Dwadzieścia pięć

53 8 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

Isabeau ponuro wpatrywała się w symbole.

– Powiem wam po drodze – obiecała w końcu. – Chodźmy. Tu nie jest dobrym pomysłem stać w miejscu – wyjaśniła, szybkim krokiem przechodząc przez łuk.

Miasto robiło wrażenie, nawet widziane z odległości. Wbiła wzrok w liczne budynki, jak na razie skromne i niewielkie, które rysowały się przed nią, kiedy prowadziła Cullenów ścieżką, biegnącą teraz w dół niezbyt stromego pagórka. U jego stóp wydeptana dróżka przechodziła w brukowaną, solidną uliczkę – była w domu.

Kiedy poczuła pod stopami drogę, poczuła się tak, jakby uleciało z niej całe napięcie. Tak było zawsze – denerwowała się przez całą drogę do tego miejsca, kiedy zaś już znalazł się w mieście, niejako godziła się z tym, że znowu tu jest. Tym razem było tak samo i musiała sobie z tym poradzić.

W tym miejscu jakby czas się zatrzymał. Labirynty uliczek, wiekowe budynki... Isabeau szła szybkim krokiem, powoli zagłębiając się w miasto i mając wrażenie, że znów jest małą dziewczynką. To miejsce było niebezpieczne nie tylko przez wzgląd na jego mieszkańców, ale właśnie przez jego niezmienność i związane z tym wspomnienia.

– Tędy dojdziemy do rynku – powiedziała z zapałem. – To teren neutralny, gdzie spotykają się wszyscy, niezależnie od rasy i gdzie... Hm, mamy swoje rozrywki – powiedziała, ostrożnie dobierając słowa. – Najbliżej centrum mieszkają wampiry. Jakby nie patrzeć, to one tutaj rządzą, chociaż wilkołaki mają tu równie wiele do powiedzenia. Ale one wolą bardziej odludne miejsca, poza tym lepiej żeby nie przebywały z takimi jak my. – Machnęła ręką na wschód. – Tam lepiej nie chodzić, bo to ich tereny. Co prawda są wyraźnie wytyczone granice, ale wilkołaki z natury nie są zbyt przyjazne i jeśli nie potrafi się szybko biegać, wyprawa na wschód to najprostsza forma samobójstwa. Lepiej trzymać się centrum i zachodu, ewentualnie obrzeży, bo są względnie bezpieczne.

Urwała na moment, żeby złapać oddech oraz dać Esme i Carlisle'owi chwile na oswojenie się z nowymi informacjami. Jak na razie szło dobrze, ale schody dopiero miały się zacząć.

Miała otworzyć usta żeby coś powiedzieć, ale wtedy z jednej z bocznych uliczek wypadła grupa nastolatków. Dwie dziewczyny i trzech chłopców, biegli typowo ludzkim tempem i przepychali się przyjaźnie. Chłopcy byli bardzo do siebie podobni, zupełnie jak bracia – wszyscy szczupły, ciemnowłosi i zwinni – dziewczęta zaś stanowiły swoje przeciwieństwa; jedna z nich była ruda i wysoka, druga zaś miała spływające do pasa czarne włosy i ciemną karnację.

Kiedy dostrzegli, że nie są sami, na moment zamarli, a potem skinęli z szacunkiem głową i uciekli w swoją stronę. Rudowłosa wyprzedziła towarzyszy, a chwilę później niemal z gracją przeistoczyła się w sokoła – pięknego ptaka o upierzeniu dokładnie takim samym, jak jej włosy – i znikła gdzieś wśród gęstych chmur, które zasnuwały niebo. Dzieciaki ruszyły za nią, śmiejąc się i coś wykrzykując.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA II: PÓŁNOC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz