chapter 29.

161 23 8
                                    

upewnij się, że przeczytałeś ostatni rozdział
jeśli tak - enjoy x

-Wszędzie jest śmierć, bo ludzie tutaj umierają.

-Ale ty nie umrzesz prawda? - zapytałem, jednak podświadomie nie chciałem jego odpowiedzi. - Nie umrzesz - powiedziałem całkowicie pewien swoich słów. - Nie mógłbyś mi tego zrobić. Wiesz dobrze, że nie możesz tak po prostu... - ciągnąłbym tę wypowiedź jeszcze bardzo długo, gdyby nie palec wskazujący Lou, który chłopak położył na moich ustach.

Niebieskooki uśmiechnął się, jakbyśmy przed chwilą nie rozmawiali na temat, na który faktycznie rozmawialiśmy.
Po upływie chwili ujął dłońmi moją twarz i powoli zbliżył do swojej. Jednak nie złączył ze sobą naszych ust, a patrzył prosto w moje oczy.
Jakby chciał się czegoś w nich doszukać.
I nie wiem czy to znalazł, ale wiem, że dopiero wtedy złożył pocałunek na moich ustach.

Nie chciałem znów wracać do tematu, który udało nam się na tę chwilę skończyć.
Bo na pewno nie był to temat zamknięty..
Niestety.

-Nie będę żył wiecznie, ty też nie i dobrze o tym wiesz - kontynuował, mimo że myślałem, że dziś ten temat już nie będzie omawiany. Co więcej Louis był uśmiechnęły, gdy to mówił. - Z resztą prędzej bym zwariował niż żył tysiące i miliony lat - zaśmiał się cicho. - Wiesz, że obojgu nas czeka śmierć - nie byłem zaniepokojony faktem, że porusza ten temat. Bardziej martwiło mnie to, w jaki sposób o tym mówi.
Jakby opowiadał mi o pogodzie, a nie o czymś tak strasznym...

-Po prostu każdy z nas umrze w innym czasie i w inny sposób - miałem spuszczony wzrok, a moje oczy mimowolnie co chwilę zachodziły łzami. Starałem się je opanować, nie chciałem nagle wybuchnąć płaczem, ale było to dla mnie okropnie trudne. - Ale przecież ty o tym wiesz - chłopak położył kciuk pod moją brodą i uniósł ją lekko. - Nie płacz kochanie - cmoknął mój nos.

-Nie płaczę - automatycznie lekko się odsunąłem, przerywając także jakikolwiek kontakt fizyczny między nami. - Po prostu cholernie mnie boli to, co teraz do mnie mówisz, wiesz? - i to był moment, w którym pękłem. Mimo że ten cały czas tak bardzo starałem się hamować, żeby nie pokazać Lou jak wiele kosztuje mnie rozmowa z nim na ten temat. - Siedzę tu z tobą każdego dnia - dolna warga lekko mi drżała, ale starałem się jak najbardziej mogłem panować nad emocjami. - Myślę o tobie w każdej drobnej sekundzie.. a ty mówisz mi coś takiego? - wtedy też uniosłem na jego osobę moje spojrzenie. - Mówisz mi takie rzeczy, zabierając mi całą nadzieję, którą mam.. a jest jej tak niewiele - jedna z łez, które starałem się powstrzymywać, spłynęła po moim policzku. Przez co Louis od razu nachylił się, żeby ją zetrzeć. Uprzedziłem go jednak, przejeżdżając wierzchem dłoni po policzku. - Jak będzie trzeba to przeszukam cały pieprzony świat, żeby znaleźć dla ciebie ten szpik, ale nie waż się umierać, rozumiesz?! - wpadłem w jakąś nieokreśloną panikę. W pewnym momencie przestałem nawet patrzeć na chłopaka, bo to sprawiało mi dodatkowy ból.
To, jak wyglądał.
Jak bardzo był drobny, blady i kruchy.
Jakby za moment miał po prostu zniknąć.
Nie umrzeć - rozpłynąć się w powietrzu, po prostu zniknąć.  -Ja tak cholernie cię kocham, proszę nie zostawiaj mnie - tak strasznie płakałem kończąc tę wypowiedź, ale to wszystko mnie wykańczało.
Louis przyciągnął mnie do siebie i zamknął w uścisku, gładząc po włosach i szepcąc jakieś ciche słowa, które właściwie ciężko byłoby mi powtórzyć.

-Obiecaj, że nie umrzesz.. - wyszeptałem słabym głosem w jego ramię.

Louis odetchnął głośno i odpowiedział. - Obiecuję, że cię nie zostawię - po tych słowach zamknąłem oczy i jeszcze bardziej wtuliłem swoją twarz w ramię chłopaka.

-Nie widzisz ile mam siły? - zapytał po chwili, chcąc mnie chyba rozbawić. - Mógłbym w tej sekundzie wstać i iść zagrać mecz z twoją drużyną - pocałował mnie w czubek głowy. - Jestem silny.. Tyle lat walczę, będę walczył drugie tyle dopóty dopóki nie wygram, dla ciebie, obiecuję - pokiwałem głową. - Uważaj, bo za chwilę przyjeżdża obiad - zażartował. - Moim obiadem raczej się nie podzielimy, bo.. - nie dokończył, jednak skrzywił się wymownie, wywołując mój śmiech. - Więc idź i przynieś sobie coś, proszę.

Zaprzeczyłem ruchem głowy i wróciłem na swoje miejsce na krześle. - Wystarczy mi, że ty zjesz.

-Nie chcesz chyba, żebym przytył? - zapytał teatralnym, przesłodzonym głosem.

-Jak odkryłeś mój niecny plan? - położyłem dłoń na ustach, udając zaskoczenie.

-Idź po coś dla siebie, proszę - Louis znów przyjął poważny wyraz twarzy. - Będziemy mogli zjeść razem. Inaczej nic nie zjem - skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i wywinął wargę.

-Dobrze już - podniosłem się, kręcąc głową z dezaprobatą. Cmoknąłem go przelotnie w usta. - To już jest szantaż - wyszedłem z sali, spełniając tym samym jego prośbę.

A rozmowa, którą przeprowadziliśmy, zniknęła za mgłą.

od autorki: Wesołych świąt moi kochani!
Życzę wam, żebyście te święta spędzili w cudownej, rodzinnej atmosferze.
Mam nadzieję, że wszystko, co zjecie w te święta będzie przepyszne!
Oczywiście nie zostawię was bez rozdziałów, ale kolejny pojawi się prawdopodobnie jutro, albo pojutrze.
Dzisiaj już nie będę wam zawracać głowy ❤️
Jeszcze raz Wesołych Świąt i wszystkiego, co najcudowniejsze♡
Natalie xx

„win with death" • larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz