Bez pomocy lekarzy przeszukałem cały oddział. Wiedziałem jedynie, że muszę odnaleźć Louisa.
Nikt nie chciał mi w tym pomóc, więc musiałem poradzić sobie sam.
Po przejściu kilku sal trochę zwątpiłem.
Zacząłem mieć wątpliwości, czy Lou aby na pewno znajduje się w tym szpitalu.Z każdą chwilą niepokój rósł we mnie coraz bardziej. Prawda była taka, że nie miałem pojęcia w jakim stanie był chłopak.
Mogłem się jedynie domyślać, że jego stan musiał pogorszyć się nagle. Z błahych powodów nie trafia się do szpitala..Byłem na granicy płaczu. Czułem się bezsilny sprawdzając kolejne sale. Dodatkowo zaczynało mi być coraz bardziej duszno, jednak ten fakt odstawiłem gdzieś na bok.
To Louis był dla mnie w tamtym momencie największym priorytetem.Usłyszałem kroki na korytarzu. Odwróciłem się i widząc lekarza, który prawidobnie robił właśnie nocny obchód, wzdrygnąłem się w miejscu.
-Dlaczego nie jesteś w swojej sali? - zapytał, spoglądając na zegarek zapięty na nadgarstku.
-Byłem w toalecie..? - odpowiedziałem niepewnie. Wydawało mi się, że to jedyna sensowna odpowiedź.
-Jak się czujesz?
Wysiliłem się na uśmiech, ignorując ból w klatce piersiowej. - Bardzo dobrze.
-Wracaj już do sali. Operacja jutro, odpocznij - odparł mężczyzna, posyłając mi lekki uśmiech. Skinąłem posłusznie głową i ruszyłem w stronę swojej sali.
Kiedy jednak lekarz znalazł się wystarczająco daleko, a później zniknął za rogiem, zacząłem sprawdzać kolejne sale.Nie wierzyłem własnym oczom, gdy w końcu, po około godzinie poszukiwań, na jednym z łóżek dostrzegłem śpiącą postać Louisa.
Przez pierwsze sekundy byłem jak w amoku. Nie myśląc o tym, że mogę go obudzić rzuciłem się w stronę jego łóżka. Usiadłem obok niego i złapałem jego dłoń w swoją.Przyłożyłem nasze splecione palce do ust i zupełnie nie myśląc nad tym, co robię pocałowałem po kolei jego knykcie.
Co prawda nie wiedziałem, jaka okoliczność sprawiła, że Lou znalazł się w szpitalu.
Jednak to niczego nie zmieniało.Byłem zmęczony pomimo sprawianych pozorów. Starając się zachować pełną świadomość, powtarzałem sobie w głowie 'musisz zostać z nim'.
Całkowita świadomość wróciła mi dopiero, gdy ktoś zaczął poruszać moim ramieniem.
Wtedy też zorientowałem się, że mimo ogromnych chęci nie udało mi się pozostać przy całkowitej świadomości.-Co ty tutaj robisz? - lekarz, ale nie ten, na którego natknąłem się wczoraj, patrzył na mnie, wyczekując odpowiedzi.
-Przyszedłem odwiedzić przyjaciela - odpowiedziałem z zawahaniem.
Bo mogłem nazywać Louisa.. przyjacielem, prawda?
-Z tego co widzę powinieneś być teraz w swojej sali.
Przez moment nie zrozumiałem o czym mówi. Później spuściłem wzrok na swoje ubranie i dotarło do mnie, że nie trudno się domyślić, że jestem pacjentem tego szpitala.
-Proszę.. - westchnąłem, instynktownie mocniej ściskając dłoń chłopaka.
-Louis potrzebuje teraz troszkę odpoczynku, z resztą ty także. Przyjdziesz do niego odrobinę później, okej?
Rzuciłem krótkie spojrzenie na bladego chłopca pogrążonego we śnie i z westchnieniem uległem prośbie lekarza.
Wróciłem do swojej sali, jednak myślami ciągle siedziałem na krześle obok łóżka Louisa.Około godzinę później do mojej sali wszedł uśmiechnięty lekarz. - Gotowy do operacji?
-Psychicznie niekoniecznie - przygryzłem dolną wargę i uniosłem się bardziej do siadu.
-Wszystko będzie dobrze, nie masz się o co martwić - zapewnił mnie, podchodząc trochę bliżej. - Zaraz przyjdą po ciebie pielęgniarki i zabiorą cię na salę.
-Czy ja.. - zacząłem. - Mógłbym..
-Oh właśnie - uśmiech mężczyzny poszerzył się. - Zanim jeszcze.. ktoś chciałby się z tobą zobaczyć - zmarszczyłem czoło. Pierwsza na myśl przyszła mi moja mama.
Była już w szpitalu kilka razy, chociaż mówiła, że kolejny raz będzie mogła mnie odwiedzić dopiero po operacji.
-Macie dziesięć minut, później przyjdą pielęgniarki - dodał lekarz, po czym zrobił kilka kroków w tył, przepuszczając osobę, która do mnie przyszła.
Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był wózek. Dopiero później zobaczyłem osobę, która na nim siedziała.
-Louis! - prawie pisnąłem, widząc przed sobą jego postać.
Posłał w moją stronę lekki uśmiech i pchnął kółka wózka w moją stronę. - Wybacz, ale kiepsko mi idzie obsługiwanie tego ustrojstwa - zaśmiał się cicho.
-Co się stało, że w ogóle tutaj trafiłeś Lou..? - zapytałem słabym głosem. Nie wiem w którym momencie tak bardzo rozczulił mnie jego widok.
-W sumie krótka piłka - wzruszył ramionami. - Najpierw dostałem gorączki. Myślałem, że sama jakoś przejdzie, ale tylko rosła i właściwie już wtedy powinienem był jechać do szpitala. Ale wiesz, że jestem uparty i jak zwykle utrzymywałem przy swoim - pokręcił głową, na swoje zachowanie. - Później krew mi się znowu puściła z nosa i zemdlałem. Ale to głównie gorączka jest powodem moich odwiedzin tutaj - znowu zaśmiał się pod nosem.
-Za dużo u mnie przesiadywałeś.. Powinieneś dbać o siebie Louis, nie możesz się przemęczać.
-Nie jestem w ciąży, nad wszystkim panuję - uśmiechnął się półgębkiem i pogłaskał kciukiem mój policzek.
Wtedy też do sali weszły dwie pielęgniarki. - Harry to już czas - powiedziała jednak z nich. Odrobinę ją ignorując, wstałem z łóżka i zamknąłem Louisa w uścisku.
Dolna warga mi drżała i nie umiałem tego wyjaśnić. Cała ta sytuacja wywoływała u mnie strasznie skrajne emocje.Chłopak wyszeptał jedynie - przejdziesz przez to - i pocałował mnie przeciągle w czoło.
Teraz nic już nie było zależne ode mnie.
•••
od autorki: wiem, że nie było mnie tutaj trochę, ale miałam strasznie dużo nauki i ugh
Ale jestem i jest świetnie 😂
Jutro, albo pojutrze będzie rozdział do "say that"Bardzo dziękuję wszystkim, którzy czytają i komentują to ff❤️
Do przeczytania niedługo xx
Natalie xKilka razy sprawdzałam, ale mogłam przeoczyć jakieś błędy.
W razie czego piszcie xx
CZYTASZ
„win with death" • larry ✓
Fiksi Penggemarwszystko staje się przezroczyste i znika rozpływa się, jakby nigdy nie istniało ale my możemy wszystko, jeśli tylko chcemy uwierz, że możemy żyć wiecznie, proszę złap moją dłoń i chodź razem ze mną przysięgam, że razem możemy wygrać ze śmiercią