II

1.4K 119 28
                                    

- Tylko uważajcie na siebie i nie pakujcie się w kłopoty.- poprosiła Valka, żegnając się z nami.- Słyszałaś, Selian?

- Dlaczego tylko ja?- obruszyłam się, nadymając policzki, jak obrażona sześciolatka.- On też niech uważa.

- Oboje uważajcie.- kobieta uśmiechnęła się ciepło, chociaż wyglądała jakby się miała zaraz popłakać,

- Nie martw się, mamo.- poprosił Czkawka, wsiadając na Szczerbatka. Ja wdrapałam się na Electro.- Wrócimy niedługo.

Wylecieliśmy stamtąd zanim zdołałam zmienić zdanie i powiedzieć Valce prawdę. Minął tydzień, odkąd znaleźliśmy drugą Czerwoną Śmierć. Przez ten czas ja zdążyłam wymyślić około 15 tysięcy czarnych scenariuszy i przygotować się mentalnie na powtórkę sprzed 5 lat, a Czkawka opracować jakiś plan działania. Matce wmówiliśmy, że znaleźliśmy ślady jakichś nowych smoków i chcemy to zbadać. Jako, że trwał okres lęgowy, miała pełne ręce roboty z maluchami i nie mogła wylecieć z nami. Obiecaliśmy wrócić najszybciej jak się dało, chociaż, według moich kalkulacji, nasze szanse przeżycia były zatrważająco niskie.

Czkawka nazywał to pesymizmem. Ja w odwecie uznałam, że jest niepoprawnym optymistą, odgrażając się przy okazji, że, jeśli umrzemy, ukręcę mu łeb. Oczywiście niczego sobie z moich gróźb nie robił.

Według planu mieliśmy najpierw wybawić bestie z kryjówki, a potem krążyć wokół niej, strzelając gdzie popadnie, unikając jednocześnie jej ataków. Kiedy będzie już dostatecznie zirytowana i ruszy w pogoń, Czkawka ściągnie na siebie jej uwagę. Wtedy ja i Electro mamy grzmotnąć w nią najmocniejszym piorunem jaki uda nam się wykrzesać, a Szczerbatek załatwi resztę, jak w poprzednim przypadku. Średnio mi się to podobało, bo za dużo w tym planie Czerwonej Śmierci, latania wokół Czerwonej Śmierci i strzelania do Czerwonej Śmierci. Ogólnie za dużo Śmierci i sytuacji w których można umrzeć.

- Czasem cię nienawidzę.- westchnęłam,kiedy wylądowaliśmy na jakiejś malutkiej wysepce, by dać smokom odpocząć.- Bardzo nienawidzę. Wiesz o tym?

- Coś mi się kiedyś obiło o uszy.- Czkawka posłał mi rozbrajający uśmiech.

- Umrzemy śmiercią bolesną i tragiczną.- stwierdziła z przekonaniem, opierając się o Electro.- A jak już będziemy w Walhalli, urwę ci ten durny łeb. I będę go urywać w nieskończoność.- i jak zwykle moje groźby zostały zignorowane. Chłopak rozłożył swoją ogromną mapę i zaczął przyglądać jej się w zamyśleniu.- Co robisz?

- Sprawdzam, jakie wyspy mogą cierpieć z powodu Czerwonej Śmierci.- wyjaśnił, a ja zajrzałam mu przez ramię.- Kilka ich jest. Największa nazywa się Berk. Mama mi o niej wspominała. Chyba to tam mieszkała, zanim trafiła do Sanktuarium.- w zdziwieniu uniosłam brwi, ale powstrzymałam komentarze.

- I tak umrzemy.- podsumowałam, a on westchnął męczeńsko, wyraźnie mając mnie już dosyć.

Na miejsce dotarliśmy po południu dnia następnego. Zawiśliśmy nad wyspą, bezpiecznie skryci w chmurach, po raz kolejny omawiając plan działania.

- Nadal uważam, że zginiemy.- burknęłam, a Czkawka spojrzała na mnie smętnie. Nie potrafiłam znieść tego jego spojrzenia. Bo nagle wyglądał jak zbity smok.- Dobra, już nic nie mówię.

Niepewnie spojrzałam w dół, ale widok zasłaniały gęste chmury, w których się skryliśmy. Zacisnęłam prawą dłoń na siodle, lewą sięgając do medalika, który kiedyś dostałam od przyjaciela. Był symbolem naszej małej obietnicy, mówiącej, że nie ważne co, zawsze staniemy za sobą murem i przez wszystko przejdziemy razem. Zamknęłam na nim palce, czując płynące z tego gestu dziwne ukojenie.

Jak wytresować Wikinga?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz