05.01.2015 *Ash*
Znajomi przy stoliku rozmawiali o imprezie — przynajmniej tak było sześć minut temu, bo od tego czasu ich nie słuchałem. Przyglądałem się Luke'owi, który także nie interesował się tematem. Patrzył w jedno miejsce i od czasu do czasu uśmiechał się sam do siebie. W pewnym momencie wstał i skierował się do wyjścia ze stołówki.
— Hej, gdzie idziesz? — krzyknąłem, żeby mnie usłyszał.
— Do toalety — Wzruszył ramionami.
Kiwnąłem głową do Caluma, dając mu znak, żeby za nim poszedł. Ten jednak pokiwał głową, mówiąc:
— Daj spokój, Ash.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę, patrząc na niego ze zmrużonymi powiekami. Wstałem powoli i poszedłem za blondynem.
— Szkoda mi go — usłyszałem Arzaylę, zanim jeszcze wyszedłem z pomieszczenia.
Westchnąłem. Kompletnie mnie nie rozumieją. I oni nazywają się moimi przyjaciółmi? Nawet nie próbują mi pomóc — śmiem twierdzić, że nie chcą mi pomóc. To Luke zawsze był przy mnie, wspierał mnie w trudnych chwilach i troszczył się. Teraz ja chcę się nim opiekować i żaden Mike mi w tym nie przeszkodzi.
Szedłem za chłopakiem tak, by mnie nie zauważył. Wszedł do męskiej łazienki, a ja za nim. Schowałem się za ścianą, kiedy Luke podszedł do ostatniej kabiny. Zapukał w drzwi i cicho zapytał:
— Mike, jesteś?
Wkurzyłem się — nie pomyślałbym, że pójdzie do tego przegrywa, gdy chodzi z Arz. Myślałem, że mój plan się powiedzie... przecież był idealny.
— Mikey... przepraszam — szeptał. — Wiesz przecież, że jesteś dla mnie ważny...
Zacisnąłem pięści.
— Wracaj do Arzaylei, pewnie cię szuka — usłyszałem głos zza drzwi i domyśliłem się, że jest to ten chłopak.
— Jesteś ważniejszy od niej.
Drzwi gwałtownie się otworzyły, przez co Luke dostał nimi w nos. Złapał się za niego i jęknął z bólu. Mocniej ścisnąłem dłonie, wbijając paznokcie w skórę — a wszystko po to, żebym do niego nie podbiegł.
— Myślisz, że kim jesteś Luke?! — wrzasnął turkusowowłosy — Myślisz, że możesz kogoś omotać, a później iść do kogoś innego? Bo co, Luke, co?! — Wbił mu palec w klatkę piersiową — Co ci zrobiłem, że tak mnie traktujesz?! Dajesz mi nadzieje, a później — puf, znikasz!
— Uspokój się, Michael, proszę. Posłuchaj mnie, okej? — Położył mu ręce na ramiona. Widziałem, jak porusza kciukami, w uspakajającym geście.
Przez długi czas patrzyli sobie w oczy, aż w końcu się pocałowali. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Później weszli do kabiny i zaczęli rozmawiać. Ale ja już ich nie słuchałem. Miałem dość — wszystkiego miałem dość. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do wyjścia ze szkoły. Usiadłem na pierwszej wolnej ławce i odetchnąłem. Poprosiłem kogoś o papierosa i zapaliłem.
Siedziałem tak z dziesięć minut, ale mimo to moja frustracja nie zmalała. Wręcz przeciwnie — z każdą minutą była większa. Wróciłem więc do toalety i sprawdziłem, czy Luke nadal tam jest. I był — śmiali się z czegoś bardzo głośno. Na korytarzu schowałem się za szafkami tak, bym widział blondyna, gdyby wychodził z pomieszczenia. Była lekcja, więc nikt nie przeszkadzał mi w obserwowaniu.
$$$
(Sprawdzony)
Boże, kochani, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Cały tydzień minął mi jak mrugnięcie okiem i po prostu ani razu nie weszłam na wattpada. Chciałabym powiedzieć, że "o, za to macie dwa", ale mam tylko 3 rozdziały na przód i 0 weny...
Miłego dnia.
CZYTASZ
Toilet //Muke
FanfictionGdzie Luke i Michael przypadkiem spotykają się w toalecie. Lub Gdzie przypadek często nie jest przypadkiem.