Wyszłam z pokoju w samym staniku ignorując rudzielca siedzącego na kanapie. O godzinie siódmej rano nie potrafię zwracać uwagi na to jak wyglądam i kto patrzy na moje cycki, zresztą mam stanik więc nie robi mi to większej różnicy. Oparłam się o lodówkę, nalałam sobie wody do szklanki i wzięłam łyk, a w tym samym czasie do kuchni weszli chłopcy
- Ile razy mam wam powtarzać, że o tej godzinie macie nie sprowadzać zwierząt do domu, bo nie mam czasu, aby odwozić je do schroniska- spojrzałam z pogardą na Jimina
- Noooo...a tak poważnie to nie mam gdzie mieszkać- rudzielec skrzywił się nieco
- Pewnie i ja jestem tą wspaniałą koleżanką, która Cię przygarnie- wywróciłam oczami- Dobra, ale u mnie w sypialni nie ma dla Ciebie miejsca- spojrzałam na niego wymownie, a ten zrobił oczy jak pięć złotych i poruszał znacząco brwiami- Dobraaaa....ale kładę między nas poduszki- dopiłam wodę i wróciłam do pokoju. Ubrałam się w luźne ciuchy i ponownie wyszłam z pokoju, ubrałam buty, weszłam do salonu i opierając się o framugę drzwi zwróciłam się do brata:
- Jadę do domu rodziców, BenJi...jedziesz ze mną?- chłopak jedynie skinął głową na tak i wstał z kanapy. Czułam, że to nie zbyt dobry pomysł, ale równie dobrze mógł odmówić prawda? Ja też dobrze się nie czuję z faktem, że zabiłam człowieka i teraz mogę was zapewnić, że to nie był mój ojciec. Kilka dni temu, kiedy wracałam od psychologa, zadzwonił do mnie komendant komisariatu, na którym tata miał nagrabione. Kiedy dotarłam na miejsce myślałam, że mężczyzna chce mi tylko pokazać jakąś dokumentacje taty, kradzież, zabójstwo, posiadanie broni bez pozwolenia? Nic z tych rzeczy, staruszek podsunął mi pod nos MÓJ akt urodzenia. Wszystko było by okej, gdyby nie fakt, że w miejscu, gdzie powinno widnieć nazwisko mojej mamy, była tam zapisana całkiem obca mi kobieta i tak samo z ojcem. Pan Lee nie zbierał się na wyjaśnienia, patrzył się na mnie ze łzami w oczach i tak jakby wyczekiwał krzyku i lamentu, jednak kiedy odsunęłam kartkę i zadałam oczywiste pytanie ten wzdychnął głośno i powiedział
,, Wiem, że zabiłaś Pana Shina, aby ratować Ciebie i brata, wiem co zrobił Ci kiedy byłaś w gimnazjum. Ja wiem, że strasznie ciężko było ci zabić ojca, ale....'' - po tych słowach zamilkł i nic więcej nie powiedział, a ja zadałam kolejne pytanie, na co odpowiedział
,, Twoi rodzice nie żyją od dawna, ciebie znaleziono w gruzach budynku, który się zawalił, jednak twoi rodzice mieli mniej szczęścia niż ty. Pan Shin i jego żona zaadoptowali Cię, ponieważ nie mogli mieć dzieci, a ty nie miałaś się gdzie podziać, dom dziecka odpadał, ponieważ wiem jak tam jest, sam się tam wychowałem, a oni mogli zapewnić ci odpowiednie warunki''- z tego też wywnioskowałam iż lekarze mylili się co do mamy, a kilka lat później ta zaszła w ciążę rodząc syna. Jednak BenJi jest dla mnie najważniejszym mężczyzną, nie znajdę drugiego takiego.
- My też pojedziemy- JungKook zerwał się z kanapy, żwawym krokiem idąc w moją stronę, jednocześnie wyrywając mnie z zamyśleń. Skinęłam tylko głową i wyszłam z mieszkania, czekając, aż chłopcy zrobią to samo. Zamknęłam drzwi i wybiegłam przed mieszkanie, od razu udając się do samochodu
- Pakujemy wszystko do kartonów i wywozimy dla biednych, mają zostać tylko puste szafki, które wystawię do garażu- powiedziałam jakby do siebie i ruszyłam w drogę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- HyeRin! A co z talerzami?!- krzyknął Kook z kuchni
- Wystaw wszystko na szafki i stół, potem posegregujemy- odkrzyknęłam, miętoląc w dłoni klucz od sypialni rodziców. Wahałam się, a może bardziej bałam, że zobaczę to wszystko i przypomną mi się te najlepsze chwile z nimi? Włożyłam klucz do zamka i powoli przekręciłam go w prawo, złapałam za klamkę, delikatnie opuściłam ją w dół i pchnęłam drzwi, a zapach unoszący się w sypialni niemal natychmiastowo podrażnił moje nozdrza. Wzięłam dwa głębokie wdechy i weszłam do środka rozglądając się dookoła. Podeszłam do toaletki mamy i usiadłam na szarej pufie, otwierając jedną z szuflad. Wyjęłam wszystkie kosmetyki jednak coś białego wystającego spod białej bawełnianej serwetki przykuło moją uwagę. Podniosłam materiał i wzięłam do ręki kartkę złożoną na pół. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać
,, HyeRin! Jeśli czytasz to kilka dni po mojej śmierci, chcę abyś wiedziała, że masz się nie obwiniać, wiedziałem co się stanie po konferencji, sam tego chciałem, specjalnie byłem dla Ciebie chamski i specjalnie Cię obrażałem, miałem dość życia w taki sposób, nie miałem nic, po za tym jestem zwykłym tchórzem i bałem się popełnić samobójstwo, więc wykorzystałem do tego ciebie i moje problemy z mafią. Ty nie chciałaś mnie znać, Benjiego cały czas nie było, a mój telefon już nie służył do komunikowania się tylko do gróźb, które wysłali mi....tu już dopowiedz sobie sama. Cóż...nie ukrywajmy byłem przestępcom, miałem długi, duże....nie dawałem sobie z nimi rady. Przepraszam, ale teraz już za późno na naprawianie czegokolwiek, musicie sobie z nimi poradzić, w dużej szafie, na dole stoi pudełko, w którym są pieniądze i broń, którą dostałem od dziadka na osiemnaste urodziny. Część zostaw sobie, a część oddaj człowiekowi, który Ci groził, po czym uciekaj z Korei. Jeśli zostaniesz tam choćby dzień dłużej dopadną Ciebie, Benjiego i twoich przyjaciół, dbaj o nich, bo od teraz są twoją drugą rodziną, pamiętaj o mamie i o mnie, mimo tego co dowiedziałaś się od komendanta. "
Guten tag! Czy zostanie mi wybaczona tak długa nie obecność i do tego tak krótki rozdział? Nie? Okej to pa XD
Nie no żart, wiem, że mi NA RAZIE wybaczacie. Jak wam się podobało? Co sądzicie o tym bezsensownym ff? Badziewne? No wiem. Główna bohaterka nienormalna? No wiem. Jej ojciec chory umysłowo? No wiem XD O to chodzi! Kocham was i do zobaczenia <3
CZYTASZ
King of life | Jimin [Zakończone]
FanfictionŻycie jest jak gra, grasz w nią cały czas, czasem potrzebujesz telefonu do przyjaciela, a czasem radzisz sobie sam, jednak jedna zła decyzja może spowodować utratę ważnej osoby.....a jeszcze gorsze znajomości doprowadzają do twojego przykrego i bole...