Rozdział 19

120 25 6
                                    

W kilka minut później Junhong słuchał uważnie Yongguka zdającego mu relacje z tego, co się stało. Znajdowali się jak zwykle w kuchni, Bang stał oparty o bufet, ze skrzyżowanymi ramionami, zapatrzony w okno. Jego twarz miała nieobecny, obojętny wraz. Sprawiał wrażenie znacznie bardziej zmęczonego niż wczesnym rankiem. Gdy skończył swoją opowieść, Junhong popatrzył na niego ze współczuciem i troską.

— przynajmniej próbowałeś — powiedział.

— I na niewiele się to zdało, prawda?

— Może on nie wiedział o liście ojca?

Yongguk pokręcił głową.

— Nie o to chodzi. Myślę o celu mojej podróży. Chciałem się przekonać, czy uda mi się choć częściowo coś naprawić albo przynajmniej jakoś wyjaśnić, ale nie będę miał nawet tej szansy.

— To nie twoja wina.

— To dlaczego tak się czuję?

W ciszy, która zapadła po jego słowach, Junhong słyszał cichy terkot grzejnika.

— Ponieważ cię to obchodzi. Ponieważ się zmieniłeś.

— Nic się nie zmianiło. Oni wciąż uważają, że ją zabiłem — rzekł z westchnieniem. — Potrafisz sobie wyobrazić, jakie to uczucie... świadomość, że ktoś tak o tobie myśli?

— Nie — przyznał — nie potrafię. Nigdy nie musiałem przez coś takiego przechodzić.

Pokiwał ze znużeniem głową.

Junhong przyglądał się Yonggukowi uważnie, czekając, by zmienił się wyraz jego twarzy, a gdy się tak nie stało, sam zdziwiony swoją reakcją, podszedł do niego bliżej i wziął go za rękę. Sztywna w pierwszej chwili dłoń mężczyzny rozluźniała się i Junhong poczuł, jak jego palce splatają się z palcami Yongguka.

— Choć trudno się z tym pogodzić, a także bez względu na to, co kto powie — powiedział ostrożnie — musisz zrozumieć, że prawdopodobnie nie zmieniłbyś nastawienia syna, nawet gdyby udało ci się dzisiaj rano porozmawiać z jego ojcem. On cierpi i łatwiej mu oskarżać kogoś takiego jak ty, niż zaakceptować fakt, że czas jego matki dobiegł końca. I niezależnie od tego co myślisz o dzisiejszym spotkaniu, idąc tam, zrobiłeś coś bardzo ważnego.

— Co takiego?

— Wysłuchałeś tego, co miał ci do powiedzenia syn. Mimo że jest w błędzie, dałeś mu szansę na wyrażenie uczuć. Pozwoliłeś, żeby zrzucił ciężar, a ostatecznie prawdopodobnie o to przez cały czas chodziło ojcu. Ponieważ wie, że proces sądowy do niczego nie doprowadził, chciał, żebyś usłyszał osobiście, co on o tym myśli. Żebyś się dowiedział, co przeżywają oni.

Yongguk roześmiał się ponuro.

— Dzięki temu czuję się o niebo lepiej.

Junhong ścisnął jego dłoń.

— A czego oczekiwałeś? Że wysłucha tego, co masz do powiedzenia, i zaakceptują wszystko po kilku minutach? Po tym jak zaangażowali adwokata i ciągnęli proces, chociaż wiedzieli, że nie mają szansy na wygranie sprawy? Po tym jak usłyszeli opinię innych lekarzy? Chcieli, żebyś przyjechał i usłyszał, jak sprawa wygląda z ich strony. Nie ma innego wyjaśnienia — Yongguk nic nie odpowiedział, w głębi jednak zdawał sobie sprawę, że Junhong ma rację. Czemu więc nie dostrzegł tego wcześniej? — Rozumiem, że nie było ci łatwo tego słuchać — mówił dalej — i wiem, że to oni się mylą i niesłusznie zarzucają na ciebie za to, co się stało. Ale dzisiaj dałeś im coś ważnego, a na dodatek jest to coś, czego nie musiałeś robić. Możesz być z tego dumny.

— Nic z tego, co się zdarzyło, nie zaskoczyło cię? Mam rację?

— Prawdę mówiąc, nie zaskoczyło.

— Wiedziałeś o tym dzisiaj rano? Kiedy po raz pierwszy opowiedziałem ci o rodzinie Shin?

— Nie byłem pewny, ale przyszło mi na myśl, że tak właśnie może potoczyć się to spotkanie.

Jego twarz rozświetlił krótki uśmiech.

— Jesteś niesamowity, wiesz?

— To ma być komplement, czy wręcz przeciwnie?

Yongguk uścisnął jego dłoń, myśląc, że przyjemnie jest czuć płynące z niej ciepło. Wydawało się to takie naturalne, niemal jakby trzymał go w ten sposób od lat.

— Ogromny komplement — powiedział.

Odwrócił się do niego przodem, uśmiechając się łagodnie, i Junhong uświadomił sobie z zaskoczeniem, że Yongguk myśli o tym, żeby go pocałować. Chociaż w głębi serca dam tego pragnął, rozsądek przypomniał mu nagle, że jest właśnie piątek, poznali się wczoraj, a Bang wkrótce wyjeżdża. On zresztą również. Poza tym tak naprawdę nie jest sobą. Prawdziwy Junhong jest kimś zupełnie innym - zatroskanym bratem, synem albo bibliotekarzem porządkującym książki. Podczas tego weekend stał się nową osobą, kimś, kogo sam ledwie poznawał. Żył jak gdyby w sennym marzeniu i choć te sny były przyjemnie, wiedział, że są wyłącznie snami i niczym więcej.

Cofnął się o krok, puszczając jego dłoń. Przez mgnienie oka dostrzegł błysk rozczarowania w oczach mężczyzny, natychmiast jednak odwrócił wzrok.

Uśmiechnął się do niego, dokładając starań, żeby jego głos brzmiał spokojnie.

— Czy twoja propozycja w zabezpieczeniu domu przed sztormem jest wciąż aktualna? To znaczy, zanim zepsuje się pogoda?

— Jasne — potwierdził Yongguk. — Zaczekaj tylko chwilę, pójdę na górę włożyć jakieś robocze ubranie.

— Masz trochę czasu. I tak muszę najpierw pojechać do sklepu. Zapomniałem kupić lód i podręczną styropianową lodówkę, na wypadek gdyby zabrakło prądu i trzeba było jakoś przechować żywność.

— Dobrze.

Umilkły, spoglądając na niego, po czym spytał:

— Dobrze się czujesz?

— Dam sobię radę.

Junhong odczekał chwilę, jak gdyby chcąc się upewnić, że Yongguk mówi prawdę, po czym odwrócił się. Tak, pomyślał, postąpił słusznie. Miał rację, wycofując się i opuszczajc jego rękę. A jednak gdy już wyszedł za drzwi, nie potrafił oprzeć się uczuciu, że właśnie stracił szansę na znalezienia odrobiny szczęścia, za którym tęsknił od tak dawna.

◈◈◈

Jak tam samopoczucie po comebacku bap, kochani? ;))))))))

Wspólne noce // BangloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz