Louis to typowy populary chłopak w szkole, wiecie o co chodzi. Ładna twarz, ciało również niczego sobie przez co ma powodzenia u dziewczyn jak i u chłopaków. A Harry to wrażliwy chłopiec który jest dręczony w szkole. Kilka łez i kilka przekleństw zł...
Tydzień po wybudzeniu POV Harry Przyjechałem po Lou do szpitala. Jeszcze leżał na łóżku szpitalny. Zapukałem w otwarte drzwi. - Cześć- powiedziałem. - Nie przeszkadzam? - Ty? Przeszkadzasz? Wżyciu. - Nie pakujesz się? - Już tak tak już się pakuje. - To się pakuj mam dla ciebie niespodziankę. - Dostanę niespodziankę za to że zostałem pobity? - Oj ciiii... kocham cię wiesz? - Wiem ja ciebie też Hazz. Usiadłem na fotelu na którym spędziłem ostatnie noce. - Trudno będzie mi się rozstać z tym fotelem. - zaśmiałem się razem z Louis'em. - Czy ta niespodzianka była droga? - Nie. - To dobrze, a powiesz mi co to? - Nie. - Ale no proszę. - Nie bo wtedy ... - Tak tak nie będzie niespodzianki. Podasz mi kosmetyczkę? - Dla ciebie wszystko. Tak od dłuższej chwili wpatruje się w chłopaka. - Hazz? Mógłbyś się na mnie tak nie patrzeć? - Mógłbym ale nie chce. - Sprzedałeś już dom? - Tak. - Kiedy wylatujesz? - Dzisiaj. - Oh...i to jest ta niespodzianka? - jego oczy są pełne łez. - Nie to było by chamstwo. Chodź tu do mnie, przytul się. Chłopak podchodzi i mówi : - Dlaczego jesteś taki wysoki? Jestem starszy a czuje się jakbym co najmniej 5 lat był od ciebie młodszy. - Są tego zalety. - Jakie? - Słyszysz muzykę mojego serca która gra dla ciebie. - A ty mojej nie usłyszysz. - Kiedyś na pewno usłyszę. Przyszedł lekarz który nie wyglądał na zadowolonego. - Żegnam pana. Panie Louis'ie. - Żegnam pana. Panie doktorze. Wtrąciłem się do rozmowy. - Czy jest może pani Ellen. - Jest na sali 23. Na porodówce. - Dziękuje. - Jeszcze raz dziękuje panie doktorze - powiedział niebieskooki. Doktor uśmiechną się i wyszedł z sali. - Pójdziemy do Ellen?- zapytałem. - Tak jeśli chcesz. - Pewnie że chce. Długo nie zajęło mi szukanie staruszki. - Harry!- krzyknęła z końca korytarza. - Ellen!- zaczęliśmy obydwoje iść szybciej. - Harry słonko pokaże ci twojego imiennika 4 godziny temu się urodził. - To ja na was poczekam.- powiedział Louis. - Tomlinson słonko idziesz ze mną i za Harry'm. - Dobrze proszę p... - Żadna pani Tomlinson jestem Ellen. - Dobrze Ellen więc pójdźmy. - uśmiechną się. Weszliśmy do sali 25 w której było pełno małych dzieci. To znaczy pełno dla mnie była tam 13 niemowląt. - Ah i oto Harry. Sama dałam pomysł na to imię. - cieszyła się jakby uszczęśliwiła tym cały świat. - A wy dzieci jakie imię dacie swoim? - My jeszcze nawet nie myśleliśmy o dzieciach jesteśmy za młodzi. - Ale Tomlinson chodzi mi o imiona nie oto czy myśleliście już nad założeniem rodziny. - Ja bym dał Darcy. - powiedziałem. - Ja dał bym Freddie. - No więc życzę powodzenia dzieciaki, ale zamykajcie już bo mnie z pracy wywalą. - Odwiedzę cię jeszcze kiedyś Ellen. - powiedziałam i przytuliłem starszą kobietę. Do samochodu szliśmy w ciszy. - Ej Lou coś się stało? - Nie nic. - Jesteś zazdrosny o to przytulenie? - Nie. - Nie no w ogóle. - Ok no trochę jestem. - Oj ty głuptasie. Podjechaliśmy pod dom Louis'a. Weszliśmy na górę. - Pakuj się. - Co ale gdzie? - Dowiesz się. Pomogłem w pakowaniu chłopakowi. Zabrał naprawdę potrzebne rzeczy ja miałem swoje już na miejscu. - Przepraszam Lou ale muszę zawiązać ci oczy. - Ale dlaczego? - Och bo przez co nie było by niespodzianki. Zawiązałem chłopakowi oczy.
POV Louis Chłopak zawiązał mi oczy i pomógł mi wejść do samochodu. To dziwne że policja nie zwracała na to uwagi. Jechaliśmy mniej więcej 3 godziny i to była bardzo męcząca droga. - Harry? Daleko jeszcze? - Nie już parkuje. Aha parkuje czyli to...nie wiem wszędzie można parkować. Wysiadamy,słyszę dużą ilość ludzi i chyba walizki? Nie jestem tego pewien. - Samolot 204 odlatuje za 15 minut do Los Angeles. - odezwała się kobieta z głośników. Czyli jesteśmy na lotnisku. Chłopak ściągną mi założoną opaskę na oczy. - To gdzie lecimy? - To niespodzianka. Przeszliśmy przez bramki sprawdzające czy nie jesteśmy jakimiś terrorystami. Sprawdzali Dowody i paszporty, nie wiem skąd ale miałem paszport w torbie. Czyli Hazz musiał zaplanować to wcześniej. - Czekaj Harry ale nie wiem czy mogę. - Szybko żeś się skapną. Pewnie że możesz Lottie ci pozwoliła. - Serio? Dzięki. - żuciem się chłopakowi na szyje. Ludzie się na nas dziwnie patrzyli. W ten Harry posmutniał i odsuną się od mnie. - Przepraszam Harry. - Louis to nie twoja wina to ci ludzie widzą w naszej miłości coś obrzydliwego. Już wiem jak się Harry czuł gdy moi koledzy z klasy i z jego klasy się z niego naśmiewali a ja nic z tego nie sobie nie robiłem ... śmiałem się razem z nimi. - Przepraszam ale żebyś nie wiedział gdzie lecimy włożę ci korki do uszy. Później już nic nie słyszałem. Z Harry'm udawałem że jestem nie słyszący i że rozmawiamy przez migi. Weszliśmy do samolotu. W czasie podróży mogłem wyjąć korki z uszu. - Harry kocham cię wiesz? - Wiem. A ty wiesz? - Tak wiem. Patrzyliśmy na widok za oknem. Był piękny zachód słońca. Niebiesko różowo-pomarańczowe niebo i piękne duże pomarańczowe słońce. Nie wiem ile trwał lot ale wiem że Hazz obudził mnie jak lądowaliśmy. -Przepraszam ale znowu nie będziesz nic widzieć. - Co serio? - No. Przepraszam ale muszę. Dojechaliśmy w końcu do celu. - Dziękuje panu. - Nie ma za co. Miło widzieć taką cudną pare. - Dziękujemy. Niech pan pozdrowi swoją żonę i dzieci. - Harry rozmawiał tak z tym facetem jakby znali się wiecznąś. - Dziękuje na pewno pozdrowię. Zapłaciliśmy za taksówkę i stanęliśmy chyba w centrum miasta bo było głośno. - Witam we Francji a dokładniej w Paryżu.
Hej! Przepraszam że tak długo nie pisałam ale się uczyłam do sprawdzany z chemii. Ogólnie widziałam dwóch chłopaków wieku tak 27-30 lat i tak razem słodko wyglądali.
Jak wam miną sylwester? Czy to będzie szczęśliwy rok 2018?
A to mój prezent tak podobno bez okazji:
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.