Rozdział 36

115 26 14
                                    

W ciągu kilku lat, od chwili gdy widział Bang Yongguka po raz ostatni, Junhong był w Gangneung pięć razy. Pierwszy raz pojechał tam w czerwcu tego samego roku i mimo że piasek wydawał się bielszy, a morze zalewało się na horyzoncie z niebem, pozostałe cztery podróże wolał odbyć w zimie, kiedy na świecie było szaro i zimno, wiedząc, że o tej porze łatwiej mu będzie przywołać wspomnienia.

Tamtego ranka, gdy Yongguk wyjechał, Choi błądził po domu, nie będąc w stanie usiedzieć w jednym miejscu. Tylko w ten sposób mógł próbować zdystansować się od swoich uczuć. Późnym popołudniem, kiedy zmierzch zaczął malować niebo w różne odcienie czerwieni i oranżu, wyszedł na dwór i wpatrywał się te barwy, próbując odnaleźć samolot, na którego pokładzie znajdował się Yongguk. Szanse ma to, że go zobaczy, były znikome, a jednak stał na zimnie, kostniejąc coraz bardziej, im później się robiło. Zauważył pośród chmur smugę pozostawioną przez odrzutowiec, ale logika podpowiadała mu, że zostawił ją któryś z samolotów stacjonujących w bazie marynarki wojennej. Gdy wrócił do domu, miał tak zgrabiałe ręce, że włożył je pod strumień ciepłej wody, czując, jak go pieką. Mimo że zdawał sobie sprawę, że Yongguk wyjechał, tak jak przedtem nakrył do kolacji na dwie osoby.

Chwilami miał nadzieję, że Bang jednak nie wyjedzie, że wróci. Jedząc kolację, wyobrażał sobie, jak wchodzi przez frontowe drzwi i rzuca swoje worki próżniowe, wyjaśniając, że nie mógł wyjechać, nie spędziwszy z nim jeszcze jednej nocy. Powie, że wyjadą jutro albo pojutrze i będą się kierować autostradą na północ, aż w końcu skręca w boczną drogę do jego domu.

Tak się jednak nie stało. Drzwi frontowe się nie otworzyły, telefon nie zadzwonił. I choć Junhong pragnął, by został, wiedział, że słusznie nakłaniał go, żeby wyjechał. Jeszcze jeden dzień przecież nie ułatwiłby wyjazdu. Jeszcze jedna wspólna noc oznaczałaby tylko tyle, że znowu musieliby się żegnać, a było to niewymownie trudne za pierwszym razem. Nie potrafił sobie wyobrazić, że po raz drugi będzie musiał wypowiedzieć te słowa ani też że będzie musiał przeżyć kolejny dzień taki jak ten, który się właśnie kończył.

Nazajutrz rano Junhong zaczął sprzątać w gospodzie, metodyczne koncentrując się na zwykłych czynnościach. Pozmywał naczynia i powkładać je na miejsce do szafek, gdy wyschły. Odkurzył dywaniki, pościerał kurze, następnie zaczął pucować pokój Jongupa i robił to dopóty, dopóty nie zaczął wyglądać tak jak w chwili jego przyjazdu.

Potem zaniósł swoją walizkę na górę i otworzył drzwi do niebieskiego pokroju.

Nie był w nim od rana poprzedniego dnia, od chwili wyjazdu Yongguka. Popołudniowe słońce rzucało refleksy na ścianę. Bang pościelił łóżko, zanim zszedł na dół, ale chyba jednak zdawał sobie sprawę, że nie musi specjalnie się starać. Narzuta była lekko wybrzuszona tam, gdzie koc się zmarszczył, prześcieradło zwisało w kilku miejscach, prawie dotykając podłogi. W łazience jeden ręcznik był przewieszony przez pręt zasłony, dwa inne leżały zwinięte razem obok umywalki.

Stał bez ruchu, chłonąc ten widok, w końcu postanowił walizkę na podłodze. W tym samym momencie zauważył leżący na komodzie list, który napisał do niego Yongguk. Wziął go do ręki i powoli usiadł na brzegu łóżka. W ciszy pokoju, w którym się kochali, przeczytał to, co napisał do niego wczoraj rano.

Gdy skończył czytać, opuścił list na kolana i siedział nieruchomo, wyobrażając sobie Yongguka piszącego te słowa. Potem złożył starannie kartkę i włożył ją do walizki razem z muszlą. Kiedy po kilku godzinach przyjechał Jongup, Junhong stał oparty o balustradę na werandzie z tyłu domu, wpatrując się znowu w niebo.

Moon był jak zwykle sobą - wylewny, szczęśliwy, że widzi Junhonga, szczęśliwy, że wrócił do domu. Opowiadał o ślubie, o starym hotelu, w którym się zatrzymał. Choi słuchał opowieści przyjaciela, nie przerywając mu, a po kolacji powiedział, że ma ochotę przespacerować się po plaży. Na szczęście Jongup nie skorzystał z propozycji, by przejść się razem z nim. Gdy wrócił do gospody, Moon rozpakowywał bagaże w swoim pokoju. Junhong zaparzył sobie herbatę i usiadł z parującą filiżanką przy kominku. Kołysząc się w fotelu, usłyszał, że przyjaciel wchodzi do kuchni.

Wspólne noce // BangloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz