9.

1K 149 5
                                    

- Nie obawiaj się tego, że ludzie się od ciebie odwrócą i odejdą. Obawiaj się tego, że ty sam możesz się od siebie odwrócić i odejść - Antek uśmiechał się pod nosem, siedząc na huśtawce, w parku nieopodal liceum.

- Zdrowie psychiczne jest bardzo ważne - Bielecki bujał się delikatnie, spoglądając na piasek znajdujący się pod jego stopami.

- W świecie takim jak nasz, nawet zdrowie psychiczne niewiele się liczy - podparł głowę o jeden z łańcuchów huśtawki, przyglądając się z rzadka przejeżdżającym za zieloną siatką samochodom.

- Rozmawiałeś z matką? - czarnowłosy wziął głębszy oddech, przenosząc wzrok na zachmurzone niebo.

- Przecież wiesz, że nachlałem się wczoraj w cztery dupy i nawet nie pamiętam, co działo się po tym jak schowałem się w łazience - zaśmiał się ironicznie - Nie mógłbym pokazać się jej w takim stanie.

- Wczoraj poznałem cię na nowo - Tobiasz uśmiechnął się, kątem oka spoglądając na zmęczoną twarz przyjaciela. - W tym roku spędzasz święta z matką? - zapytał po chwili, odwracając wzrok.

- W tym roku świąt nie ma, nie słyszałeś o tym? - zaśmiał się, opuszczając dłonie wzdłuż ciała - Poza tym, jeszcze daleko do tego. Mamy dopiero połowę października.

- Tak mi tylko przyszło na myśl - Bielecki westchnął cicho.

- Nie wszystkie myśli powinno się wypowiadać na głos.

*

Katela siedział na schodach przed jakimś sklepem, a światła wystawy mocno oświetlały jego plecy. Znajdował się przy mniej ruchliwej ulicy, gdzie samochody były praktycznie widokiem niecodziennym. Jedynie jeden albo dwa stały zaparkowane gdzieś na chodniku.

Obserwował chodnik po przeciwnej stronie, zatrzymując wzrok na starszej pani, która bez ruchu przyglądała się wywieszonej na ścianie starej kamienicy klepsydrze. Wyglądała zupełnie jak kamienny gargulec.

Brunet sprawdził godzinę na telefonie, a latarnie stojące przy drodze zgasły. Dochodziła dwunasta, a Bielecki, który miał odebrać Katelę godzinę temu nadal się nie zjawiał. Chłopak nie mógł wrócić do domu, bo jego ostatni autobus odjechał już dawno, a by wrócić na własną rękę było zbyt daleko. Westchnął, wsuwając dłonie do kieszeni ocieplanej jeansówki, po czym wypuścił chmurkę dymu z ust. Było przeraźliwie zimno, a on był jedyną osobą, która przebywała w okolicy. Pani gargulec zniknęła, a światło w ostatnim oknie zgasło, przyprawiając go o dreszcze. Jedynie z daleka słychać było nadjeżdżający samochód. Podniósł się z zimnego betonu, będąc pewnym, że czekanie jednak się opłaciło.

Odetchnął z ulgą, widząc czarną Hondę, z pewnością należącą do Bieleckiego. Potwierdził też, że rejestracja zgadzała się, więc wsiadł do pojazdu, nie spoglądając nawet na osobę zajmującą miejsce kierowcy.

- Jeśli twoim celem jest doprowadzenie mnie do choroby wystarczy powiedzieć - wsunął czarne martensy na siedzenie, przyciągając kolana pod brodę, by ogrzać się choć odrobinę. - Moglibyśmy zrobić to w milszy spo... - kiedy jego oczy spotkały się z oczami czarnowłosego zamilkł, z przerażeniem wbijając ciało w drzwi od strony pasażera. - Sposób... - dokończył ciszej.

Kierowca zaśmiał się, a pierwszą rzeczą, która rzuciła się w oczy Kateli był połyskujący w jego brwi kolczyk. Potem dopiero uderzające podobieństwo do Tobiasza. Może jedynie rysy jego twarzy były ostrzejsze, a włosy układały się inaczej. Antek bez słowa sięgnął w kierunku drzwi ale chłopak był szybszy i automatycznie je zablokował.

If I get a little prettierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz