracać do domu.

-Z miłą chęcią, ale jestem głodna. –pobiegłam się przebrać, a po chwili stanęłam obok wujka i kuzyna –Biegniemy?

-Nie, idziemy. Musicie przestać chodź trochę używać swoich mocy. –na słowa blondyna ja i Wally jęknęliśmy *Po co nam moce skoro nie możemy ich używać?* -To nie koniec świata.

-Jak dla kogo. –mruknęłam i wtedy do pomieszczenia wszedł znany nam brunet z kubkiem kawy

-Hej Cisco. –powiedzieliśmy jednocześnie, a ten popatrzył na nas i chyba się nas przestraszył, bo puścił kubek. Czas się zatrzymał, a ja podbiegłam do kubka i go złapałam. Później czas zaczął chodzić normalnie

-Proszę. –podałam mu jego własność

-Dzięki Ann. –wziął ode mnie kubek i poklepał po ramieniu, ale jego rękę utkwiła na nim przez bardzo długi czas, a on sam patrzył w sufit. Wiedziałam co to znaczy, zresztą, Wally i Barry też wiedzieli

-Cisco? –zapytał go Barry kiedy uznał, że powrócił do rzeczywistości –Co widziałeś? –brunet spojrzał na mnie, a ja zrobiłam wielkie oczy bojąc się, że widział mój sen i powie o nim

-Widziałem... jak Ann całuje się z jakimś rudowłosym chłopakiem. –odpowiedział popijając kawą, a ja cicho odetchnęłam z ulgą *Przynajmniej Cisco to jedyna osoba, która nie umie kłamać i zawsze mówi prawdę. Czyli nie widział mojego snu. Całe szczęście.*

-Całowała?! –krzyknęli dwaj sprinterzy –Z kim?! Gadaj! –zwrócili się do mnie

-Z Roy'em. –powiedziałam cicho, a oni patrzyli się tak na mnie, później spojrzeli na siebie, a po krótkiej chwili obaj stracili przytomność

-Wow. Tego jeszcze nie widziałem. –skomentował Cisco popijając kolejny łyk napoju –No nic. Wracam do pracy, ale najpierw. –odstawił kubek i wyciągnął z kieszeni flamaster

-Ej. Ja też chce. –jęknęłam jak małe dziecko, a Vibe wyciągnął z kieszeni kolejny czarny flamaster –Ile ty masz ich w kieszeniach? –spytałam ciekawa i zaczęłam rysować po twarzy Wally'ego

-Wystarczająco by pomalować twarze wszystkich członków Ligi.

-Już wiem dlaczego Wally cię tak lubi.

-No. Jestem ekstra.

-Ale ty wiesz, że oni nas zabiją?

-Nie no co ty. Najwyżej będą nas łaskotać aż do śmierci, wrzucą nas do oceany, albo też zostawią gdzieś na końcu świata. –wzruszył ramionami jakby nigdy nic

-W sumie masz racje. Ale raz się żyje.

-Zuch dziewczyna. Później wylejemy na nich wiadro zimnej wody?

-No pewnie. Ale ja mam lepszy pomysł. Daj mi chwilę. –wybiegłam z budynku, a po chwili wróciłam z wielkim pudłem

-A co ty tam masz? –spytał podchodząc do mnie

-Masę niepotrzebnych i przydatnych na tę chwilę rzeczy. –otworzyłam pudło

-Bomba. Chwila. Czy to jest łysa peruka? –wyjął tą rzecz i popatrzył raz na nią raz na wujka

-Tak. Mam takich jeszcze pięć. –mówiąc to wyciągnęłam kosmetyczkę i zaczęłam malować kuzyna –Wiesz, że mamy jeszcze tylko kilka minut zanim się obudzą?

-Po takim szoku jakiego doznali zapewne prędko się nie obudzą. A właśnie. Co się stało z Harry'm? Nie jesteście już ze sobą?

-No od prawie roku. A co?

-Nic tylko to dupek.

-Dokładnie. Uwierzysz, że chciał byśmy byli znowu razem?

-Co mu odpowiedziałaś?

-Dałam mu z liścia, a jak mnie pocałował to walnęłam go w czuły punkt.

-Ałć. Ale znając ciebie to byś zrobiła tak, że przez dwa miesiące nie wyszedłby ze szpitala.

-Gdybym miała szansę to bym tak zrobiła.

-Ale on nie wiedział, że masz moce, co nie?

-No nie. Aż taka głupia to nie jestem.

-Aż tak to nie.

-Dzięki. Umiesz pocieszyć.

-Wiem.

Później założyliśmy chłopakom sukienki, posypaliśmy brokatem, włosy Wally'ego pofarbowaliśmy na zielono. Ogólnie mówiąc, wyglądali komicznie. Jak naszą robotę uznaliśmy za skończoną, zrobiłam kuzynowi zdjęcie i wysłałam do wszystkich członków drużyny, a później ich dwójki do członków rodzinny.

-C-co się stało? –zapytał Wally podnosząc się i wtedy zobaczył naszą robotę

-Też chciałbym to wiedzieć. –odezwał się Barry. Oboje się podnieśli i popatrzyli po sobie

-Lecimy w Bieszczady? –spytałam Cisco, a ten przytaknął. Zanim tamta dwójka ogarnęła co się stało, nas już tam nie było

Ten dzień mogłam uznać za udany.

Szybsza od gwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz