Renesmee
Usłyszałam krzyk – paniczny, pełen strachu dziewczęcy wrzask. Cała zesztywniałam, porażona intensywnością tego dźwięku, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że pochodzi on z moich ust. Krzyczałam, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Wilkołak warknął; jego ciężkie cielsko jeszcze mocniej mi zaciążyło, pozbawiając tchu i dosłownie miażdżąc żebra. Gorący, stęchły oddech musnął odsłoniętą skórę mojego karku; od smrodu potu i krwi zaczynało mi się kręcić w głowie. Miałam wrażenie, że za chwilę zemdleję i chyba jedynie świadomość, że to będzie równoznaczne ze śmiercią, pozwoliła mi zachować przytomność. W głowie wirowała mi tylko jedna myśl – rozpaczliwe błaganie, cisnący mi się na usta sprzeciw – ale nie miałam pojęcia, czy należy do mnie, czy może do Gabriela. Byłam jedynie pewna tego, że muszę coś zrobić i to natychmiast.
Nie, nie, nie... Moja kochana, poczekaj..., usłyszałam w głowie głos Gabriela. Nie rozumiałam o co mu chodzi, ale to nie miało znaczenia. Strach, gniew i inne skrajne emocje wypełniały mnie, powoli rozsadzając od środka. Czułam coraz wyraźniej krążącą po moim ciele moc i skupiłam się na niej, chcąc wypchnąć ją z siebie; sprawić, żeby zraniła tego, kto był gotów bez wahania mnie zabić...
Przypomniałam sobie krzyki; przypomniałam krew na ulicach i na moim ubraniu, to jak nas ścigali...
Ból rozrywających skórę pazurów...
Nie! Nie, Renesmee! W tej chwili przestań!
Mentalny głos Gabriela był niczym eksplozja. Zaatakował mnie ze wszystkich stron, szokując i rozpraszając. Na moment zamarłam, porażona odbijającym się echem w moim umyśle głosem, nie mogąc uwierzyć, że Gabriel to robił. Jak mógł mnie powstrzymywać, kiedy mogłam zginąć? Jak...? Porażona i z poczuciem zdrady, zapragnęłam w dziecinny sposób zakryć sobie uszy, ale nie byłam w stanie; ręce miałam unieruchomione, poza tym nic nie było w stanie zagłuszyć mentalnych wrzasków Gabriela w mojej głowie.
Och, bogini. To jest Yves! To jest Yves, zaczął gorączkowo powtarzać, ale pełny sens jego słów dotarł do mnie dopiero po kilku sekundach. Zamarłam; moje mięśnie się rozluźniły, kiedy znieruchomiałam pod przyciskającym mnie do ziemi wilkołakiem. Stworzenie warknęło cicho i bardziej nachyliło się nad moją szyją, ale nawet jej nie zadrasnęło. Po chwili Yves – musiałam zaufać Gabrielowi, że to prawda – odchylił swoją na wpół ludzką, na wpół wilczą głowę i zawył, otrzymując natychmiastowy odzew.
Zacisnęłam powieki. Usłyszałam jak ziemia drży, kiedy dwa wilkołaki, które przyprowadziłam za sobą z miasta, wymijają nas, przekonane, że jestem martwa. Nie zareagowały na Yves'a, nawet się do niego nie zbliżyły – instynktownie wyczuwały, że jest alfą i chociaż go nie słuchały, szanowały go tak długo, jak działał wraz z nimi.
Yves leżał na mnie jeszcze kilka sekund, po czym pośpiesznie się odsunął. Aż zachłysnęłam się powietrzem, wciąż rozemocjonowana i przerażona. Wilkołak warknął nagląco, więc chcąc nie chcąc zmusiłam swoje ciało do współpracy i poderwałam sie na równe nogi. Kiedy patrzyłem na przemienionego Yves'a – na tę nienaturalną, w połowie wciąż ludzką istotę – instynkt nakazywał mi rzucić się do natychmiastowej ucieczki, ale zdołałam jakoś nad sobą zapanować. To był Yves. Mimo wszystko był po naszej stronie. To był Yves...
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA II: PÓŁNOC]
FanfictionKażda decyzja niesie za sobą konsekwencje. Choć wszystko wydaje układać się dobrze, prawda jest zgoła inna - telepaci wcale nie zniknęli, chociaż teraz działają na własną rękę, podzieleni na dwa oddzielne obozy. Gdy tajemniczy wirus zaczyna zbierać...