I'm back! + chapter 13.

218 23 4
                                    

HARRY
-Mogę umyć te naczynia - powiedziałem i wyciągnąłem rękę po kilka talerzy.

-Lily mogłabyś? - Ann całkowicie zignorowała to, że się zaoferowałem. Westchnąłem i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.

Nienawidziłem tego, że musiałem wrócić do domu.
Nienawidziłem mojej rodziny, która traktuje mnie jak trędowatego.
Nienawidziłem nawet tych pieprzonych świąt, które kiedyś były dla mnie najpiękniejszym czasem w całym roku.

I sam nie wierzyłem, że to mówię, ale chciałem wrócić do ośrodka, bo tam każdy był traktowany na równi.
Nie obchodzili się z nami jak z dziećmi, czy jajkami. Pozwalali nam w miarę normalnie funkcjonować.

W domu nikt nie poruszał tematu mojej choroby, mimo że wszyscy doskonale o niej wiedzieli.
Mimo tego chodzą za mną praktycznie krok w krok, pytają czy czegoś nie potrzebuje, albo czy jestem zmęczony.

Kiedy jednego dnia dostałem napadu duszności, chcieli dzwonić na pogotowie. Gdy wszystko ustało, udało mi się wytłumaczyć im, że to nie jest konieczne.

Rodzice namawiali mnie, żebym poszedł spotkać się z Paulem, ale ja nie chciałem tego zrobić.
Starałem się nie wychodzić z domu, żeby tylko nie spotkać nikogo znajomego.

Byłem cholernie przerażony, że ktoś mnie zobaczy.
Ja sam nienawidziłem na siebie patrzeć co dopiero inni...

***
Chodziłem w kółko, po raz kolejny zaciągając się papierosem. Wypuściłem dym z ust razem z całą złością, która we mnie była.

Dzisiejszego wieczoru do mojego domu przyjechała siostra mojego ojca.
Innymi słowy, najbardziej znienawidzona przeze mnie ciotka.

Wyszedłem zdenerwowany z domu, gdy kobieta zaczęła uparcie szukać przyczyny mojej choroby.
Wypytywała moją matkę, do której nigdy nie pałała sympatią, o to, czy ktoś z jej rodziny chorował, a ja siedziałem i byłem zmuszony tego słuchać.
Aż do momentu, w którym pękłem i w miarę swoich możliwości, jak najszybciej  opuściłem najpierw jadalnię, a potem dom.

Święta to był piękny czas, właściwie chyba najpiękniejszy czas w całym roku, ale ten rok w niczym nie przypominał radości świąt kiedyś.
Teraz temat mojej choroby był dla większości osób tematem tabu, jakby wręcz zakazanym w naszym domu. Dla innych, mówiąc bardziej dokładnie ciotki Jenny, był najwidoczniej nowym ulubionym tematem do dyskusji.

Nikt jednak nie liczył się z moim zdaniem w tej kwestii i chyba to uderzało mnie najbardziej.

Sam nie wierzyłem, że kiedykolwiek powiem coś takiego, ale cieszyłem się, że święta dobiegały końca.

Nie wiedziałem, że powrót do domu będzie tak kiepskim i nietrafionym pomysłem.
Jednak taki właśnie był.
Totalnie beznadziejny i jeszcze bardziej przytłaczający.

LOUIS

-Dziękuję, bardzo dobrze - uśmiechnąłem się, odpowiadając na pytanie kolejnej kuzynki ciotki z brata ojca, albo.. kogoś w tym rodzaju.

Prawdę mówiąc, miałem wrażenie, jakbym widział ją po raz pierwszy w życiu na oczy, ale niech będzie.

-Ciągle nie ma zgodności szpiku?

-Nie - odpowiedziała natychmiast moja mama, również z uśmiechem. Jednak widziałem dobrze, że skrywa pod nim ogrom bólu, który jej towarzyszył, podczas podejmowania tego tematu. - Niestety nie, ale to się może w każdej chwili zmienić - dodała. - Staramy się być dobrej myśli..

Potwierdziłem jej słowa skinięciem głowy.
Był już późny wieczór, a dom ciągle pełen był osobami z rodziny.
Dlatego uwielbiałem święta.
To wszystko było inne, magiczne. Po prostu cudowne.. do tego stopnia, że żadne słowa nie były w stanie określić tej wspaniałości.

Odnalazłem pod stołem dłoń Lottie, która siedziała obok mnie, i ją chwyciłem, dając jej znak. Dziewczyna lekko skinęła głową, dokładnie wiedząc o co chodzi, a później odeszła od stołu, czekając na mnie.
Nikt o nic nie pytał, bo właściwie wszyscy domyślili się, że jak zwykle, to ja mam dość wrażeń na dzisiaj.

-Mogłaś tam zostać, chciałem tylko, żebyś wiedziała - powiedziałem, zdejmując krawat.
Odrobinę zachwiałem się na nogach, wywołując strach w siostrze. - I ty mówisz, że nie jesteś spanikowana - zaśmiałem się, kiedy byłem już gotowy, żeby położyć się na łóżku i zasnąć.

Blondynka, mimo że wiedziała, jak tego nie lubię, usiadła na fotelu obok mojego łóżka.
Bywały dni, gdy ani ona, ani mama tego nie robiły, ale to były wyjątki.

Wziąłem kilka głębokich wdechów, gdy czułem gwałtowne bicie serca. Lottie złapała mnie za dłoń i kciukiem ją gładziła, czym doprowadziła do mojego zaśnięcia.

Chwilami budziłem się, a najdziwniejsze w tym jest to, że prawie za każdym razem słyszałem, jak Lottie coś szepcze.
Opowiadała wiele rzeczy.
Wydawało mi się, że starała się po prostu nie zasnąć.

•••
od autorki: Minęło kilka miesięcy od ostatniego rozdziału tutaj.
Jeżeli ktokolwiek tutaj jeszcze jest, to wiedzcie, że cenię sobie waszą cierpliwość, to naprawdę złota cecha.
Mogę wam zagwarantować, że wcześniejsze rozdziały zostaną poprawione, a kolejne będą pojawiały się tak często, jak dam radę pogodzić ich dodawanie ze szkołą. 
Musicie jednak wziąć pod uwagę, że pisze jeszcze dwa inne ff, także wszystko będę musiała ze sobą przeplatać.

Niedługo pojawi się także nowa okładka!
Jestem bardzo wdzięczna za waszą obecność.
Ciągle ta sama; Natalie aka Ney21_💙💚

„win with death" • larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz