Chapter 1

436 34 13
                                    

Louis
-Nudzę się - oparłem twarz na dłoni wyglądając przez okno.

-Lou.. - westchnęła smutno moja mama.- Dopiero wyszedłeś ze szpitala.. Chociaż trochę odpocznij.

-Dosyć się tam należałem, Edelman sam powiedział, że dopóki będzie ze mną dobrze to nie musisz się martwić.

-Gdzie chcesz iść? - zapytała zmartwionym głosem.
-Zwykły spacer? - odparłem.
Kobieta podeszła do mnie i pocałowała w głowę, chociaż bardziej w szarą czapkę, którą na niej miałem.

-Wróć za niedługo - dodała, a ja skinąłem głową i po prostu wyszedłem z domu.

Włożyłem dłonie do kieszeni bluzy i skierowałem się w stronę parku.

-Louis! - usłyszałem głos i już wiedziałem do kogo należał. Tylko nie ta baba.. - Wróciłeś ze szpitala!

-Jak widać? - wzruszyłem ramionami.

-Lepiej się czujesz?

-Czuję się naprawdę dobrze, dziękuję - próbowałem skończyć temat i najzwyczajniej w świecie ją wyminąć, ale to nie było takie proste jak może się wydawać.

-Jesteś strasznie blady - spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

-Wszystko ze mną dobrze- zaśmiałem się. - Muszę już iść, na pewno się jeszcze spotkamy.

-Do widzenia Louis.

Nareszcie.
Rozumiem, martwią się. To jest naprawdę miłe, ale kurwa jak ktoś mówi mi, że jestem blady to chyba coś jest nie halo.
Taki już mój urok.

Harry
Mama weszła do mojego pokoju w szpitalu.

-Możemy już wracać? - uniosłem brew i lekko się podniosłem.

-Właściwie.. - zagryzła wargę i spojrzała na mnie z bólem. Dopiero teraz zauważyłem, że płakała. - Nie możemy jeszcze wrócić - uśmiechnęła się lekko.

-Dlaczego?

-Musimy powtórzyć kilka badań i.. - nabrała głośno powietrze do płuc. - Lekarz zaraz do ciebie przyjdzie - pogłaskała moje ramię i wyszła.

Siedziałem ze zmarszczonym czołem.
Z tego co powiedziała mi mama zrozumiałem tylko, że muszą powtórzyć mi badania.

***
-Nie będę mógł grać w piłkę? Jestem kapitanem szkolnej drużyny. Nie dadzą beze mnie rady.. - moja dolna warga zadrżała.

-Choroba tego nie wyklucza. Wyleczysz się i znów będziesz mógł grać.

-Na ile będę musiał odejść z drużyny? - zacisnąłem mocniej dłonie na pościeli.

-Nie umiem tego teraz określić.

-I co? - oczy zaszły mi łzami. - Będę siedział w szpitalu? I tak nic mi to nie da i umrę - wzruszyłem ramionami i zaśmiałem się gorzko. - Niech pan wyjdzie - westchnąłem. - Chcę zostać sam.

Mężczyzna lekko skinął głową i uśmiechnął się pokrzepiająco. Następnie wykonując moje polecenie opuścił pomieszczenie.

Obróciłem się w stronę ściany i zamknąłem mocno oczy.
Dwa głupie słowa powtarzały się w mojej głowie.

Rak płuc.

Nie zwracałem uwagi na to, że nie mogłem oddychać przez nos z powodu kataru. Płakałem jak idiota. Łzy jedna po drugiej spływały po moich policzkach i moczyły poduszkę.

Nie wyobrażam sobie mojego życia teraz.

Chwyciłen do ręki komórkę i wpisałem termin rak płuc. Kliknąłem pierwszy lepszy link i zacząłem czytać.

„win with death" • larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz