Chapter sixteen (1)

46 5 11
                                    

"Człowiek tworzy jakąś rzeczywistość, a potem staje się jej ofiarą."

Paulo Coelho- "Czarownica z Portobello"

_______

P.O.V CH.L
Podnoszę się i jęczę, pierwszym co robię jest dotknięcie głowy, która niemożliwie mnie boli. Ścieram krew z czoła i rozglądam się po pokoju, jednocześnie próbując poluzować kajdanki zdobiące moje ręce. Jest całkowicie pusty, na jednej ścianie jest lustro weneckie pokazujące jakąś łazienkę, koniec pomieszczenia zdobią białe drzwi, prawie zlewające się ze ścianami. Krzywię się na myśl o tym, że dałem się złapać, jak mogłem tak naiwnie wierzyć, że ją stąd wydostanę. Drzwi otwierają się z cichym skrzypnięciem, przypominając mi te w moim mieszkaniu. Patrzę na faceta trochę niższego ode mnie, ale bardziej barczystego, wydaje się wręcz rozbawiony gdy na mnie patrzy.

-Co tam u naszego księcia na białym koniu?- jego kpiący głos mnie rozjusza, niemal czuje jak jego szczeka łamie się pod moją pięścią.

-Niech zgadnę, kolega Christophera?- niemal pluje mu w twarz, mężczyzna robi kilka kroków w moją stronę.

- Mogłeś zadzwonić na policję zanim tu przyszłeś, wtedy mógłbyś jej pomóc, ale jak debil postanowiłeś przyjechać sam - jego rozbawienie przybiera na sile, mój wstyd także rośnie.

-Gdzie ona jest - burknąłem i zacisnąłem dłonie w pieści.

-Za tą ścianą - pokazał na lewo. - Jest jej łazienka - zacisnąłem szczękę i spojrzałem na niego zdenerwowany. - Ściany są cienkie, może cię usłyszy.

- Lubisz tu przetrzymywać nastolatków? To twoje hobby psycholu?

-Nie mam z tego żadnej frajdy, tak jak twoja dziewczyna z rozmowy z tobą, bo cię nie pamięta - mężczyzna po tych słowach odwrócił się i ruszył do drzwi, szarpnąłem rękoma, a łańcuch zagrzechotał. Jęknąłem z frustracji i zetknąłem na lustro weneckie na ścianie, w szarej łazience nic na razie się nie działo.

                           xxxxxxxxxxx
P.O.V Safron
Patrzę na okno wysoko pod sufitem, robi się już ciemno, poprawiam grafitową męska koszulkę i wstaje z wygodnego łóżka. Odkładam książkę na półkę i przeciągnęłam  się, nienawidzę tu być, dni to jedne wielkie plamy rozmyte na kartce. Jeszcze przez chwile zastanawiam się nad wzięciem prysznica, w końcu jednak się kieruje się do łazienki. Nie mam na sobie wielu rzeczy więc rozebranie zajmuje mi mało czasu, nagle słyszę czyjś głośny jęk.

-Kto to?! - kolejny jęk jest jeszcze głośniejszy, przykładam ucho do jednej ze ścian.

-Safron? - słyszę ten sam głos co w moich „wizjach" i niemal od razu odskakuje od ściany.

-Kim jesteś!? - chłopak przez chwile nie odpowiada, po kilkudziesięciu sekundach słyszę jego zachrypnięty głos.

-Wiem, że mnie nie pamiętasz, jestem Charlie- zdziwiona mrugam kilka razy powiekami.

-Fabryka - moje oczy zachodzą mgłą, opieram się o ścianę, przez moją głowę przemykają betonowe korytarze, podłoga we krwi i brudna, stara fabryka.

-Wszystko w porządku?- chłopak wybudził mnie z transu, spojrzałam na prysznic.

-Jak dobrze mnie słyszysz? - chłopak słyszalnie się zawahał.

-Dość dobrze - wywróciłam oczami i po krótkim namyśle weszłam pod prysznic, kiedy po drugiej stronie nie rozległ się żaden dźwięk, postanowiłam się wykapać. Podczas spłukiwania włosów usłyszałam głośny okrzyk bólu, wyłączam wodę.

-Wszystko w porządku - po drugiej stronie rozlega się grzechotanie jakby łańcucha. - Charlie!? Wszystko w porządku?! - przykładam ucho do ściany, coś upada na podłogę z głuchym trzaskiem.

-Bądź teraz cicho - słyszę zdenerwowany głos chłopaka, musi być blisko ściany bo bardzo dobrze go słyszę. - Wytrzyj się, ubierz, wyjdź z łazienki i zachowuj się normalnie - odsunęłam się od ściany i zastosowałam się do instrukcyj i ubrałam się w jasne jeansy, szarą bluzę i białe trampki. Drzwi do mojego pokoju uchyliły się, przerażona podskoczyłam, ktoś popchnął drewnianą powłokę, a drzwi otworzyli się na oścież. W progu stał wysoki blond włosy chłopak, jego mina wskazywała na to, że jest przerażony.

-Safron musimy uciekać - krzyknął szeptem, a ja zgarnęłam dziennik z biurka i podbiegłam do Charliego. Chłopak złapał mnie za przedramię i pociągnął w swoją stronę.- Tylko cicho.

Szliśmy dość krótkim korytarzem mijając kolejne metalowe drzwi, cały korytarz wyglądał jak wyciągnięty z więzienia. Zbiegamy po szklanych schodach i wchodzimy na wyłożoną marmurem podłogę. Kierujemy się do drzwi wejściowych i Charlie już chwyta za klamkę, kiedy słyszymy za sobą kpiący głos Claya.

-Niezła próba, ale nie dzisiaj.

_________
Słów:656
Przepraszam za tak długą przerwę, ale wracam dzięki motywacji BMK143_ ❤️

Dzisiaj krótszy bo będzie druga cześć, tylko nie wiem kiedy 😕

Kocham was SOCH❤️

Attention || Ch.LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz