pragmatical moon

1K 185 60
                                    

    Melodyjny i standardowy dzwonek telefonu Kihyuna rozbrzmiał w niedzielę pod wieczór, gdy Jaesuk przeglądał swoje kolorowe książki, na siłę starając się nie zamknąć klejących się ze zmęczenia oczu, a Jisoo kąpała się w wannie, donośnie śpiewając niezidentyfikowane melodie. Były to ich standardowe pozycje o godzinie dwudziestej – najmłodszy prawie gotowy do spania, dziewczynka biorąca kąpiel i Kihyun siedzący pod drzwiami łazienki. Zazwyczaj sadowił się tam przykrywając nogi ciepłym kocem, który pamiętał jeszcze z dzieciństwa, czytając jakąś książkę i nasłuchując, czy młodsza siostra nie przestaje śpiewać. Było to niestety lub stety niezbędne, bowiem Jisoo twierdziła, że jest za duża na branie kąpieli przy otwartych drzwiach, a jej starszy brat za bardzo martwił się o to, że utopi się w tej wannie pełnej różowej piany. Możliwe, że naczytał się za dużo matczynych blogów.

    Wówczas jego komórka zazwyczaj leżała gdzieś niedaleko na podłodze, zapomniana i nieobdarzana uwagą. To była jednak wyjątkowa niedziela, bo gdy rozbrzmiał charakterystyczny dzwonek Iphona, Kihyun od razu poderwał się z miejsca zrzucając z nóg stary koc. Poprzedniego dnia zdążył zapisać sobie numer sprzedawcy, więc na ekranie wyświetliło mu się imię i nazwisko Im Changkyuna. Sama świadomość tego, że oddzwonił, była ujmująca. Chociaż przecież tamten nie mógł być pewien, że dzwonił akurat Yoo.

    Zanim jednak wcisnął zieloną słuchawkę załomotał w drzwi łazienki.

– Jisoo, muszę odebrać telefon – powiedział, przykładając ucho do ich drewnianej powierzchni. Nawet nie próbował zerkać w dziurkę od klucza – siostra już dawno wepchnęła w nią papier toaletowy.

– To odbieraj! – krzyknęła.

– Czy możemy się umówić, że za pięć minut wyjdziesz z wanny, nie wywrócisz się na podłodze, ubierzesz się w piżamę i przyjdziesz mi zameldować, że żyjesz, na balkon?

– Co? – Kihyun zerknął ze zniecierpliwieniem na ciągle dzwoniący telefon. Uświadomił sobie, że Changkyun nie ma jeszcze zdjęcia w kontakcie.

– Za pięć minut wyjdziesz i przyjdziesz zameldować, że żyjesz, na balkon, dobra?

– Za dziesięć.

– Za siedem – westchnął Kihyun, znowu obrzucając spojrzeniem ekran komórki. – To ważny telefon, a nie możesz zostać sama na dłużej, rozumiesz?

– Kihyunnie, ale ja...

– Posłuchaj, zaraz tam wejdę i każę ci wychodzić natychmiast – powiedział poirytowany. – Siedem minut i chce cię widzieć na balkonie.

    Odpowiedziało mu jedynie mamrotanie pod nosem, więc uznał to za ostateczne wygranie sprawy. Pomyślał, że jeśli dziewczynka nie posłucha i będzie musiał podjąć rygorystyczne kroki przerwania rozmowy z Marketowym sprzedawcą, to z pewnością może to grozić szlabanem na Danonki.

    Jedną ręką chwycił koc, a drugą w końcu wcisnął domagającą się tego od dawna zieloną słuchawkę. Przyłożył telefon do ucha i skierował się w stronę balkonu.

– Jak mniemam, mam przyjemność z Yoo Kihyunem? – usłyszał doskonale zapamiętany głos. W chwili, w której tamten wymówił jego nazwisko, przypomniał sobie swoje licealne zauroczenia i potocznie zwane motyle w brzuchu. Ale ile musi być motyli, żeby tworzyły galopujące po żołądku stada?

night's kids | changkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz