Chapter fifteenth

39 5 0
                                    


"Masz w sobie tyle charyzmy co gnijące flaki zwierzaka rozjechanego na drodze."

Tahereh Mafi -"Dar Julii"

@@@@@

W tym pokoju mam czas na przemyślenia i czytanie książek, więc prowadzę przemyślenia i czytam książki. Mija mi tak tydzień, o dziesiątej, dwunastej, piętnastej, osiemnastej i dwudziestej pierwszej dostaje jedzenie przez metalową klapę w drzwiach. Mężczyzna, który mnie tu trzyma (od czasu do czasu widuje jego rękę, kiedy wsuwa jedzenie) jeszcze mnie nie odwiedził. Chłopak o niebieskich oczach dalej mnie nawiedza, czasami w ciągu dnia, czasami w noc, rzadko kiedy coś mówi, a jeśli już to są to pojedyńcze zwroty coś jak: "Safron" (Skąd wiem jak mam na imię), "Puszczaj!" i "To było wspaniałe.". Zapisuje każdą "wizję" w kalendarzu, który tu znalazłam, narazie mało o nim wiem, właściwie nic.

Kiedy metalowe drzwi przeraźliwie skrzypią, podnoszę się z łóżka i patrzę w ich stronę. W ich progu stoi postawny mężczyzna, koło trzydziestki, wchodzi do pokoju i siada na fotelu w kącie, ja usadawiam się na skraju łóżka.

-Witaj- macha głową na przywitanie i podnosi rękę, tak jakby chciał coś jeszcze dodać, a ja marszcze brwi.

-Kim jesteś? Gdzie jesteśmy?- mężczyzna niezadowolony opuszcza rękę i rozgląda się na boki.

-Ja jestem Clayton, ale mów mi Clay, a jesteśmy w moim domu. - teraz to ja rozglądam się na boki, jestem zdziwiona, z tego co pamiętam (a pamiętam niewiele) nie znam żadnego Claytona.

-A jestem tu bo...? I dlaczego nic nie pamiętam?!

-Cóż, bo twój brat cię tu przysłał? I wstrzykneliśmy ci naprawdę dużo morfiny, ale z czasem powinnaś sobie wszystko przypomnieć-nagły ból głowy przecina moją czaszkę, a ja zaciskam oczy, kilka scen zaczyna mi się przewijać pokoleji, po chwili ból znika, a ja szybko sięgam bo zeszyt nerwowo zapisując co widziałam. -Co robisz?- podnoszę na niego wzrok i powracam nim do kartki, kiedy wszystko uwiecznione jest na papierze, odkładam długopis i znów na niego patrzę.

-Nic takiego- rozglądam się, mężczyzna rusza do drzwi. -Kiedy mnie z tąd wypuścicie?

-Nie wiem. Nigdy? - rzuca przez ramię i zamyka drzwi z trzaskiem.

Jestem rozczarowana odpowiedzią.

P.O.V Ch.L

Nie ma jej tydzień, sprawą zajmują się policjanci chodź właściwie nic nie robią. Nie mogę mieć im tego za złe, nic nie wiedzą o człowieku, który porwał Safron. Mimo wszystko jestem wkurwiony, mam ochotę krzyczeć, kopać, bić. Tak samo chcę położyć się na łóżku, skulić i płakać, mam dość bezsilności. Mieszkam u Safron, śpię w jej łóżku, pije z jej kubków, korzystam z jej laptopa, czytam jej książki, przeszukuje jej szafki i szuflady, próbuje znaleźć znak chodź go nie ma, podpowiedź, której nie otrzymam.

To rozczarowujące.

Pukanie do drzwi przerywa czytanie kolejnej książki, wzdycham, mam ochotę uderzyć głową w ścianę, powstrzymuję się, ale pukanie nie ustaje, wstaje i idę otworzyć.

-Co tu robisz? - zimny stanowczy głos dociera do moich bębenków, a stalowe tęczówki wiercą dziurę w duszy, zanim zdarzę się zorientować wysoki blondyn mija mnie i wchodzi do mieszkania, Christopher nawet nie fatyguje się by ściągnąć buty, od razu kieruje się do salonu, zrzuca wszystkie książki na podłogę i rozkłada się na kanapie, wrze we mnie gniew, marszcze brwi i szybkim krokiem podchodzę do chuja, który śmiał ruszyć rzeczy mojej Saf. Łapie go za gardło i przyciskam kciuki do jego tchawicy, chłopak zaczyna się dusić, patrzę z chorą satysfakcją jak próbuje złapać oddech i oderwać moje ręce od swojego gardła, puszczam gdy robi się purpurowym, łapie oddech i patrzy na mnie z nienawiścią, po chwili niknie, a na jej miejsce wstępuje rozbawienia, zaczyna się śmiać.- Daj spokój stary, jasne trochę się pokłóciliśmy, ale ruchasz moją siostrę więc chyba jest spoko?- uderzam go pięścią w twarz, z jego nosa zaczyna cieknąć krew, łapie go za kaptur i przyciągam do swojej twarzy.

-Gdzie. Ona. Jest!? - blondyn się wyrywa i śmieje się gardłowo.

-U mojego przyjaciela, nie martw się dobrze jej się żyje- wyciąga nogi na stolik.- Narazie- wzrusza ramionami i sięga po kubek z moją kawą, szybko wyrywam mu go z ręki, prawie parząc swoją.

-Gdzie ona jest chuju!?- chłopak kręci głową.

-Co jeśli powiem, że nie mam pojęcia?- uderzam go w twarz, ciężko oddycham, mam ochotę go zajebać.

-Wiesz gdzie ona jest nie udawaj- kiwa powoli głową, ten człowiek jest chory, ma rozwalony nos i łuk brwiowy, na jego szyii są ślady moich palców, a on jest rozbawiony.

-Wiem to fakt, ale ci nie powiem- przybliża swoją twarz do mojej. - Nie mam zamiaru znowu patrzeć na jej ryj, wolę się pozbyć czegoś tak bezużytecznego, więc łaskawie powiedz psą, że ta dziwka się znalazła i znajdź sobie inną pannę do bzykania, bo mojej siostrzyczki już nie znajdziesz- wzruszył ramionami, a ja złapałem go za kaptur i powaliłem na podłogę, dociskam jego policzek do podłogi stopą i patrzę jak jego krew kąpię na podłogę w salonie dziewczyny, którą on gardzi, a ja kocham.

-Posłuchaj mnie skurwielu, bo nie będę powtarzał- pochylam się i opieram łokieć na zgiętym kolanie. -Jeśli nie powiesz gdzie jest Safron mogą spotkać cię niemiłe konsekwencje. Więc do chuja powtarzam ostatni raz zanim cię zajebię, gdzie jest Safron!? -chłopak przez chwilę się nie odzywa zabieram stopę z jego twarzy, a on się podnosi, klnie pod nosem i kiwa głową.

-Dobra, w Bedford, w domku jednorodzinnym na południu, numer 834- ociera twarz z krwi i wychodzi szybkim krokiem z mieszkania, do Bedford jest mniej więcej piędzisiąt dziewięć mil, dojazd zajmie mi może dwie godziny. W biegu zakładam czarną bluzę i szare buty i po zamknięciu mieszkania wybiegam z niego. W drodzę zastanawiam się dlaczego tak szybko odpuścił, ale kiedy nie mogę nic wymyślić po prostu stukam palcami w kierownicę do rytmu piosenek. Znalezienie domu bez ulicy, tylko i wyłącznie po numerze jest trudne na tyle, że dojechałem do Bedford o trzeciej popołudniu, a do czwartej szukałem tego cholernego domu. Kiedy w końcu parkuje przed żelazną bramą, żadne auto nie stoi na podjeździe, a wcześnie wspomniana brama jest otwarta. Stoję przed drzwiami kilka sekund zastanawiając się jak wejść do środka i w końcu decyduje się na pociągnięcia za klamkę bez pukania. W środku jest cicho więc wchodzę w głąb, a później po schodach na górę, mijam multum drzwi, ale te na samym końcu wydają się tymi, których szukam, są metalowe z klapą na dole. Jest jeden problem: Dlaczego nikogo nie ma, nikt nie zamkną drzwi, nikt jej nie pilnuję? Mam za mało czasu na zastanowienie ktoś rzuca się na moje plecy w momencie w którym chce pociągnąć za klamkę do metalowych drzwi, ostatnie co czuje to zastrzyk i upadek.

Byłem za blisko poznania prawdy?

________

Ok teraz jestem pewna, że piszę to dla siebie i nie mam o to pretensji, jestem tylko trochę rozczarowana, dużo rozczarowań w tym rozdziale.

Kocham SOCH❤

Attention || Ch.LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz