Charper Nineteen

7 2 1
                                    

„Czasami, kiedy muszę zrobić coś, na co nie mam ochoty, udaję postać z książki. Łatwiej mi wtedy podejmować decyzje."
  Cassandra Clare – „Mechaniczna księżniczka"

@@@@@@@

Stała przed wysokim oknem i patrzyła na ogród, padał deszcz, zadziwiające, że z upalnego gorąca, pogoda może przejść na deszcz.

-Wydaje mi się, że to dziadek mnie tego nauczył - dalej była odwrócona do niego tyłem, wpatrzona w las, który zaczynał się niecały kilometr od domu.

-Przewidywania burzy? - dziewczyna wolno się odwróciła, dalej wyglądała pięknie, za jej plecami walnął piorun, a światło zgasło. Od razu usłyszeli uspokajający głos staruszka, mówił coś o bezpiecznikach.

-Tak, pamietam, że siedziałam na wiklinowym fotelu na werandzie dużego białego domu, a koło mnie siedział mój dziadek. Pokazywał na niebo i tłumaczył - Charlie uśmiechnął się do dziewczyny i wstał z krzesła.

-Przypominasz sobie coraz więcej, może nie długo przypomnisz sobie wszystko - objął ją w tali i pożałował, że nie umie pocieszać ludzi, jego słowa nawet dla niego brzmiały żałośnie.

-Może - ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go w usta, pocałunek nie był specjalnie namiętny, zwykłe muśnięcie warg. - Chce ci coś pokazać - dziewczyna złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.

-Teraz? Przecież pada - dziewczyna zaczęła ciągnąć go w górę schodami.

-Nie trzeba wychodzić, żeby znajdywać skarby - weszli na pierwsze piętro, schody ciągnęły się dalej, ale dziewczyna pociągnęła go kolejnym salonem do prawego korytarza. W końcu doszli do białych ogromnych drzwi, które kończyły korytarz. Dziewczyna popchnęła jedno skrzydło i weszła do środka. Pomieszczenie było tak wysokie jak sala balowa, ale zapełnione ogromnymi półkami na książki. Były wszechobecne, stały na półkach, leżały na długim stole pośrodku pomieszczenia i biurku u jego końca. Po obu stronach były antresole, a do nich prowadziły kręte metalowe schody. Pomieszczenie było ciemne, odcinało się od całego wystroju domu. Wielkie okno na końcu pomieszczenia było zabrudzone, jakby wszyscy zapomnieli o ogromnym zbiorze książek. Safron zeszła po schodach i ruszyła przez pomieszczenie, znikając mu z oczu pomiędzy półkami. Charlie nie był wielbicielem książek, od czasu do czasu faktycznie lubił poczytać ale nie kochał tego tak jak Saf. Po chwili dziewczyna wyłoniła się i usiadła na blacie stołu, chłopak podszedł do niej. W ręce trzymała książek oprawioną w granatową skórę ze złotymi napisami.

-Mój przodek napisał zbiór opowiadań i bajek - dotknęła okładki opuszkami palców i otworzyła ją, stronice były pożółkłe, a pierwszą stronę zdobił napis: „ut diu sicut stellas fulgebunt super caeruleum mare".- To po łacinie „Dopóki gwiazdy świecą nad błękitnym morzem".

Charlie zaczerpnął tchu, stronice wydawały się kruche, dziewczyna patrzyła na książkę jak na coś najdroższego na świecie.

-Możemy poczytać wieczorem jeśli chcesz - powiedział blondyn i stanął naprzeciwko Safron wpatrzonej w książkę, dziewczyna uniosła zmęczony wzrok. Odłożyła książkę na bok i wtuliła się w chłopaka, po chwili jednak jęknęła żałośnie. Charlie zdziwiony odsunął się od dziewczyny, chodź ona dalej ściskała jego koszule w dłoniach. Po kilku sekundach uścisk zelżał, a dziewczyna osunęła się na blat stołu.

Attention || Ch.LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz