Dziewięćdziesiąt dziewięć

46 8 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

Poczuła się tak, jakby w jednej chwili jej serce się zatrzymało – dosłownie i w przenośni. Włócznia wyślizgnęła jej się z rąk, kiedy dotarło do niej, co zrobiła, a Drake chwiejnie odwrócił się w jej stronę. Srebrzysta broń przeszyła jego ciało na wylot, wbijając się tak głęboko, że nawet kiedy z zaskoczeniem chwycił za koniec, który wychodził z jego piersi, nie był w stanie go wyszarpnąć – a może po prostu nie chciał.

Powoli uniósł głowę i spojrzał wprost na nią. Ciemne oczy rozszerzyły się, spoglądając wprost w jej tęczówki barwy zamarzającej wody. Oboje dyszeli ciężko, podczas gdy świat wydawał się zastygnąć, kurcząc się do tego jednego klifu i ich dwoje. W tym momencie nie było niczego innego prócz Drake'a, krążącej w powietrzu śmierci i niej samej, Isabeau.

– Dlaczego? – zapytał cicho, a potem mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa i legł na ziemi.

Isabeau nawet się nie zastanawiała. Natychmiast upadła na kolana obok niego, czując jak ramiona zaczynają jej się trząść, a żołądek skręca się, grożąc wywróceniem na drugą stronę. Przyklękając omal sama nie nadziała się na koniec, który wystawał z piersi Drake'a, ale zdołała w porę się odsunąć i nachyliła się z bezpieczniejszej strony. W słabym świetle, rzucanym przez dziwnie odległe płomienie Layli, widziała rozpraszające srebrzyste refleksy na włóczni oraz plamy krwi, które w tym oświetleniu wydawały się niemal całkowicie czarne. Uświadomiła sobie, że krew jest również na jej rękach i na obraniu, odkrycie to zaś sprawiło, że z jej piersi wyrwał się cichu, urywany szloch.

Drzewa cytrynowe. Plamy krwi i coś... coś bezkształtnego, rozciągniętego na trawie... W głowie jej wirowało i przez moment sama nie była pewna, gdzie się znajduje – w teraźniejszości czy przeszłości. Może tak naprawdę to wszystko było jednym, wielkim koszmarem w którym trwała od stuleci i tak naprawdę nie wydarzyło się w rzeczywistości? Może kiedy w końcu to pojmie, obudzi się i przekona, że ostatnich czterysta lat nie miało miejsca, Aldero żyje, a Drake jest normalny i wciąż ją kocha? Tak bardzo chciała ocknąć się i przekonać, że wciąż jest tą szczęśliwą przyszłą panną młodą, której decyzje są w pełni akceptowane przez bliźniaka, a największym problemem jest to, czy kiedyś odnajdzie rodzeństwo i czy uda jej się dobrze odegrać rolę kapłanki, kiedy już nią zostanie...

Z tym, że przebudzenie nie przychodziło, a ona oszukiwała samą siebie. Była tutaj, na klifie, klęcząc nad ciałem kogoś, kogo kochała nad życie i jednocześnie nienawidziła do tego stopnia, że była w stanie zadać ten śmiertelny cios. Plama krwi rosła i przesiąkała jej ubranie, chociaż starała sobie wyobrazić, że to po prostu padający śnieg topnieje w kontakcie z jej rozpalonym ciałem. Wiatr targał jej włosy, przenikając ubranie i przyprawiając ją o dreszcze, chociaż równie dobrze mogła drżeć po prostu od nadmiaru emocji. Czuła coś mokrego i słonego na twarzy, ale za wszelką cenę nie chciała się przyznać do tego, że płacze; nigdy nie pozwalała sobie na to, żeby ktokolwiek był świadkiem jej bólu – tamta sytuacja z domku, kiedy pozwoliła sobie na słabość przy Carlisle'u, była jedynym wyjątkiem o którym szybko zaczęła zapominać.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA II: PÓŁNOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz