XVII

775 75 7
                                    


Perspektywa Selian

Następnego ranka spotkaliśmy się na placu. Zimne powietrze łaskotało mnie w gardło i szczypało nos i policzki, nadając im czerwonego koloru. Owinęłam się mocniej kurtką, chociaż wcale nie było mi w niej tak zimno. Smocza skóra, z której wykonana była ona i spodnie świetnie trzymała ciepło w zimę. Która swoją drogą nadchodziła wielkimi krokami. Wszyscy nosili już cieplejsze ubrania.

No, może oprócz Dagura.

- Zimno mi jak na ciebie patrzę- oznajmiłam mężczyźnie przy powitaniu, garnąc do mojego smoka. Pancer okręcił ogony wokół moich ramion.

- Słabeusz jesteś i tyle- skwitował, zupełnie lekceważąc moje ciężkie spojrzenie. Kiedyś go uszkodzę.

- Dzień dobry, ekipa- przywitał się Czkawka, zeskakując ze Szczerbatka po porannym locie. Zdjął hełm i potargał lekko włosy, przywracając im ich zwykły nieład.- Są wszyscy?

- Wszyscy- skinęłam głową i wspięłam się na siodło, wsadzając prawą nogę w strzemię, a lewą przerzucając nad grzbietem Potrójnego Ciosa. Smok wyprostował się i poruszył skrzydłami, domagając się lotu.- Możemy ruszać? Nudzę się.

- Już, już- przewróciłam oczami, kiedy Czkawka nadal miał podejrzanie dobry humor. Nawąchał się smoczymiętki?- Więc tak, Heather, weźmiesz ze sobą Astrid i Szpadkę- dziewczyny skinęły głowami i wspięły się na Szpicrutkę.- Dagur, Mieczyk nie pozabijajcie się po drodze- obaj zmierzyli się spojrzeniami, ale nie protestowali.- Śledzik, lecisz ze mną. Smark, Selian cię podrzuci.

- Mam lecieć z dziewczyną?!- oburzył się brunet, a ja od razu się zjeżyłam.- Nie mam zamiaru!

- Albo lecisz z nią, albo zostajesz- podsumował Czkawka, siedząc już w swoim siodle. Śledzik, blady z przerażenia, usiadł za nim.

Sączysmark, marudząc pod nosem, podszedł ostrożnie do mnie i mojego smoka i złapał za jego skrzydło. Pancer szarpnął się nerwowo, wydając zmartwiony ćwierkot. Uspokajająco pogłaskałam jego kark i uszy, jednocześnie kopniakiem odsuwając tego kretyna od skrzydeł. Delikatnym ruchem stopy, kazałam smokowi przycisnąć brzuch do ziemi. Zrobił to bez wahania.

- Nie drażnij mi smoka.- ostrzegłam od razu, wyciągając dłoń do chłopaka. Mrucząc coś pod nosem, chwycił ją i podciągnął się, powoli siadając za mną. Poczułam jego mięsiste łapy na biodrach i zdusiłam dreszcz obrzydzenia.- Pancer, góra!- rozkazałam, a smok wystrzelił jak z procy, od razu zrównując się z Nocną Furią. Smark pisnął jak dziewczynka i mocniej zacisnął palce. Jak mi porobi siniaki, uszkodzę go.

Smagana po twarzy zimnym powietrzem, naciągnęłam głęboki kaptur i półmaskę, ciesząc się odrobiną ciepła, jakie zapewniały. Gdyby nie dodatkowy balast za plecami, z pewnością zrobiłabym już parę sztuczek. Albo spadła z siodła. Jedno albo drugie. Niestety, musiałam być grzeczna, więc razem z innymi leciałam w żółwim tempie, całą uwagę skupiając na przerażonym, świszczącym oddechu za plecami. Z podniebnych nowicjuszy tylko Astrid i Mieczyk wydawali się rozluźnieni.

Jakieś półtorej godziny później dostrzegłam mgły, otaczające skalny labirynt. Czkawka gestem nakazał zmianę wysokości, więc wszyscy skierowaliśmy smoki pod chmury. Palce Smarka wrzynały mi się w skórę. Już ja mu zafunduję lądowanie. Do wyspy dotarliśmy jakieś piętnaście minut później. Na widok poszarpanych resztek wulkanu po plecach przebiegł mi lodowaty dreszcz. Wiedziałam, że u jego stóp leżą szczątki dwóch Czerwonych Śmierci. Wymieniłam z Czkawką spojrzenia i z westchnieniem poprowadziłam smoka w dół. Przelecieliśmy nad ogromnymi szkieletami, a ja musiałam z całych sił walczyć z paniką. Cholernie nienawidziłam tamtych wspomnień.

Jak wytresować Wikinga?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz