-Louis gdzie jesteś do cholery?!-i gdzie on się znów podział?
-Mamoo...!!!-?
-Louis?!!!-boże.
Biegnę do niego,ale nie wiem gdzie jest.
-Angel pomóż mi!-krzyczę.
Biały smok leci nad mną i wskazuję drogę.
-Mamooo!-znów krzyk.
Chłopiec trzyma się ledwo na gałęzi nad rwącą rzeką.
-Nie wytrzymam już!-krzyczy.
-Już biegnę!-moje kochane dziecko.
Słyszę odgłos łamanych gałęzi,szum wodospadu i jego krzyk.
-Aqua anguis!-wodny wąż unosi się by go złapać,ale czy zdąży?
Czarna postać łapie małego i zeskakuje na brzeg,dotyka jego czoła.
-Louis!-kim on jest?
-Już mały uspokój się,zaraz przyjdzie mama cicho ciii-aksamitny męski głos,nie kojarzę go.
-Louis-upadam na kolana i biorę syna w ramiona.Nie wierzę jeszcze trochę i bym go straciła.
Nie wybaczyła bym tego sobie.Nigdy.
-Kim jesteś? Jak mam ci się odwdzięczyć?-postać zdejmuje kaptur.
Jest młodym facetem o zielonych oczach,bladej cerze i ciemno brązowych włosach.
-Nie musisz,mały miał kłopoty więc pomogłem.Ale pilnuj go lepiej by się to nie powtórzyło-przytakuję tuląc syna mocno do swojego serca.
-Jak masz na imię? Jak cię zwą?-pytam.
-Jestem daemonium ( deimonim=demon)-kłania się.
Zastygam bez ruchu.
Moje spojrzenie znów jest skierowanego w jego piękne oczy.
-Wynagrodzę cię,mam pieniądze...-gestem ręki pokazuje żebym przestała mówić.
-Nie chcę pieniędzy,ale jeśli już tak bardzo chcesz się jakoś odwdzięczyć to...gdyby kiedyś młoda dziewczyna i jej brat przybyli tu...Pomóż im w tedy to moje dzieci-kiwnęłam.
-Dobrze zrobię to,obiecuję-rysuje ręką znak przysięgi.
Gdy znów patrzę w jego kierunku,zastaje mnie pusta przestrzeń,zniknął.
-Konrad zabierz nas do domu.-mówię do strażnika.
20 min później.
Układam małego w miękkim łóżku,przykrywając go szczelnie kołdrą.
Kieruję się s stronę balkonu,opieram się o barierkę i zaczynam rozmyślać.
Dlaczego nam pomógł? Kim są te dzieci? Jak mają na imię?
-Ma...Mamo?-odwracam się na dźwięk głosu Louis-a.
-Co się dzieję kochanie?-siadam na łóżku.
-Zanuć mi kołysankę proszę-szepczę.
Pokazuję mu by się położył,kładę się obok niego i głaszcząc go po głowie zaczynam nucić.
He said that he has nothing to live for
He explained that he doesn't have anything
Cause he lost home and his young dreams
He didn't have the strenght to control tears
He didn't enjoy the new day
And he didn't wait for the first sunray
He didn't smile, he was constantly wiping his tears
He was thinking: I'm alone, maybe I'm evil?
He was like fog
Invisible, mysterious
He was like fragile rose flower
Delicate
He was like quiet wind
Completely free, but lonely
Like ocean without bottom
Unhappy
He said that it's not his world
He wanted to return to the place where soul is born
Where he left his most important thing
Great friendship and love able to overcome deathSpojrzałam na księżyc,pełnia oświetlała twarz dziecka.
Wstałam powoli cały czas cicho śpiewając.
Stojąc na balkonie uniosłam dłoń.
Wy strzeliły z niej delikatne niebieskie smugi.
-Mea carissimi rerum sit noctis vos ocunis-szepnęłam ( moi kochani poddani niech noc was otuli)
Zamknęłam drzwi komnaty syna i wyszłam do ogrodu.
Usiadłam na ławce pod różami,które pięknie pachniały.
Były czarne i czerwone.Mój mąż kochał ten ogród.
Samotna łza spłynęła po moim policzku,tak bardzo za nim tęsknie.
Zawsze siedząc w tym ogrodzie słyszeliśmy delikatny kobiecy głos.
Śpiewała kołysanki,nigdy nie wiedzieliśmy kto to jest,ale po jego śmierci nie usłyszałam już jej nigdy więcej.
-Matko?-lekko zadrżałam.
-Alan-przytuliłam syna.
-Niespodzianka-szepnął.
Odsunęłam się od niego i trzymając jego twarz w dłoniach,przyglądałam się mu.
-Tak strasznie się o ciebie bałam-znów łzy zaczęły moczyć moje policzki.
-Już jestem mamo i nigdzie się już nie wybieram.Wojna z cieniami się zakończyła,teraz będzie lepiej-uśmiechnął się do mnie.
Mój drugi kochany syn,wreszcie jest w domu.
-Wróćmy do środka,zmarzłaś-powiedział i delikatnie trzymając mnie za ramię prowadził mnie w stronę zamku.
Podprowadził mnie pod moją komnatę i powiedział:
-Porozmawiamy jutro,teraz już możesz spać spokojnie.Jestem już w domu-uśmiechnął się i odszedł w swoją stronę.
-Dobrej nocy-szepnęłam.
Alan
Usiadłem w swojej komnacie i spojrzałem na portret ojca.
-Brakuję nam ciebie staruszku-zadrwiłem.
-Andrew do mnie!-krzyknąłem.
-Tak Panie?-skłonił się.
-Przyprowadź ją-rozkazałem.
Spojrzał na mnie lekko wystraszony.
-Tak Panie-i już go nie było.
Wpatrzony w niebo nie spostrzegłem się jak przyprowadzili dziewczynę i uciekli.
Tchórze cholerni.
-Czego znów ode mnie chcesz?-powiedziała.
-Przemyślałaś moją propozycję?-dwa tygodnie temu powiedziałem jej,że pozwolę jej mieszkać w pałacu,ale jeśli znów zacznie śpiewać,tak jak kiedyś dla mojego ojca i matki.
-Nie! Do puki dobro nie wróci do tego królestwa,nie usłyszysz mego śpiewu-powiedziała stanowczym głosem.
-A więc żyj w lochu i całe wieki-powiedziałem i zawołałem strażników.
Wyprowadzili ją i zniknęli mi z oczu.
Najpierw Sara,która mnie nie widzi,ani mnie ani mojej miłości,a teraz jeszcze to.
Uderzyłem z całej siły ręką w ścianę,ta lekko się ukruszyła,a moja dłoń zaczęła pulsować.
-Kurwa mać-upadłem na podłogę.
Będziesz moja przyrzekam ci to.
Powiedziawszy to w myślach,skierowałem to do Sary.
Nie długo nadejdzie twój koniec Nikodemie,już nie długo.
A więc tak nowe postacie się pojawiają i historia zaczyna się rozkręcać.
Rozdziały powinny już normalnie się pojawiać więc miłego czytania.
Black
CZYTASZ
Ja i moja tajemnica
Cerita PendekSara ma 16 lat. Ufa tylko swoim przyjaciołom i bratu. Pewnego dnia poznaje chłopaka,a jej życie zmnienia się w istny chaos. Czy da radę ochronić bliskich? A może poświęci własne życie? Tego wszystkiego dowiecie się czytając Ja i moja tajemnica. Jest...