7.

1.4K 157 3
                                    


Antek zeskoczył z ostatniego stopnia, zostawiając autobus w tyle. Chłodne powietrze przedzierało się w głąb jego skóry poprzez poprzecierane spodnie, które niefortunnie ukazywały skrawek jego pokaleczonego uda. Odkąd wsiadł do autobusu i zajął miejsce na jednym z siedzeń jego niedawno powstałe, a wyjątkowo płytkie rany poczęły niesamowicie piec. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak niekorzystnie wpływało na nie chłodne powietrze. Był pewien, że jego rany zaczynają się otwierać i krwawić. Dlatego też cały czas zerkał na widoczną skórę, naciągając materiał spodni z obu stron, by dziura w nim zmniejszyła się.

Teraz zmierzał w kierunku szkoły, obserwując ludzi zebranych na dworcu. Czuł na sobie ich wzrok ale czuł się z tym nadzwyczaj dobrze. Można by powiedzieć, że lubił się wyróżniać. Wsunął dłonie do kieszeni ocieplanej jeansówki, po tym jak poprawił wysuwające się z uszu słuchawki. Kolejny autobus zatrzymał się przy odpowiednim stanowisku, a Tosiek ziewnął. Ze względu na głośną muzykę nie usłyszał szybkich kroków i nawoływania swojego imienia. Po chwili czyjaś dłoń przysłoniła jego usta, a silne ramie docisnęło go w pasie. Uniósł stopy, wymachując nimi ze zdezorientowaniem i natychmiastowo chwytając w dłonie dłoń napastnika. Jego serce na moment wybiło się z rytmu, kiedy pomyślał o tym, co mogło się stać. Przestraszył się. Słuchawki wysunęły się z jego uszu i dopiero wtedy usłyszał głośny śmiech Bieleckiego, który równie posrane pomysły miewał praktycznie od zawsze.

Katela wyrwał się mu, chwytając w dłoń kabel słuchawek, które uderzyły o beton.

— Jesteś pojebany? – przysunął palec do skroni, lekko unosząc głos, a jego oczy poszerzyły się ze złości. Mimo tego nadal nie potrafił powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.

Uwaga ludzi, czekających na swoje autobusy skupiła się na nich. Babki kiwały głowami, komentując niegodne zachowanie nastolatków. A kilka dziewczyn uśmiechało się pod nosem. Bielecki wzruszył ramionami, a wyraz jego twarzy z kamiennego natychmiastowo przeszedł w szeroki uśmiech, którego nie potrafił ukryć. Nie mógł nie roześmiać się na widok miny, jaką pokazał mu przyjaciel, a jaką widział pierwszy raz w życiu. Mimo, że znali się już całkiem długo.

— Myślisz, że ktoś byłby na tyle głupi, żeby porywać cię w biały dzień? – zapytał szybko, wsuwając zmarznięte dłonie do kieszeni czarnej wiatrówki, z pod której wystawała musztardowa koszula w kratę i ciemna koszulka z nadrukiem karykaturalnego słońca – Poza tym jest tu multum ludzi. Takie porwanie to byłby oczywisty zamach na samego siebie – pogładził włosy Kateli, wzdychając.

Zaraz zarzucił ramię na jego plecy i pociągnął bruneta za sobą. Chłopak zmarszczył czoło, czując kolejną falę pulsującego bólu w okolicy ud. A zaraz zdał sobie sprawę, że coś na pewno nie jest na swoim miejscu. Spojrzał na przyjaciela, ściągając brwi.

— Myślałem, że autobus to ostateczna ostateczność jeśli chodzi o twoje zamiłowanie do podróżowania środkami publicznego transportu – rzucił, oglądając się za odjeżdżającym autobusem.

— Bingoo – Bielecki przełożył ciężar ciała na ramie owinięte wokół szyi bruneta, sprawiając, że ten musiał ugiąć kolana. – Bardziej preferuję pociągi, chociaż własnego samochodu nie pobije nic.

— Matka przestała płacić ci za benzynę? – zaśmiał się.

— Powiedzmy, że po części to prawda – wziął głęboki oddech, odsuwając ramię od szyi przyjaciela.

Katela uśmiechnął się na myśl, o niepowodzeniu Tobiasza, spoglądając na niego sarkastycznie. A kiedy osiemnastolatek dostrzegł to strzelił mu kuksańca pod żebro, ledwo widocznie wystawiając mu język. Antoni mógł przysiąc, że w takiej sytuacji widział go po raz pierwszy w życiu.

If I get a little prettierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz