Część 30 "The End"

752 45 9
                                    

Rok później.

Cmentarz w Gotham, godzina 12:55.

Roy Harpet stał nad grobem swojej ukochanej. Chodź minęło tyle czasu od tamtego zdarzenia, on dalej pamiętał jej oczy mówiące, że wszystko będzie dobrze, jej usta wypowiadające każde słowo z taką pewnością i małą odrobiną smutku w głosie, ale też z uśmiechem. Zawsze wiedział, że z uśmiechem jest jej do twarzy, bez niego wyglądała jak ponury dzień, szary, obskurny dzień. Tak to tym swoim uśmiechem, nawet tym najmniejszym, dodawała wszystkich nadzieję na lepsze jutro. A teraz? Jej ciało zniknęło, a jej rodzina i przyjaciele pochowali pustą trumnę.

Nagle Roy usłyszał czyjeś kroki kierujące się w jego stronę. Nie zareagował, był zbyt pochłonięty patrzeniem na tablicę. Nie interesowało go kto tu przyszedł. Miał to gdzieś. Tak samo jak Ligę. Dlatego też na czas nieokreślony odszedł od nich.

-Wiedziałem, że tu będziesz. –usłyszał znany mu głos Wally'ego, ale i tak się nie obrócił, tak samo jak się nie odezwał –Wiem, że jest ci ciężko, ale... -chłopak przerwał mu

-Ale minął już rok. Tak wiem. Co się stanie to się nie odstanie.

-Niestety. –rudowłosy położył obok grobu bukiet białych goździków. Ann zawsze uwielbiała goździki, szczególnie te białe. Mówiła, że gdy patrzyła na te kwiaty to od razu na jej twarzy wkradał się uśmiech –Wiesz, kiedy dowiedziałem się, że ty i Ann się pocałowaliście, od razu miałem chęć zabicia cię, ale później wolałem zabić ją za to co zrobiła mi i Barry'emu. –uśmiechnął się na to wspomnienie. Roy tak samo się uśmiechnął przypominając sobie jak później Ann pobiegła do niego i opowiedziała zaistniałą sytuację –Muszę już iść. Cześć. –po tych słowach odszedł zostawiając samego łucznika, który wciąż patrzył na tablicę nagrobka

Pisało tam:

Ann West

Urodzona: 11 kwietnia 1994 roku

Zmarła: 11 kwietnia 2010 roku

Ukochana córka, kuzynka, siostrzenica, przyjaciółka i dziewczyna.

Niech spoczywa w pokoju.



Smutno było na to patrzeć. Umarła w swoje urodziny.

-Wiem, że zawsze zapominałaś o swoich urodzinach. –zaczął mówić, chodź wiedział, że pod ziemią nikogo nie ma o prócz pustej trumny i gada sam do siebie –Ale ja o nich pamiętam. –z siatki, którą miał w rękach wyjął ramkę z ich wspólnym zdjęciem i postawił ją na grobie –Wszystkiego najlepszego, Ann. –został jeszcze chwilę na grobie, a później odszedł

Każde urodziny są wesołe, ale te takie nie były.



Do czasu.


Góra Sprawiedliwości, godzinę później.

Wszyscy członkowie Młodych byli w kuchni. Każdy z nich miał smętne miny.

Megan robiła rzecz która ją cieszyła, mianowicie gotowała, a raczej próbowała upiec ciasto. Artemis siedziała na blacie po turecku i sprawdzała stan swoich strzał. Wally leżał na kanapie i patrzył w sufit, niedaleko niego siedział Kaldur, który czytał książkę. A Dick wraz z Conner'em siedzieli na podłodze obok kanapy i odrabiali swoje zadania domowe, tylko z taką różnicą, że Superboy'owi szło to wolniej i trudniej niż Robinowi.

Nikt się nie odzywał, nikt się nie śmiał. Cisza i spokój. Tak było w Górze przez ten cały rok. Panowała absolutna cisza. Było tak cicho, że można było usłyszeć najcichszy dźwięk.

W pewnym momencie do góry ktoś przybiegł, a owa osoba zatrzymała się w sali główniej. Do salonu wleciała potężna siła powietrza, która zdziwiła wszystkich tam zebranych. Ale nie tak bardzo jak głos, który po chwili usłyszeli.

-Ej! Ludzie! Wyjaśni mi ktoś jakim cudem pojawiłam się na Antarktydzie?! I dajcie mi jakiś gruby koc! Chyba, że chcecie bym była bryłą lodu! –głos rozniósł się po całej Górze i był tak głośny, że Red Tornado usłyszał go z biblioteki

Każdy z Młodych porzucili swoje zajęcia i pobiegli do pomieszczenia skąd wydobył się głos. Kiedy tam już byli zauważyli stojącą na środku sali znaną im postać.

-Ann?! –krzyknęli wszyscy widząc rudowłosą dziewczynę trzęsącą się z zimna. Wszyscy podbiegli do niej i ją przytulili, ale była tak zimna, że od razu od niej odskoczyli

-Wally, biegnij po koc! –rozkazała Artemis, a rudzielec pobiegł i po chwili wrócił z grubym kocem. Przykrył nim swoją kuzynkę i wtedy do pomieszczenia wleciał Red Tornado

-A co się tutaj dzieje? –spytał, a Młodzi rozsunęli się ukazując mu zielonooką –Ann? Jak to możliwe?

-Dobra, o co chodzi? Wyglądacie tak jakbyście widzieli ducha. Albo jakbyście mnie nie widzieli przez rok, a przecież widzieliśmy się jakieś pół godziny temu. –powiedziała lekko podenerwowana ich zachowaniem

-Lepiej będziesz jak usiądziesz. –powiedział spokojnie Wodnik kładąc jej rękę na ramieniu, a drugą pokazując w stronę salonu. Dziewczyna zrozumiała przekaz i jedynie wywróciła oczami, po czym poszła do wyznaczonego pomieszczenia wraz z Megan

-Powiadomię Ligę o... o tym nagłym powrocie. –ogłosił członek Sprawiedliwych i poleciał do platformy, a po chwili już go nie widzieli

-Ja lecę po Roya. –powiadomił ich Wally po czym zniknął

-Musimy powiadomić jej rodzinę. –powiedział Wodnik

-Poczekajmy chwilę. Dopiero co wróciła. Powinna się uspokoić i dowiedzieć się prawdy. Wtedy możemy ich powiadomić. –zarządziła Artemis –A teraz chodźcie do niej. Musimy jej to wszystko wyjaśnić.

Przytaknęli i poszli do salonu, w którym Megan siedziała obok Ann na kanapie, a ta piła ciepłą herbatę z cytryną.

Marsjanka spojrzała na resztę ze smutną miną i rzekła.

-Ann wie.

-Powiedziałaś jej? –zapytał zły Wodnik

-Nie ona, lecz Conner i Dick. –odpowiedziała spokojnie Star biorąc łyk ciepłego napoju

-Jak? –spytali oboje chłopaków jednocześnie zdziwieni jej wypowiedzią

-Wasze zeszyty. Jest tam inny rok, w którym... sami wiecie.

-Chcieliśmy ci powiedzieć kiedy się trochę uspokoisz. –wytłumaczył Robin

-Domyśliłam się. –do pomieszczenia wbiegł Wally, a razem z nim Roy, który nie wyglądał na dość zadowolonego z pobytu tutaj, ale jak tylko zobaczył Ann jego oczy prawie wyszły z orbit. Rudowłosa odwróciła się do niego i pomachała zdziwionemu chłopakowi –Dobra, kto tu jeszcze przyjdzie? –jak na zawołanie przybiegł Flash i pierwsze co zrobił to podniósł Ann i uścisnął ją bardzo mocno

-Jeszcze raz tak zrobisz to nie wiem co ci zrobię. –oznajmił bohater

-Wujku... dusisz... weź mnie... puść. –wydusiła z siebie dziewczyna, a ten ją puścił


I tak oto kończę tę książkę. Trzydzieści rozdziałów to dość dużo. Mam nadzieję, że takie zakończenie jest odpowiednie.

I od razu mówię: Nie, nie będzie drugiej części.

Powód?

O czym miałabym pisać? Nie mam kompletnie pomysłu. Gdybym napisała o tym jak Roy się oświadcza Ann, później biorą ślub, itd, to wyglądałoby to tak jakbym kopiowała: „Rudy Duet 2 Sześć Lat Później...", a ja taka nie jestem. Według mnie to już ta moja książka w jakimś minimalnym stopniu ją przypomina, tyle mi wystarczy.

I tym oto akcentem kończę. Miłego dnia.

Szybsza od gwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz