chapter third

64 8 2
                                        

"Szczęście jest czymś, co przychodzi pod wieloma postaciami, więc któż je może rozpoznać? "

                -Ernest Hemingway "Stary człowiek i morze"
     @@@@@@@@

-Aidan! - krzyczę za wysokim szatynem, wymachując kartką A5 w powietrzu.

-Co? - pyta zatrzymując się i patrząc na mnie z góry, jego 1,90 przy moim 1,65 jest niczym także tennn.

-Zapomniałam dać ci piosenkę- mówię podając mu kartkę, którą przed chwilą wymachiwałam.

-Piosenka- strzela face palma- ten nowy pytał o drużynę kosza i całkowicie zapomniałem o czymś tak ważnym- mówi kręcąc głową.

-Przyjęliście go?- pytam kiedy razem idziemy w stronę głównej bramy.

-Nie no co ty, najpierw musi przejść badania i inne pierdoły, ale zmieniając temat chciał o tobie dużo wiedzieć, a to raczej dziwne- marszczy brwi i kątem oka na mnie spogląda.

-O mnie?

-Nooo, ile masz lat i inne takie- wzrusza ramionami.

-I co mu powiedziałeś?

-Na kilka odpowiedziałem, ale tylko na kilka i to raczej mało ważnych- zatrzymujemy się na chodniku za parkingiem.

-Okey widzimy się jutro po szkole na wstępnej próbie?- kiwam głową i się przytulamy, coś czego dawno nie robiłam, rozchodzimy się w dwie różne strony, przechodzę kilka ulic z słuchawkami na uszach gdy nagle słyszę, że ktoś zatrzymuje się koło mnie smochodem, obracam głowę i mój wzrok pada na czarny dość wysłużony jepp, gość w nim opuszcza szybę.

-Hej, podwieźć cię?- blondyn nie odpuszcza jak widzę.

-Nie dzięki- zaczynam iść.

-To tylko podwózka nie zgwałce cię przecież- mówi, a ja wzdycham i otwieram drzwi, dla Świętego spokoju.

-Yeaaaah

-Nie ciesz się tak- rzucam obojętnie.

-Więc gdzie?

-Do Notting Hill, dalej poradzę sobie sama- wzruszam ramionami i sprawdzam godzinę na telefonie 4:23, będę musiała zrobić coś na obiad, co znaczy wizytę w spożywczaku.-Nie jednak do Tesco- mówię, trochę zajmie mi wrócenie z tamtąd do domu, ale dla Tesco warto, jezu co ja mam w głowie.

-Dobra dzięki- wychodzę z auta.

-Spoko, po co idziemy? -pyta idąc za mną, a ja wywracam oczami.

-JA idę po pierś z kurczaka, makaron, ser, jakieś zioła, jogurty naturalne, płatki, mleko słodycze i zapas tych kapsułek do ekspresu, zapłacę i spadam do domu- mówię zabierając koszyk, wchodzę do sklepu- tu się nasze drogi rozchodzą kolego- przyspieszam kroku.

-Nie mogę zrobić zakupów z tobą? Co ja ci będę przeszkadzał?-wzdycham i kiwam głową, im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy.

-Mieszkasz sama czy z rodzicami?

-Jeszcze przez tydzień z rodzicami, a raczej sama w domu rodziców- wrzucam opakowanie piersi do koszyka i ciągnę go dalej.

-Masz rodzeństwo?

-Mam starszego o 5 lat brata- ser ląduje w koszyku.

-Zwierzęta?

-Nie- przechodzimy do alejki z płatkami.

-Lubisz mnie? - podnoszę wzrok znad płatków o smaku masła orzechowego.

-Znam cię jeden niecały dzień gościu, więc jedyne co mogę powiedzieć to to, że jesteś okropnie upierdliwy, zresztą po co ci tyle informacji o mnie? Masz zamiar mnie stalkować czy coś?- on lekko wzrusza ramionami.

-Chciałem cię poznać bo wydajesz się fajna, lekko wredna, sarkastyczna i chłodna, ale nadal fajna- uśmiecha się czarująco, właściwie to ten "czarujący" uśmiech jest całkiem ok, nawet bardzo całkiem, o czym ty myślisz Saf to tylko upierdliwy blondyn.

-Jak chcesz- wrzucam płatki i idę po jakieś zioła, a Charlie wlecze się za mną- ale nie licz, że ja chce cię poznać, skoro się uparłeś to dokończymy zakupy, odwieziesz mnie do domu i udajemy, że się nie znamy.

-Dlaczego? O co ci chodzi? - dagania mnie- czy nie możemy się poznać jak normalni ludzie? Rozmawiać? Tak jak wszyscy? - marszczy brwi, a ja patrzę na niego że złością, normalni ludzie?

-I właśnie o to chodzi, do cholery ja nie jestem normalna, nie jestem nawet w połowie taka jak wszyscy. - podnoszę głos, dzięki Bogu nikogo nie ma w alejce. - nie wiesz nic, znam cię kilka godzin, nie znasz mnie i nie poznasz, bo to bez sensu, mam As, Red, Aid'a, nie potrzebuję ciebie, zrozum to i uszanuj.

-A może ja potrzebuje kogoś takiego jak ty? - kręcę głową, to jakiś żart!? My się znamy kilka kurwa godzin!

-Właśnie kogoś takiego jak ja, także znajdź kogoś podobnego do mnie, a moją osobę zostaw w spokoju.- płace za zakupy, pakuje wszystko do torebki i wychodzę ze sklepu dalej czując obecność blondyna za sobą.

-Możesz przestać za mną łazić?!

-Miałem cię odwiedźć- spogląda na mnie i wywraca oczami na mój niezadowolony wyraz twarzy- później zostawię cię w spokoju tak jak chcesz- mówi obojętnie otwierając i wsiadając do auta, prycham i wsiadam na miejsce pasażera, torebkę rzucając pod nogi, chce do domu mamoooo. Przez całą drogę do Notting Hill oboje siedzieliśmy cicho, tylko radio grało i zaczynało mnie konkretnie wkurwiać, ale cóż nic nie zrobię, a wyjebałabym je za okno, jaka szkoda.

-Gdzie teraz? - zatrzymuję się na poboczu przy jednym z domów podobnych do mojego, własciwie to także niedaleko mojego, tak z 20 minut drogi.

-Nie wiem jak ty, ale ja idę do mojego domu- otwieram drzwi od samochodu i stawiam jedną nogę na ulicy.

-Odwioze cię pod domu- mówi z ręką na moim nadgarstku, marszcze brwi, taa później będziesz mnie nachodził, a jeszcze później mnie zgwałcisz? Nie dzięki.

-Poradzę sobie dzięki- posyłam mu obojętne spojrzenie, wyrywam nadgarstek i wychodzę na zewnątrz. Sprawdzam godzinę 5:48, przyspieszam kroku, muszę dostać się do domu jak najszybciej, jestem głodna i mam wszystkiego dość, standardowy pakiet. Dobra chyba czas wam wytłumaczyć mój wieczny stan depresyjny, a więc : wiecie jak to jest kochać kogoś kto nie kocha ciebie? Nie chodzi o jakiegoś chłopaka, a może chodzi, ale nie o takiego, nie o tą miłość, potrzebowałam brata, ale go nie było NIGDY to nigdy mnie wykańczało i wykańcza do dziś, będzie wykańczać zawsze. Trafiłam do psychologa, psychiatry, aż wkońcu do psychiatryka, brałam leki na depresję, ale go to nie obchodziło, dalej umiał mnie obrażać i cały czas na mnie krzyczeć, ale on był tylko skrawkiem problemów, które miałam i mam do dziś, był jeziorkiem przy oceanach łez. 6:08 jestem w domu z łzami lecącymi po policzkach, taki flashback jest wyczerpujący i rozczarowujacy, tak jak moje życie. Rzucam swoją torebkę na blat w kuchni i zaczynam przygotowywać Mac & cheese z kurczakiem, *dzwonienie telefonu* ocierając łzy cieknące po policzkach odbieram telefon i przykładam do ucha:

-Hej słońce!

-Mama?- pociągam nosem, nie przejmując się, że usłyszy i tak ma to w dupie.

-Twoje mieszkanie jest już gotowe, firma przeprowadzkowa przyjeżdża jutro, spakuj co chcesz zabrać i oni wszystko zawiozą na miejsce, papa kochanie! - połączenie zostało zerwane, zanim zdążyłam odpowiedzieć, zapytać czy zrobić coś innego, kolejny powód: rodzice miejący mnie w dupie. Dobra czas na obiad, do garnka wrzucam kolejno: ser, ugotowany już makaron i podsmarzonego kurczaka w ziołach, dorzucam rozrobiony jogurt naturalny z wodą,sole, pieprzę i mieszam wszystko razem po 15 minutach moja kolacja jest gotowa. Zjadam ją oglądając jakiś beznadziejny film i ocierając resztki łez i makijażu w chusteczki nawilżone. O 11:54 zaraz po rutynie wieczornej, kładę się do łóżka, cały ten dzień to jedna wielka katastrofa, dobrej nocy Safron, czy coś.

Attention || Ch.LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz