Rok, który nastąpił po wyjeździe Yongguka, był niepodobny do żadnego roku w życiu Junhonga. Pozornie wszystko było jak zawsze. Aktywnie opiekował się siostrą, odwiedzał codziennie ojca, pracował w bibliotece. Ale robił to wszystko z nowym zapałem, którego dodawał mu skrzętnie skrywana tajemnica, co nie uszło uwagi ludzi, z którymi miał do czynienia. Dostrzegli, że częściej się uśmiecha, i nawet jego siostra od czasu do czasu zauważała, że chodzi po kolacji na spacery albo bierze długą kąpiel, nie przejmując się panującym wokół niego harmiderem.
W takich chwilach zawsze myślał o Yongguku, lecz jego obraz zdecydowanie nabierał barw, ilekroć widział nadjeżdżającą furgonetkę pocztową, która zatrzymywała się po drodze, żeby dostarczyć przesyłki.
Pocztę przywożono zwykle między dziesiątą a jedenastą rano i Junhong stał w oknie, obserwując, czy furgonetka zatrzyma się przed jego domem. Gdy samochód odjeżdżał, pochodził do skrzynki i wyjąwszy listy, przeglądał je, wypatrując charakterystycznych beżowych kopert lotniskowych, które lubił Yongguk, znaczków pocztowych odmalowujących świąt, którego kompletnie nie znał, i jego nazwiska w lewym górnym rogu.
Gdy nadszedł pierwszy list od Yongguka, Junhong usiadł na werandzie na tyłach domu. Kiedy skończył czytać, zaczął od początku i przeczytał go po raz drugi, powoli, przerywając i zatrzymując się dłużej na poszczególnych słowach. Postępował tak samo przy każdym kolejnym liście, a gdy zaczęły przychodzić regularnie, zrozumiał, że obietnica, którą złożył mu Bang w pierwszym liście, jeszcze w Gangneung, nie była słowami rzuconymi na wiatr. Pewnie, że wolałby go zobaczyć, znaleźć się w jego ramionach, ale namiętności płynąca z jego słów w jakiś sposób zdawała się zmniejszać dzielącą ich odległość.
Bardzo lubił wyobrażać sobie, jak wyglądał, pisząc listy. Widział go przy biurku - goła żarówka oświetlała jego znużoną twarz. Był ciekawy, czy Yongguk pisał szybko i słowa płynęły mu spod pióra nieustającym strumieniem, czy też przerywał od czasu do czasu, wpatrując się z zamyśleniem w jakiś punkt, zbierając myśli. Obrazy, które kreślił w wyobraźni, raz były takie, przy kolejnym liście mogły być inne, w zależności od tego co napisał. Trzymając list w ręku, Junhong zamykał oczy, starając się odgadnąć nastrój Yongguka.
Choi również do niego pisał, odpowiadając na pytania, które mu zadał, i opisując, co się dzieje w jego życiu. W tych momentach czuł niemal jego obecność przy sobie. Gdy lekki wiatr dmuchał w jego twarz, miał wrażenie, że Yongguk przesuwa delikatnie palcami po jego skórze. Gdy słyszał ciche tykanie zegara, przypominało jemu to bicie serca Yongguka, kiedy opierał głowę na jego klatce piersiowej. Gdy jednak odkładał pióro, zawsze wracał myślami do ostatnich chwili, które spędzili razem, do pożegnania na żwirowanym podjeździe, do ostatniego uścisku, łagodnego dotyku jego warg, do obietnicy, że po roku rozłąki spędzą wspólnie całe życie.
Yongguk dzwonił za każdym razem, gdy tylko miał okazję zabrać się do miasta, a czułość, którą słyszał w jego głosie, zawsze sprawiała, że ściskało mu się serce. Jego uśmiech albo cierpienie w głosie, kiedy mówił mu, jak bardzo za nim tęskni, powodowały taką samą reakcję. Dzwonił zawsze w ciągu dnia, gdy Kanghee była w szkole, i ilekroć zadzwonił telefon, zawsze odbierał dopiero po chwili, mając nadzieję, że to Yongguk. Rozmowy nie trwały długo, zwykle około dwudziestu minut, ponieważ jednak dostawał również listy, pocieszał się, że dzięki temu łatwiej mu będzie przetrwać jakoś następne kilka miesięcy.
W czerwcu pojechał znowu do Gangneung na długi weekend z Jongupem. Przyjaciel w pierwszej chwili wydawał się nieco poirytowany, jak gdyby usiłował dojść, co tak zdenerwowało Junhonga, gdy był tutaj ostatnim razem, ale po godzinie swobodnej rozmowy sytuacja powróciła do normy. Choi wybrał się kilkakrotnie na spacer, szukając jeszcze jednej muszli, ale nie znalazł żadnej, która nie byłaby pokruszona przez fale.
Gdy wrócił do swojego domu, czekał na niego list od Yongguka oraz zdjęcie, które zrobił jego syn. W tle było widać klinikę i mimo że Bang był szczuplejszy niż przed sześcioma miesiącami, wyglądał zdrowo. Junhong oparł zdjęcie o solniczkę i usadowił się przy stole, żeby mu odpisać. Starszy poprosił młodszego, żeby wysłał mu swoje zdjęcie, toteż przejrzał wszystkie albumy, zanim w końcu znalazł taką fotografię, która jego zdaniem nadawała się do tego, by mu ją wysłać.
Lato było gorące i duszne. Większą część lipca spędził, siedząc w domu przy włączonej klimatyzacji. Sierpień zleciał podobnie.
Gdy liście na drzewach zaczęły złocić się w łagodnym blasku jesiennego słońca, Junhong zaczął myśleć, co będą robili z Yonggukiem po jego powrocie. Zastanawiał się również, jak przyjmie go Kanghee, gdy przyjedzie na kolację w święta Bożego Narodzenia, albo jak się zachowa Jongup, gdy tuż po Nowym Roku zarezerwuje u niego pokój w Gospodzie na ich oba nazwiska. Bez wątpienia, myślał Choi, uśmiechając się pod nosem, Moon uniesie tylko brwi. Jak go zna, najpierw nie powie nic, tylko będzie odnosił się z zadowolą z siebie miną, mówiąc, że przez cały czas wiedział o wszystkim i spodziewał się ich wizyty.
Teraz, siedząc w kuchni z siostrą, Junhong przypominał sobie tamte plany, myśląc, że w przeszłości zdarzyły się takie chwile, kiedy niemal wierzył, że zostały urzeczywistnione. Obmyślał scenariusze w najdrobniejszych szczegółach, ostatnio jednak powiedział sobie: "dość". Żal, który zawsze przychodził po przyjemnych marzeniach, pozostawał mu uczucie pustki i zdawał sobie sprawę, że lepiej będzie, jeśli poświęci czas tym, którzy są częścią jego życia. Nie chciał już nigdy odczuwać smutku, który przynosił takie marzenia. Czasami jednak mimo najlepszych chęci nie potrafił z nich zrezygnować.
CZYTASZ
Wspólne noce // Banglo
RandomGangneung. Nadmorskie miasteczko w Korei Południowej. Miejsce pełne tajemnic, wspomnień, a nade wszystko miłości... Trzy lata po kłótni z chłopakiem, który porzuca go dla innego faceta, na prośbę swojego przyjaciela Junhong przyjeżdża tu na tydzień...