XXI

759 56 13
                                    

Napięta do granic możliwości prześlizgnęłam się nad ciemną wyspą Viggo. Pancer wydał z siebie ciche mruknięcie, podzielając mój niepokój. Czkawki nigdzie widać nie było, ale raz na jakiś czas udało mi się wyłapać cień Nocnej Furii. Mimo całych tych nerwów, poczułam jak uśmiech chwyta moje wargi. Nic nie było lepszym kamuflażem dla tego smoka niż nocne niebo.

Odetchnęłam z ulgą i, zgodnie z planem poprowadziłam smoka tuż nad obozem, by przyciągnąć uwagę. Porwałam Pancera pionowo w górę, oczekując okrzyków strażników i salw strzał, ale nic takiego się nie stało. Ponowiłam manewr jeszcze dwa razy, ale nadal nie doczekałam się reakcji. Okolica była martwa. Cicho poprowadziłam Pancera do lądowania i, tuż nad ziemią, zsunęłam się z siodła. Wylądowałam nisko przykucnięta z cichym tąpnięciem i gestem odesłałam partnera w powietrze. Starając się poruszać bezszelestnie przeszukałam obóz, ale oprócz kilku martwych ciał niczego nie znalazłam.

Dwa razy gwizdnęłam przeciągle raz w niskiej, raz w wysokiej tonacji i niemal wrzasnęłam, kiedy Szczerbatek znikąd wylądował obok mnie. Czkawka zsunął się z siodła w hełmie i aktywował Inferno. W duchu zgodziłam się z nim. Nie ważne, że wszędzie pusto, z tak szczwanym lisem jak Viggo trzeba być ciągle czujnym. Trzymając sztylety w pogotowiu i uważnie śledząc okolice wzrokiem, odsunęłam poły głównego namiotu puszczając brata przodem. Wślizgnęłam się za nim i sapnęłam na widok przede mną.

Kwatera Viggo wyglądała jak po jakiejś bitwie. Meble były poprzewracane i połamane, wszystkie plany i mapy podarte na strzępy. Kosztowności zniknęły, a Wielka smocza czaszka, która wcześniej dumnie zdobiła fotel Łowcy, leżała smętnie w kącie. Bez większych nadziei przetrząsaliśmy namiot, dopóki Szczerbatek nie zaczął warczeć na podłogę. Czkawka gestem kazał mi zostać w pogotowiu i otworzył ukryty właz.

- Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że znowu cię widzę, drogi Czkawko- oznajmił skulony w małej pieczarze Viggo Grimborn.

Godzinę później, po długiej, pełnej moich wrzasków debacie, Viggo siedział na krześle bez ruchu, podczas gdy ja po bardzo wyraźnej prośbie brata, zajmowałam się jego ranami. Łowca był na tyle mądry, by milczeć, kiedy staranie zaszywałam głębsze rany, nie licząc sporadycznych syknięć, kiedy „przypadkowo" bywałam niedelikatna. Czkawka siedział naprzeciwko, obserwując uważnie mężczyznę. Podobnie zresztą jak nasze smoki, krążące dookoła. Ich źrenice były wąskie jak igły.

- Skończyłam- oznajmiłam chłodno, zaciskając ostatni bandaż. Obmyłam ręce odrobiną wody z bukłaka i stanęłam przy boku brata, czujna i napięta jak cięciwa łuku.

- Opowieści o twoich umiejętnościach zdecydowanie nie były przesadą- przyznał Viggo, poruszając się eksperymentalnie. Nawet jeśli darzyłam go szczerą i gorącą niechęcią, moja duma jako uzdrowicielki nie pozwalała mi w żaden sposób lekceważyć obowiązków.

- Powiedz nam lepiej, co tu się stało- w głosie Czkawki zabrzmiała znajoma władcza stal. Rzadko używał tego tonu, ale kiedy już z niego korzystał nikt nigdy mu się nie sprzeciwiał. Nawet najbardziej krnąbrne smoki.

- Mój brat oszalał- oznajmił jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

- Dopiero zauważyłeś?- prychnęłam z irytacją, opierając się bokiem o ramie Czkawki. Ja od zawsze uważałam, że Ryker był świrem. Nawet jeśli przeciętnie inteligentny, miał charyzmę by prowadzić ludzi, ale wszelkie jego dobre cechy przysłaniał jeden prosty fakt. Był okrutny. Cierpienie ludzi i smoków sprawiało mu widoczną przyjemność i nigdy nie przejmował się stratami w jego własnych oddziałach. Doskonale też wiedziałam jak lubił obchodzić się z więźniami. Zbyt często lądowałam w jego niewoli by tego nie wiedzieć.

Jak wytresować Wikinga?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz