marlboro red

2.2K 215 39
                                    

Gwiazdy tej nocy świeciły jasno, odbijając swój blask w kałużach, które mijał Kihyun. Chociaż szybkie tempo jego marszu nie pozwalało mu na zwrócenie uwagi pod nogi, na wodę na ulicy. Między palcami trzymał papierosa, zapalonego na szybko. Ulatujący z niego dym mógł przysłaniać świecące na niebie elementy. Chłopak jednak nawet nie patrzył w górę, skupiając wzrok na markecie przed sobą, do którego się zbliżał.

Był listopad, a pogoda okrutna. Pomimo tego jego płaszcz był niedopięty, a sznurowadła niezawiązane.

Bycie starszym bratem było bardzo zobowiązujące. Budzenie się w środku nocy w celu podania maskotki. Wczesne wstawanie, aby zrobić kanapki – z uśmiechami z rzodkiewek, inne nie przejdą. Odprowadzanie do szkoły i przedszkola. Robienie zakupów i pamiętanie o dokładnych smakach Danonków. Troska o najmniejsze gesty. A w końcu nocne szukanie otwartych sklepów w celu kupienia papieru toaletowego. Bo w końcu jak ośmiolatka miałaby się załatwić bez tego niezbędnego elementu?

Yoo Kihyun robił znacznie więcej rzeczy niż przeciętny starszy brat, ale przyczyna leżała w tym, że nad nim w rodzinnej hierarchii nie stał już nikt. Musiał więc dorosnąć znacznie szybciej, ale pomimo tego, że właśnie przymarzały mu palce, kochał tę robotę.

Zgasił niedopalonego nawet do połowy papierosa na śmietniku przed sklepem, po czym zerknął na jego szyld. Jedyny otwarty po północy market w okolicy nosił najbardziej oryginalną nazwę, jaką mógł wymyślić tylko dobry biznesmen. A nie dość, że brzmiała „Market" to jeszcze pierwotnie neonowy napis był wygasły i nieczyszczony najpewniej od dawna.

Ale kto to widział kupować papier toaletowy na stacjach benzynowych, przepłacając dwukrotnie, skoro można było odwiedzić samozwańczy Market?

Chłopak pchnął drzwi, a w środku nareszcie otoczyła go fala ciepła. Czynna była tylko jedna kasa, w kierunku której Kihyun zerknął po wejściu. Sprzedawca, rejestrując niespodziewanego klienta, szybko się otrząsnął i zgasił palonego dotychczas papierosa. Skoro zostawał na nocne zmiany, to pewnie podpalał sobie bez wiedzy szefa. Fakt faktem, że na dworze było lodowato, a market był na tyle obszerny (i najprawdopodobniej niewyposażony w żadne czujniki dymu), że zapach z pewnością nie przeszkadzałby żadnemu zbłąkanemu nocnemu klientowi. Jak na przykład Kihyunowi, który jedynie uśmiechnął się na widok zmieszanego sprzedawcy.

Zgarnął papier toaletowy (rzecz jasna zapachowy) z jednej z półek i skierował się do kasy, w pośpiechu wyciągając z kieszeni płaszcza portfel. Nie mógł dopuścić do tego, aby siostra w czasie nieobecności starszego brata wpadła do toalety, w związku z czym czas grał naprawdę istotną rolę.

Sprzedawca dokładnie lustrował go spojrzeniem, chociaż Yoo tak bardzo się spieszył, że tego nie dostrzegał. Każdy jego gest był zbyt szybki – rzucenie papieru na ladę, zerknięcie w kierunku szafki z papierosami.

– Czerwone Marlboro proszę – wymamrotanie tych słów także było pośpieszne.

Następnie chwycenie zakupów, przyłożenie karty do czytnika, obrzucenie wzrokiem otwartego energetyka stojącego przy kasie, schowanie portfela.

I trwający może dwie sekundy uśmiech na jednoczesne podziękowanie i pożegnanie.

Im Changkyun cenił sobie chwile, a szczególnie te, które można było przedłużać w nieskończoność. Może dlatego zawsze brał nocne zmiany, podczas których mógł jedynie powoli rozkoszować się istotą samotności i ciszy. Tym razem było prawie tak samo. Gdy tylko brunet z papierem toaletowym pod pachą opuścił market, chłopak po prostu sięgnął po kolejnego papierosa z paczki jego czerwonych Marlboro i zawiesił wzrok w przestrzeni.

Między osobami, w których się zakochiwał a nim zawsze istniała jedna wyraźna sprzeczność i zależność. A nigdy przedtem nie były to pośpiech i czerwone Marlboro.

Resztę nocy spędził na zastanawianiu się, czy spotka jeszcze tamtego klienta. Oraz, czy naprawdę był aż tak zdesperowany biegunką, aby lecieć po papier toaletowy o pierwszej nad ranem.

{an: zaczynamy}

night's kids | changkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz