HARRY
Stałem na zewnątrz ubrany jedynie w ciemnogranatową bluzę z kapturem. Było jeszcze stosunkowo wcześnie, ale i tak na zewnątrz panował prawie całkowity mrok.
Jedynie jedna latarnia, stojąca niedaleko, rzucała odrobinę światła w miejsce, gdzie stałem.Było mi coraz zimniej, ale nie zwracałem na to uwagi. Całkowicie skoncentrowałem się na papierosie, którego właśnie kończyłem palić.
-Nie miałeś przypadkiem raka płuc? - usłyszałem za plecami, dlatego byłem zmuszony się odwrócić.
-Owszem - zaśmiałem się gorzko, wypuszczając dym z ust.
-Sprawia ci to satysfakcję? - zapytał chłopak, opierając się o taki sam słup, o jaki ja opierałem się ramieniem, tylko po drugiej stronie.
Skierowałem w jego stronę pytające spojrzenie, nie rozumiejąc sensu zadanego przez Louisa pytania.
-Udawanie postaci, którą sobie wykreowałeś - wyjaśnił.
-Nie rozumiem o czym mówisz - zaśmiałem się, bez choćby nutki radości i zgasiłem papierosa.
-Dlaczego nie dajesz sobie w żaden sposób pomóc? - czułem, że mierzy mnie uważnie wzrokiem, ale nie dbałem o to.
-Jeśli ktoś z tych palantów wyciągnie mi tego skurwiela z płuc, to proszę bardzo, niech mi pomagają - podniosłem na niego wzrok i uśmiechnąłem się nieszczerze. - Nikt nie może tego zrobić, z resztą ja nie czuję potrzeby pomocy od kogokolwiek - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Daję sobie radę. Tyle przeżyłem bez niczyjej pomocy, to może jakoś przeżyję drugie tyle - wepchnąłem ręce do kieszeni.
-Myślisz, że palenie papierosów pomaga leczyć twojego raka?
-Podobno na coś trzeba umrzeć, a skoro mi przyszła taka śmierć to..
-Kłamiesz - przerwał mi, kręcąc głową z cichym prychnięciem. - Nie paliłeś zanim zdiagnozowali u ciebie raka.
-Skąd możesz to wiedzieć..?
-Wiem - urwał. - Nie wiem wielu innych rzeczy na twój temat, ale na dzisiaj ci wystarczy - podsumował i zaczął się kierować przed siebie. - Po prostu o tym pomyśl.
Prychnąłem i wróciłem z powrotem do ośrodka. Słowa chłopaka odbijały się w mojej głowie jak echo.
-Gadałeś z Lou? - zapytał mnie Horan, gdy tylko przekroczyłem próg naszego pokoju.
-On do mnie gadał - poprawiłem go bez chwili zastanowienia. Chłopak patrzył na mnie znad książki.
-Jeszcze nas odwiedzi - oznajmił mi podekscytowany blondyn.
Wzruszyłem ramionami i rzuciłem się na swoje łóżko. - On zawsze się tak w psychologa bawi? - skrzywiłem się, kładąc ręce pod głowę.
-Ma dobre serce - odpowiedział natychmiast. Zamknął książkę i odłożył ją na bok. - Pytał o ciebie po zajęciach - przyznał, przez co nagle zwróciłem na niego swoje spojrzenie.
-Przecież byłem dla niego niemiły - odezwałem się, nie myśląc nad swoimi słowami.
-Może lubi wyzwania? - zaśmiał się żartobliwie, przez co pokręciłem głową, wywracając dodatkowo oczami.
***
Dzisiejszy dzień był jednym z bardziej wyczekiwanych przez wszystkich podopiecznych ośrodka.
Opiekunowie nazwali go dniem społecznym.Mimo tak kreatywnej nazwy, był to po prostu dzień, w którym każdy podopieczny mógł wyjść z ośrodka i spotkać się z przyjaciółmi, pójść do kina, czy wyjść na zwykły spacer.
Normalnie było to w pewnym sensie niedozwolone, mimo że Niall kilka razy wymknął się, żeby spotkać się z Louisem.
CZYTASZ
„win with death" • larry ✓
Fanficwszystko staje się przezroczyste i znika rozpływa się, jakby nigdy nie istniało ale my możemy wszystko, jeśli tylko chcemy uwierz, że możemy żyć wiecznie, proszę złap moją dłoń i chodź razem ze mną przysięgam, że razem możemy wygrać ze śmiercią