red marlboro

653 83 34
                                    

Między palcami trzymał zapalonego na szybko papierosa, modląc się o to, aby majowa mżawka nie postanowiła go zgasić. Szedł szybko, nie zabrał bowiem parasola. Pierwsza wtorkowa noc tego miesiąca nie niosła ze sobą szczególnie przyjemnej pogody – wręcz przeciwnie, było chłodno, wietrznie i padał deszcz. Kihyun maszerował jednak w samej bluzie, warto dodać, że nawet nie swojej, z jedną dłonią schowaną do kieszeni spodni.

     Przed wyjściem z domu musiał zamknąć Danona w kuchni, aby nie rzucił się do drzwi jak opętany. Liczył rówież na to, że nie obudził dzieciaków, smacznie śpiących od dobrych dwóch godzin. On również powinien był się położyć, w końcu minęła już północ, nie mógł jednak zmusić się do zaśnięcia na tej niewygodnej, salonowej sofie. Pod pretekstem tego, że nie było mleka na rano, ubrał buty i skierował się do samozwańczego Marketu.

     Robił to czasem zupełnie bezcelowo, ale Changkyun nigdy nie narzekał na wizyty w jego miejscu pracy. A szczególnie te późną porą, bo miały w sobie coś wyjątkowego.

Yoo stanął przed sklepem, zerkając na brudny od wieków szyld. Nie zgasił papierosa, a jedynie zapukał w szybę. W środku nie było nikogo poza Imem, zajmującym swoje standardowe miejsce przy kasie. Chłopak niemalże podskoczył na krześle, ale szybko się zreflektował i uśmiechnął na widok osoby stojącej na zewnątrz. Odłożył energetyka, którego trzymał w ręce, i już po chwili wychodził z Marketu.

– Niespodzianka – mruknął Kihyun, gdy Im cmoknął go w czoło na przywitanie. – Pomyślałem, że potrzebujesz przerwy na papierosa. – Pomachał lekko tym, którego nadal trzymał między palcami.

Changkyun uwielbiał to, w jaki sposób Yoo się uśmiechał. Odsłaniał wtedy prawie wszystkie zęby, jakby chciał swoim szczęściem zarazić całe otoczenie. I lubił też to, że odkąd się poznali, nie musiał już łamać kategorycznych zakazów szefa i palić w środku sklepu.

     Zapalił papierosa i zerknął na chłopaka stojącego obok niego.

– Powinieneś był pójść spać – powiedział. – Zdecydowanie za krótko sypiasz.

– Dzięki temu, że z nami mieszkasz, śpię prawie dwa razy dłużej niż kiedyś. – Zaciągnął się. – Powinieneś być wdzięczny samemu sobie.

– Chcesz, żebym przestał brać nocne zmiany? Obaj spalibyśmy więcej – spytał nieoczekiwanie Changkyun.

Kihyun musiał przez chwilę pomyśleć. Z jednej strony nie było milszego uczucia niż świadomość, że kładł się spać obok Ima i budził się razem z nim, przez całą noc nie odstępując od niego na centymetr. Z drugiej jednak: starszy uwielbiał pracować w tym sklepie późnymi porami, i nieraz dzielił się z nim swoimi refleksjami, które wysnuwał w ciszy i spokoju. A chyba sam Kihyun nie potrafiłby zrezygnować z tych nocnych wizyt. Dobrze, że był sentymentalnym człowiekiem.

– Nie – odparł więc. – Lubię mniej spać, żeby tu do ciebie przychodzić.

Im uśmiechnął się ciepło, obrzucając wzrokiem przestrzeń wokół nich. Jak zwykle byli tam jedynymi żywymi duszami. Oprócz tego, że oczy Kihyuna błyszczały tym ich charakterystycznym blaskiem, ulicę oświetlały tylko latarnie rzucające brudne, żółte światło. Stojak na rowery był pusty, ktoś pewnie przywłaszczył sobie tamten zardzewiały pojazd, którego nikt nie zabierał przez kilka miesięcy. Okolica nie była ładna ani czysta, ale nawet papierosy i smog nie były w stanie przyćmić niesionej przez wiatr woni tamtej późnej pory, która pozwoliła im się poznać i zakochać.

– Nie pamiętam jak to było bez ciebie – powiedział po chwili ciszy. – Chyba strasznie nijako.

– Ja pamiętam doskonale – odparł młodszy i oparł się o szybę. – I wspomnienia mi wystarczą.

night's kids | changkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz