Siedemdziesiąt sześć

46 9 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

Dookoła panował półmrok, ale ciemności były niczym dla doskonałego wzroku Isabeau. Kiedy wraz z Drake'm weszli do czegoś, co chyba kiedyś pełniło funkcję sali balowej, oczy obecnych już w środku telepatów momentalnie zwróciły się w ich stronę. Zauważyła czujne spojrzenie Bliss, która najpierw spojrzała na nią ostrzegawczo, po czym speszona odwróciła wzrok, jakby o czymś sobie przypominała i to ją speszyło. Zmarszczyła brwi, zaintrygowana, ale w tym samym momencie Drake popchnął ją nieznacznie, więc na powrót skupiła się na otoczeniu.

Przeszedł ją dreszcz, chociaż nie była pewna dlaczego. Może miało to związek z olbrzymim kręgiem, który ktoś ułożył z palących się świec. Wszyscy obecni stali na jego obwodzie, jednakowo odziani w czarne stroje, przez co wydawali się bledsi niż w rzeczywistości. Jasny blask płomieni świec rzucał na ich twarze długie cienie, co dodatkowo potęgowało efekt. Isabeau wyprostowała się zupełnie machinalnie i uniosła dumnie głowę, raz po raz powtarzając sobie w duchu, że jeżeli kogoś powinno się w tym miejscu obawiać, to tą osobą była ona sama.

Drake ujął jej dłoń, uśmiechając się niepokojąco. Jego dotyk przywołał wspomnienie dreszczy i tego, jak tulili się do siebie na balkonie. Zaraz po tym ponownie przed oczami stanął jej zaręczynowy pierścionek oraz klęczący Drake, proszący ją o rękę. Dobra bogini, dlaczego nie mogła przestać o tym myśleć? Przecież odpowiedź była oczywista – odmowa, bo cóż innego? Nie mogła chcieć za niego wyjść, po tym jak dokonał tych wszystkich okropnych rzeczy. Poza tym jakie to miało znaczenie teraz, kiedy wiedziała, że zarówno nad nim, jak i nad nią wisi śmierć?

Przynajmniej w teorii powinno być to dla niej powodem, żeby chcieć odmówić...

Zdecydowane szarpnięcie za ramię wyrwało ją z zamyślenia. Drake poprowadził ją wprost do samego środka ognistego kręgu. Lekko przeskoczył nad świecami, więc zrobiła to samo, pozwalając żeby cały czas trzymał ją u swojego boku. Jego wzrok wyrażał podekscytowanie i niejaką satysfakcję jej dezorientacją – chociaż raz miał nad nią przewagę, skoro nie wiedziała czego powinna się spodziewać.

– Tak długo czekałaś na to, żebym ci wszystko wyjaśnił. A więc dobrze, teraz zrobię to z rozkoszą – odezwał się cicho, nikt jednak nie miał problemów z tym, żeby go usłyszeć.

Miała ochotę powiedzieć coś w stylu „Szkoda, że nareszcie!", ale powstrzymała się. Być może miało to związek właśnie z wyczuwalnym w atmosferze napięciem, a może instynkt nakazywał jej nie drażnić Drake'a – sama nie była w tym momencie pewna. Najistotniejsze było wyłącznie to, że w końcu miał przejść do rzeczy.

– W jak wiele jesteś w stanie uwierzyć, córko Allegry? – zapytał, wciąż ciągnąc tym swoim cichym, hipnotyzującym głosem. Na niej jego ton nie robił żadnego wrażenia, ale musiała mu przyznać, że był dobrym mówcą. W końcu jakby nie patrzeć, to właśnie Drake natchnął ją, kiedy zaczęła przemawiać w obronie Heatha. – Słyszałem, jak opowiadasz legendę o pierwotnej... Tak, nie patrz na mnie w ten sposób. Wcale nie dawałem wam aż tyle swobody, ile mogłabyś sobie życzyć – przyznał z uśmiechem, bo spojrzała na niego zaskoczona. Jak często podsłuchiwał ją i Carlisle'a, kiedy zdawało im się, że jest gdzieś daleko. – Możesz się upierać, że to bajka, ale w takim razie my również jesteśmy bajką. Stoker i inni jemu podobni, którzy pisali o wampirach... To też są bajki?

LOST IN THE TIME [KSIĘGA II: PÓŁNOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz