Perspektywa Selian
- Dalej, kochani, jazda pod czaszę, bo jak się tu wszystko zawali będzie nieciekawie.- poganiałam smoki, podskakując za każdym razem, kiedy grzmot rozlegał się niepokojąco blisko. Electro też się cały spinał.
Na Smoczym Skraju siedzieliśmy z Czkawką już jakieś dwa dni. Tutejsza osada była całkiem duża, chociaż nikt, poza nami i smokami, tu nie mieszkał. Składała się z kilku niedużych chat, areny, kuźni i szklarni. Nic więcej nie było nam do szczęścia potrzebne. Dotarliśmy akurat tuż przed tą cholerną burzą. Zdołaliśmy tylko ogarnąć czaszę, czyli specjalnie zaprojektowaną, zamykaną kopułę, i Klub, czyli „serce" naszej osady, kiedy rozpętało się to piekło. Mój brat ze Szczerbatkiem zajęli się dostarczeniem do Klubu jedzenia i wody pitnej, a ja miałam zapędzić smoki do czaszy i zamknąć ją dokładnie. Wzmocniona gronklowym żelazem kopuła powinna bezproblemowo wytrzymać. Gorzej ze stajniami.
Akurat wyganiałam ostatniego Nocnego Koszmara, kiedy w dach uderzył piorun. Krzyknęłam odruchowo, kuląc się nieco, a mój Wandersmok spanikował kompletnie i wyleciał zostawiając mnie na pastwę losu. Krzyczałam za nim, ale był zbyt przerażony. Może to i dziwne, ale Electro od zawsze panicznie bał się burzy. Nie sądziłam tylko, że ten przebrzydły gad będzie w stanie porzucić mnie w takiej sytuacji. Złorzecząc na niego pod nosem, sprawdziłam ostatnie zakamarki stajni.
- Selian!- usłyszałam i poczułam, jak coś owija się wokół mnie i ciągnie do tyłu. Upadłam boleśnie na plecy. Już miałam ochrzanić Czkawkę, kiedy zobaczyłam jak w miejscu, gdzie jeszcze chwile temu stałam, spada płonąca belka. Zdusiłam okrzyk przerażenia, razem z przyjacielem, ładując się na Szczerbatka. Nocna Furia wystrzeliła jak z procy i w momencie znaleźliśmy się przy czaszy. Szybkim ruchem pociągnęłam za dźwignię i, kiedy kopuła się zamknęła, uciekliśmy do Klubu. To właśnie tu spędzaliśmy większość czasu, jeśli oczywiście nie było nic do roboty. W razie kłopotów służył nam również za schronienie. Błyskawicznie zamknęliśmy wszystkie wejścia i usiedliśmy przy palenisku. Szczerbo położył się wygodnie pod ścianą, a ja poczułam jak niepokój ściska mnie za serce.
- Nie martw się.- odezwał się cicho Czkawka. On mi w myślach czyta, czy co?- Electro na pewno sobie poradzi.
- Jak tylko wróci dam ja mu popalić, że mnie tak porzucił.- mruknęłam, owijając się kocem. W duchu miałam nadzieje, że nic mu nie jest.
Burza skończyła się dobre trzy dni później. Smoczy Skraj był w kiepskim stanie. Większość mostów wiszących i trapów, łączących poszczególne miejsca nadawało się tylko do wymiany. Jedna z chat niemal straciła dach, a wszędzie walały się gałęzie. Sprzątanie tego szajsu zajmie nam dobry tydzień. Smoki musiały wykorzystać ukryte wyjście, bo kiedy otworzyłam czaszę, była już pusta. Dosyć szybko podzieliliśmy się zadaniami. Czkawka udał się na patrol, żeby sprawdzić, czy sztorm nie przyniósł nam w pobliże łodzi Łowców Smoków, a ja miałam znaleźć moje smocze nieszczęście i zacząć naprawy.
Perspektywa Astrid
Kiedy odzyskałam przytomność po sztormie nie było śladu. Leżałam na piasku na małej plaży. Nie wiedziałam, gdzie trafiłam, ale to z pewnością nie była wyspa Łupieżców. Idąc wzdłuż brzegu znalazłam moich towarzyszy i resztki naszej łajby. Nikomu, dzięki Odynowi, nic poważniejszego się nie stało. Postanowiliśmy rozejrzeć się po okolicy, licząc, że gdzieś niedaleko natkniemy się na osadę. Po wstępnych oględzinach doszliśmy do wniosku, że jedynymi mieszkańcami wyspy są, ku naszej zbiorowej niechęci, smoki. Było ich pełno, ale trzymały się na dystans, obserwując nas z rozległego lasu.
Kilka godzin później, kiedy ja i Śledzik zrezygnowaliśmy z szukania sposobu na powrót, a Sączysmarkowi i bliźniakom znudziły się bójki, na granicy drzew dostrzegłam jakiś ruch. Po chwili z cienia wyłoniła się jakaś postać. Natychmiast chwyciłam topór przygotowując się do walki. Nieznajomy chłopak, wnioskując po sylwetce, był dosyć wysoki i szczupły, ale brakowało mu części lewej nogi. W połowie lewej łydki zastępowała ją dziwna, metalowa proteza. Na sobie miał jakiś rodzaj skórzanego pancerza, a na głowie niespotykany hełm. Zbliżał się do nas spokojnym, płynnym krokiem i chyba nie był uzbrojony.
CZYTASZ
Jak wytresować Wikinga?
أدب الهواةSchyliłam głowę, by nie przydzwonić w lodową ścianę, a za sobą usłyszałam jęk i ciche, zniekształcone przekleństwo. - Bolesne wybudzenie, co?- zaśmiałam się, prostując się. I to był błąd, bo tym razem to ja przywaliłam. - I sprawiedliwości stało się...