8. Odwiedziny

645 78 20
                                    

10 marca 1855 roku, pałac Schönbrunn

Minęło kilka dni od narodzin arcyksiężniczki Zofii. Sissi czuła się trochę lepiej, ale nadal była osłabiona. Smutek cesarzowej wręcz się pogłębił, co było spowodowane odebraniem córki przez matkę władcy Austrii. Elżbieta straciła apetyt, nie chciała z nikim rozmawiać – nawet z Franciszkiem, który widząc stan żony próbował ją pocieszać, ale nie podejmował żadnych kroków wobec arcyksiężnej. Wywoływało to u cesarzowej ogromny żal, z czasem zmieniający się w gniew.

Wreszcie Elżbieta rozkazała służącym, aby ubrali ją w suknię i uczesali jej włosy. Nie mogła dłużej znieść tego, że mała Zofia przebywa w towarzystwie teściowej. Z trudem wyszła z komnaty, a za nią podążało kilka kobiet ze służby – były oczywiście wybrane przez arcyksiężną Zofię.

Komnata matki Franciszka znajdowała się na wyższym piętrze, więc Sissi musiała pokonać schody. Gdy już się jej to udało, poszła w kierunku pomieszczenia, w którym arcyksiężna opiekowała się dzieckiem. Elżbieta zapukała do drzwi.

W tym czasie teściowa cesarzowej stała przy oknie i obserwowała Franciszka, który odjeżdżał na ważne spotkanie. Córką Sissi opiekowały się zaufane damy dworu arcyksiężnej. Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, natychmiast się odwróciła. Spodziewała się, że przy wejściu stoi Elżbieta, która stęskniła się za córką.

— Wejść! — powiedziała twardym głosem.

Do komnaty powolnym krokiem weszła Sissi. Damy dworu zwróciły uwagę na nienaturalnie bladą twarz cesarzowej i zaczęły szeptać między sobą:

— Ciąża chyba jej zaszkodziła...

— Co, jeśli nie da cesarzowi syna?

— Wygląda, jakby była na coś chora. Może trzeba posłać do niej lekarza?

Ignorując szepty, Elżbieta podeszła do arcyksiężnej Zofii, która w ogóle nie zainteresowała się obecnością synowej.

— Czy mogłabym zostać sama z moją córką? — zapytała kobietę z nadzieją w głosie.

Na twarzy starszej kobiety pojawiło się niedowierzanie. Uśmiechając się cynicznie do cesarzowej, z dumnie uniesioną głową i władczym spojrzeniem, zbliżyła się dostojnym krokiem do żony Franciszka.

— Chyba na zbyt wiele sobie pozwalasz — odpowiedziała Zofia na pytanie, które zadała Sissi. — W tym stanie? Spójrz w lustro. Niekorzystnie wyglądasz. Czy nie tylko ja tak uważam, drogie panie? — spytała damy dworu zajmujące się córką cesarzowej.

— Owszem — rzekła jedna z nich. — Słyszałyśmy również, że odmawiasz spożywania posiłków. Nie możesz tak postępować.

— Mam ku temu powody — powiedziała gniewnie Elżbieta. — Dlaczego od razu po narodzinach odebrałaś mi moją córkę? Jakim prawem?! — krzyknęła na teściową.

— Wspominałam już, że nie masz doświadczenia w opiece nad dziećmi — stwierdziła spokojnie Zofia. — Sama widzisz, że ma tutaj doskonałą opiekę i niczego jej nie brakuje.

— Czy mogę chociaż przez chwilę ją potrzymać? — poprosiła niemal z rozpaczą.

— Absolutnie. Przez twój gniew może stać się tragedia, jeśli wypuścisz z rąk moją wnuczkę — zaznaczyła arcyksiężna. Jej twarz wyrażała cynizm i wiedziała już, że jej synowa poniosła klęskę.

Cesarzowa prędko opuściła komnatę, trzaskając za sobą drzwiami tak, że damy dworu lekko się przestraszyły. Sama Zofia pozostawała jednak niewzruszona czynem Elżbiety.

Sissi ponownie zamknęła się w swoim pomieszczeniu. Usiadła na łóżku i powiedziała ludziom ze służby, żeby wyszli na korytarz. Na białą suknię cesarzowej spadały toczące się po policzkach łzy.

Arcyksiężna Zofia usiadła między damami dworu i w milczeniu przyglądała się śpiącej wnuczce. Jedna z kobiet, która rozmawiała z Sissi, przerwała chwilę ciszy, zwracając się do matki Franciszka:

— Czy nie traktujemy Elżbiety zbyt ostro? Może powinna ona sama opiekować się córką?

— Znasz już moje zdanie o naszej cesarzowej — odparła Zofia i zmieniła temat. — Drogie panie, wyjdźmy na zewnątrz, aby pooddychać świeżym powietrzem. Jest ładna pogoda, moja wnuczka zostanie pod opieką służby.

Gdy wszystkie damy dworu z arcyksiężną na czele wyszły z pałacu do ogrodów, Elżbieta przyglądała się im z okna. Smutek i gniew malowały się na twarzy cesarzowej, a rana w sercu jeszcze bardziej się pogłębiła. Tego dnia Sissi uświadomiła sobie, że jest całkiem sama na wiedeńskim dworze i nie może liczyć na nikogo. „Ktoś by mógł powiedzieć, że pałacowe wnętrza, bogactwo i dostatek mogą sprawiać szczęście", pisała w swoim dzienniku Elżbieta. „Kiedy jednak nie jest się człowiekiem, który słucha i wykonuje polecenia innych, pałac z bajki staje się pałacem samotności i smutku".

„O ptaku, użycz mi swych skrzydeł,
zabierz mnie w dalekie ziemie!
O, z jaką chęcią zgubiłabym moje łańcuchy,
jak miło – obowiązujące mnie więzy!"*

*

*wiersz Elżbiety Bawarskiej

Kolejny rozdział napisany😊
Zgłaszajcie błędy i piszcie swoje opinie w komentarzach ❤

Sissi. Jedna z ikon XIX wieku ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz