routine home

499 84 16
                                    

Piękne było to przyzwyczajenie do budzenia się w czyichś ramionach. Życie Kihyuna w przeciągu ostatnich kilku miesięcy co prawda całkowicie wycofało się z rutyny, ale pewnych nowych aspektów wolał nie zmieniać z dnia na dzień. Wliczały się w nie między innymi dłonie obejmujące go w talii każdego poranka. Lub lekki jak powiew wiosennej bryzy pocałunek kradziony na jego ustach wraz z każdą odleganą od wstania minutą. Albo też delikatny niczym budzące ich promienie wschodzącego słońca dotyk stóp na jego, pod kołdrą nakrywającą ich obojga.

Myśląc o tym wszystkim, bez czego obecnie nie wyobrażał sobie życia, Kihyun zastanawiał się, jak udawało mu się przeżyć wcześniej. Przez okrągłe dwa lata nie dopuszczał do siebie przecież myśli, że mógłby ułożyć sobie życie u czyjegoś boku. Praktycznie zapomniał o sobie, w wirze utrzymania dzieciaków, mieszkania i pracy. Z perspektywy czasu wydawało się to śmieszne, jednak wówczas do wszystkiego był tak przyzwyczajony, że miał pewność, iż nie mogłoby być inaczej. Cała ta nagonka na szczęście rodzeństwa, na trzymanie siebie samego w ryzach i niepozwalanie sobie na zbyt wiele okazywała się być skuteczna przez wyjątkowo długi czas.

Yoo pamiętał nawet jak to było podczas początkowych faz znajomości z Changkyunem, gdy każdy nieśmiały uśmiech i niewinny flirt wywoływał w nim wyrzuty sumienia. Bo dlaczego sprzedawca z tego obskurnego Marketu miałby aż tak mącić mu w głowie? Spędzał na analizowaniu ich każdej wspólnej chwili za dużo czasu, myślał o rzeczach, których nie dopuszczał do siebie zbyt długo i zaczął czuć się tak, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej.

W poprzednich latach swojego, powiedzmy dość niełatwego, życia nie musiał podjął tak trudnej decyzji, jaką było tak wielkie zbliżenie się do Ima.

     Jednakże, po tych kilku miesiącach budzenia się w jego ramionach, nie żałował niczego.

W połowie kwietnia noce były już tak ciepłe, że wysuwało się stopy spod kołdry, a nawet zasypiało się bez koszulki. Przed pogrążeniem się we śnie na starej kanapie w mieszkaniu numer szesnaście Kihyun zawsze musiał jednak wyjść na papierosa. Stawał na balkonie, przez którego betonowe podłoże było mu zimno w bose stopy, i opierając się o zardzewiałą barierkę zaciągał się jednym ze swoich czerwonych Marlboro. Zazwyczaj towarzyszył mu Changkyun, a gdy stali ramię w ramię, cała ta czynność stawała się o wiele przyjemniejsza. Dopiero, gdy gasili papierosy w momencie, w którym zaczynało być im naprawdę chłodno, mogli położyć się spać.

     Zdecydowanie była to jedna z tych ciepłych kwietniowych nocy, gdy Kihyun zupełnie niespodziewanie wyrwał się ze snu. Nadal było ciemno. Sięgnął więc po telefon leżący na stoliku, aby sprawdzić godzinę – trzecia trzydzieści. Dopiero po chwili zorientował się, że nie było obok niego Changkyuna.

Odłożył komórkę na materac obok siebie i przekręcił się na plecy. Doskonale wiedział, że Im tej nocy pracował. Od dwóch tygodni prawie w kółko brał nocne zmiany. Chciał odrobić fakt pokrycia kosztów naprawy samochodu kobiety uczestniczącej w ich nieszczęsnej stłuczce, które wyłożył oczywiście z własnych pieniędzy, oraz sporą sumę idącą na naprawę ich auta. Yoo powtarzał mu kilkanaście razy, że nie ma potrzeby, żeby przemęczał się przez to nocami, ale do Changkyuna takie rzeczy zazwyczaj nie docierały. Był uparty w swojej trosce o rodzinę Yoo, powtarzając, że tak będzie lepiej dla nich wszystkich.

Kihyunowi ten nagły zapał do bezustannej pracy nie podobał się o tyle, że Changkyun przez to często nocował we własnym mieszkaniu. Tłumaczył to tym, że nie chciał budzić wszystkich domowników swoim powrotem o czwartej nad ranem, a wiadomo, że biegnący do drzwi rozochocony Danon załatwiłby sprawę za niego. Yoo był więc zmuszony widywać się z nim dopiero porankami.

night's kids | changkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz