dinosaur magnets

1.1K 187 82
                                    

    Samozwańczy Market był jak magnesy z danonków, czyli posiadał niewyobrażalną siłę przyciągania. Znaczy się, owe magnesy dołączane do deserków wcale nie były dobrej jakości, podobnie jak wspomniany sklep, jednak w obu przypadkach chodziło o coś więcej. W wypadku magnesów oczywiście o wizerunki dinozaurów, które przedstawiały, a w całodobowym Markecie o tajemniczego sprzedawcę z energetykiem i czerwonymi Marlboro.

    Kihyun posiadał dwójkę młodszego rodzeństwa, którą kochał nad życie. A pięcioletni Jaesuk i ośmioletnia Jisoo nad życie kochali danonki. Gdyby nie fakt, że w ich starszym bracie zachowały się resztki odpowiedzialności, to jedliby je na śniadanie, obiad, kolację i jeszcze podwieczorek.

    Ale ich kompromisowa umowa polegała na tym, że dzieciaki dostawały je do szkoły i po kolacji. Co za dużo to niezdrowo. Dlatego też dosłownie wszyscy domownicy byli zrozpaczeni, gdy po wieczornym posiłku odkryli, że Kihyun rankiem będąc w sklepie o Danonkach nie pomyślał.

    W związku z tym, pięć minut później chłopak ubierał już płaszcz, kwitując jedynie westchnieniem zapewnienie Jisoo, że jeśli pójdzie kupić Danonki to ona pozmywa naczynia. Ale czego nie robi się dla młodszego rodzeństwa? W sumie nie liczył na to, że w Markecie spotka Changkyuna, bo przecież tamten brał tylko nocne zmiany. Skierował się jednak do tego miejsca, bo ceny były znacznie niższe niż w sklepie na końcu ich ulicy.

    Przynajmniej mógł sobie spokojnie zapalić i pomyśleć o czymś innym niż buźkach z ketchupu na tostach. Po głowie dalej kołatało mu się bowiem nazwisko tajemniczego sprzedawcy i chcąc nie chcąc musiał przyznać, że był jego osobą mocno zaintrygowany. Nie było tajemnicą, że lubił mężczyzn, ale nie pozwalał sobie na jakiekolwiek związki czy chociażby jedno nocne przygody, szczególnie ze względu na rodzeństwo, które pozostawało pod jego całkowitą opieką. I niech tak zostanie, pomyślał. Przecież nawet nie znał Im Changkyuna.

    Mimo wszystko jednak coś poczuł, gdy będąc już w sklepie zerknął w stronę kas i zobaczył tam znajomego chłopaka. Tym razem były jednak otwarte dwa stanowiska. Przy drugim siedziała całkiem sympatycznie wyglądająca blondynka żująca gumę. Ale to nie ona obdarzyła nowego klienta promiennym uśmiechem odwracając się w stronę rozsuwanych drzwi, jakby tylko czekała aż ten przez nie przejdzie.

    Był to rzecz jasna Changkyun, który nadal nie miał pojęcia jak ma na imię chłopak palący czerwone Marlboro.

    Danonki miały to do siebie, że niezależnie od smaku i tak były wyśmienite, więc rodzina Yoo w lodówce zawsze posiadała wszystkie rodzaje. Wobec tego czerwony koszyk na zakupy Kihyuna był wypełniony jogurtami dla dzieci – truskawkowymi, jagodowymi, brzoskwiniowymi, waniliowymi, jabłkowymi i bananowymi (chociaż Jaesuk uparcie twierdził, że nienawidzi bananów, owe danonki i tak schodziły w tempie ekspresowym).

– Cześć – rzucił, stając przy kasie. Tym razem nie było kolejki, a co za tym idzie także starych kobiet przerywających niezobowiązujące rozmowy. Nawet nie zdążył pomyśleć o tym, że oficjalnie nie przeszli jeszcze na „ty". Zrugał się za to w myślach, wykładając na taśmę jogurty.

– Cześć – odpowiedział mu Changkyun, najwyraźniej nie mając problemu z taką formą dialogu. Wyglądał na trochę zaskoczonego ilością produktów gotowych do skasowania. – Ty...

– To dla rodzeństwa – powiedział szybko z lekka zakłopotany Kihyun. – Ale te jogurty nie są wcale niedobre, jeśli mam być szczery.

night's kids | changkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz