13. Deus ex machina

87 20 0
                                    

Doktor odetchnął głęboko, zakasłał i otworzył oczy. O jakieś pół metra od jego nosa znajdował się poobtłukiwany i nadjedzony rdzą metalowy obiekt wielkości pięści. U szczytu obiektu kołysał się elastyczny przewód zakończony soczewką kamery. U dołu wirowały trzy koliste zestawy szczotek, szerszych od korpusu, przez co obiekt przypominał miniaturową damę w tańcu, z rozkloszowaną szeroko, rozpostartą spódnicą. Szczotki wzbijały w powietrze kurz, którego drobinki, drapiące w nosie i w gardle, obudziły Doktora.

- No, cześć – powiedział Doktor, nie zmieniając pozycji, to znaczy nadal przywierając policzkiem do podłogi, z jedną ręką bardzo niewygodnie uwięzioną pod ciałem, a drugą równie niewygodnie wykręconą do tyłu. Nie miał pojęcia, w jak niewygodnych pozycjach znajdowały się jego nogi, ponieważ chwilowo stracił w nich czucie.

- Doktor – przedstawił się metalowemu obiektowi. – A ty?

Soczewka na końcu elastycznego przewodu zwróciła się w jego stronę i mrugnęła raz, z metalicznym kliknięciem.

- Strasznie zakurzona ta podłoga, co? – podjął Doktor. – Dużo roboty?

Maszyna znów mrugnęła okrągłym okiem. Szczotki buczały dziko, wirując po podłodze i wzbijając w powietrze małe obłoczki pyłu. Zbliżyły się do twarzy Doktora na tyle blisko, że ich sztywne włosie raz i drugi drapnęło go w nos.

- Hej, spokojnie! – wymamrotał, rozplątując ręce i nogi. – Zamierzasz zamieść mnie z resztą śmieci? I dlaczego tak kurzysz? Powinieneś to wciągać, a nie rozpylać.

Usiadł z trudem.

- A w ogóle to którędy tu wszedłeś, co? Jakoś musiałeś się tu przedostać? Chyba nie za pomocą transmaty, nieee, za dużo energii jak na coś tak małego. Kto cię tu wpuścił?

- Cela 7B. Środy i piątki – oznajmiło urządzenie absurdalnie przyjemnym, głębokim barytonem.

- Środy i piątki, tak? A więc, środa czy piątek?

- Cela 7B. Środy i piątki.

Siadając z trudem i opierając się plecami o ścianę, Doktor przetarł twarz obydwiema dłońmi.

- Jestem Władcą Czasu. Pomyślałby kto, że mógłbym przynajmniej wiedzieć, jaki mamy dzień tygodnia. Mam nadzieję, że nie niedzielę. Niedziele są nudne.

Wyciągnął rękę do urządzenia, które natychmiast umknęło zgrabnie, burcząc szczotkami i silnikiem.

- Mały, mechaniczny czyściciel pokładu – westchnął Doktor. – Odkurzacz. Nie dość inteligentny, by podtrzymać rozmowę. Dokładnie moje szczęście...

- Nie, zaraz – przerwał sam sobie. – Zaraz, co ja mówię? Przecież ja mam szczęście, muszę mieć szczęście, inaczej dawno bym już nie istniał, ponad dziewięćset lat i mnóstwo, mnóstwo szczęścia... cóż, przynajmniej jeśli spojrzeć na to z jednej strony.

Mały, mechaniczny czyściciel pokładu ze śpiewem szczotek przysunął się bliżej.

- Oooch, masz pięć na pięć kroków celi do pozamiatania, albo do zakurzenia, musisz czyścić akurat ten fragment, na którym siedzę?

Doktor uniósł jedną nogę, usuwając się z drogi urządzenia.

–Typowe. – Usunął z jego drogi rękę.

–Ani chwili spokoju. – Druga stopa.

–A wiesz, to przypomina taką ziemską grę, Twister, nazywa się Twister, niezła zabawa, jeśli masz odpowiednie towarzystwo, czasem można się całkiem miło zaplątać...

Coś z kliknięciem poturlało się po podłodze, wprost do jego dłoni.

- Och...

- Cela 7B. Środy i piątki – oznajmił czyściciel pokładu. – Życzę miłego dnia.

Doktor nakrył dłonią soniczny śrubokręt.

- Kto cię przysłał? – wyszeptał z napięciem.

- Cela 7B. Doktor – odpowiedziało urządzenie.

Brwi Doktora podjechały ku górze.

- Oooch – wyszeptał z nagłym śmiechem w głosie. – Tanie sztuczki. Nieładnie.

Podniósł maleńki odkurzacz, obrócił go do góry nogami, nie zważając na gniewne buczenie i zajrzał pomiędzy nadal obracające się szczotki.

- To dlatego tak kurzysz? Ha!

Wyłączył czyściciela i wetknął go do kieszeni marynarki. Do kieszeni większej w środku niż na zewnątrz. Maleńki odkurzacz nawet jej nie wybrzuszał, nie zakłócał czystej linii dopasowanego garnituru. Doktor podniósł się powoli, kryjąc soniczny śrubokręt w stulonych dłoniach. Zastanawiał się przez moment, zanim wybrał odpowiednie ustawienia.

- O, tak – wyszeptał wreszcie.

Sonik zamigotał niebieskim światłem, zaśpiewał cicho. Obraz Doktora zadrgał, zamigotał i rozmył się w powietrzu. Z głuchym trzaskiem powietrze wypełniło miejsce, w którym przed chwilą się znajdował. Na podłogę osypała się mała garstka popiołu.

Doktor Who - 01. Czas ZaprzyszłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz