V

1.1K 86 6
                                    

Od teraz kursywą zaznaczony jest język smoków.


Perspektywa Czkawki

- Dlaczego my zawsze musimy wpakować się w coś, co kończy się w taki sposób?!- biadoliła Selian, kiedy zatrzymaliśmy się na noc na jakiejś małej wysepce. Minęły dobre dwadzieścia cztery godziny odkąd opuściliśmy Berk. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiliśmy tam Johanna, ale jeśli ktokolwiek potrafiłby wyjść obronną ręką z takiej sytuacji, to tylko Kupczy.- Zawsze albo musimy uciekać, albo walczyć!- zatoczyła jeszcze jedno kółko wokół naszego prowizorycznego obozowiska i usiadła, opierając się o Electro i burcząc pod nosem.

- Panikara.- skwitował Sczerbatek.

- Nawet nie wiesz jaka.- przyznałem mu rację, zarabiając chmurne spojrzenie Selian.

- Dlaczego mam wrażenie, że mnie obgadujecie?- fuknęła, mierząc mnie podejrzliwie zmrużonymi oczami. Jako jedyna z mieszkańców Sanktuarium nie znała smoczego.

- Bo to robią?- Electro zaśmiał się po swojemu, wygodniej układając się na trawie.- A teraz się przymknij, bo chcę spać.

- Nie wiem, co tam sobie mruczysz, smoku, ale nie podoba mi się twój ton.- oznajmiła i krzyknęła krótko, kiedy strzelił ją ogonem.- Ty przeklęty gadzie!

- Zachowują się jak dzieci.-burknął mój smok, owijając mnie ogonem.- Dobranoc, Czkawka.

- Śpij dobrze, Szczerbo.- oparłem się o niego wygodniej, również przysypiając. Usłyszałem jeszcze, jak Selian grozi Electro, że go wymieni, jak nie zacznie jej szanować, i odpłynąłem.

Pierwszym, co poczułem po przebudzeniu, był ciepły, mokry język Mordki. Z jękiem odepchnąłem łeb smoka i zacząłem ścierać z siebie lepką ślinę. Obrzydlistwo. Całe się lepi i jeszcze nie chce zejść. Szczerbatek obserwował moje zmagania, śmiejąc się po swojemu. Wciąż było ciemno,a nieboskłon zdobiły gwiazdy.

- Bardzo śmieszne.- prychnąłem sarkastycznie i spojrzałem w kierunku ogniska. Selian już nie spała, grzebiąc długim patykiem w stosie opału. Wyglądała na nieobecną duchem.- Wszystko gra?- zapytałem, siadając obok. Wzdrygnęła się.

- Wstałeś już?- spróbowała się uśmiechnąć, ale za dobrze ją znałem.- Martwię się o Johanna. Zwialiśmy, zostawiając go na pastwę losu.

- Nie panikuj, na pewno nic mu nie jest.- zapewniłem, kładąc jej rękę na ramieniu. Posłała mi wymowne spojrzenie.- Znasz go przecież, nie z takich opresji wychodził cało.

- Może i masz rację.- westchnęła, trącając kijem jedno z drew. Iskry wystrzeliły w górę, a Selian uśmiechnęła się lekko.- Pamiętam, że kiedy byłam mała, tata zawsze wieczorem siadał przy ognisku, brał mnie na kolana i opowiadał stare legendy. Szkoda, że żadnej już nie pamiętam.- oparła brodę na kolanach, zwijając się w kłębek.

- Ty przynajmniej znałaś ojca.- mruknąłem z niechęcią, a ona jakby dopiero zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała.- Ja nic o swoim nie wiem. Nie wiem kim jest, co robi, ani nawet jak ma na imię.- złapałem jakiś kamyk i cisnąłem nim w dal.- Nie mam pojęcia czy w ogóle żyje.

- Przepraszam, Czkawka.- powiedziała cicho, opierając się o mnie.- Wiem, że cię to drażni. Powinnam czasem ugryźć się w język.- trąciła mnie zaczepnie łokciem, starając się poprawić mi humor.

- Myślałaś kiedyś jakby wyglądało nasze życie, gdyby nie Smocze Sanktuarium?- zapytałem nagle, zupełnie ją zaskakując.

- Wiesz...- zamyśliła się na chwilę, patrząc w horyzont.- Myślę, że żylibyśmy wtedy tak jak ci wszyscy Wikingowie. Zajęci swoim małym światem, nie wiedząc jak piękne może być życie bez ograniczeń.- zamilkła na moment, skrzywiła się i stwierdziła:- Zanudziłabym się na śmierć. Za bardzo kocham wolność.

Jak wytresować Wikinga?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz