chapter 28.

174 24 18
                                    

-Wczoraj byłem na badaniach - ciągnąłem swoją opowieść. - Wszystko zmierza w dobrym kierunku, jest coraz lepiej - kącik ust Louisa drgnął odrobinę ku górze. - Niestety do drużyny prędko nie wrócę, mimo że bardzo bym tego chciał.. Będę przychodził i patrzył jak trenują, ale jak odrobinę odrosną mi włosy, bo.. - zaciąłem się, widząc jak powieki chłopaka się przymykają.

-Dlaczego przestałeś mówić..? - wyszeptał, obracając ułożoną na poduszce głowę w moją stronę.

-Zasypiasz Lou - powiedziałem również ściszonym już głosem.

-Mów do mnie - poprosił i odnalazł dłonią moją rękę, żeby ledwo wyczuwalnie ją chwycić.

Ułożyłem usta w linię na to uczucie i widok przed sobą. Westchnąłem i uśmiechnąłem się lekko, żeby na jego prośbę znów zacząć mówić. - Zabiorę cię na ten trening ze sobą, jak już cię stąd wypuszczą - gubiłem się w tym, co chciałem powiedzieć. Gubiłem się sam w swoich myślach.

Louis pokręcił leciutko głową, a na jego twarzy pojawił się równie lekki uśmiech. - Będę oglądał cię za każdym razem, jak będziesz grał - to brzmało jak obietnica. I ja chciałem wierzyć, że to była obietnica.

-Przeczytałem prawie cały twój notes - zmieniłem temat. - Ale jeszcze nie doczytałem do końca - przygryzłem policzek od wewnątrz. - Opowiesz mi jakie jest zakończenie? - starałem się w jakikolwiek sposób wmówić sobie, że chłopak leżący na łóżku obok mnie ma siłę mówić.

Nie było tak.
A ja tak cholernie chciałem udowodnić sobie, że jest dobrze.

Potrzebowałem tego, żeby zachować spokój ducha, którego brakowało mi w tamtym momencie najbardziej.

-Zakończenie jeszcze nie zostało napisane - ku mojemu zdziwieniu odpowiedział.

Zmarszczyłem czoło na jego słowa.
Jak to nie zostało napisane?

-Jeszcze nie - dodał, potęgując i tak rosnące we mnie zaniepokojenie, ale i pewnego rodzaju ciekawość. Po chwili wskazał palcem prawej dłoni szklankę z wodą na szafce nocnej.

Natychmiast podniosłem się ze swojego miejsca i przybliżyłem mu do ust rurkę, dzięki której napił się wody. Niebieskooki podziękował mi uśmiechem i znów ułożył głowę na poduszce. 

Tego dnia było... trochę gorzej niż zwykle. Lou nie podnosił się nawet do siadu, chyba że naprawdę musiał.
Na domiar złego chłopak złapał anginę, która tylko zwiększała jego osłabienie i złe samopoczucie.

Starałem się jednak, na ile to możliwe, umilać mu ten czas tak bardzo, jak tylko mogłem.
Ciągle nie wróciłem do szkoły i prędko nie planowałem tego robić. Nie wybiegałem myślami w daleką przyszłość..
No może tylko w tę, gdzie obaj z Lou jesteśmy zdrowi i szczęśliwi razem.
Poza tym nie myślałem o niczym; a już na pewno nie o szkole.

-Uśmiechnij się.

-Jakim cudem mnie widzisz, skoro masz zamknięte oczy? - zapytałem zdziwiony. 

Louis już więcej się nie odezwał, ale uśmiechnął się tym swoim charakterystycznym, cwaniackim uśmiechem, czym definitywnie mnie rozczulił.
Jednoczenie wywołał szczery uśmiech na mojej twarzy. Co ważniejsze, nie spowodowany jego prośbą, a po prostu jego osobą.

-Idź spać Loulou - poprosiłem, z wyraźnym rozczuleniem w głosie. Chociaż jak sie okazało, zrobiłem to całkowicie niepotrzebnie, bo niebieskooki zasnął.

Chłopak spał aż do chwili, gdy pod wieczór wyszedłem ze szpitala.
Kolejnego dnia, z samego rana wróciłem do Lou. Każdego dnia, wracając do tamtego miejsca, czułem wewnętrzny niepokój.
Każdy dzień był niewiadomą, wielkim pytajnikiem. 
Czułem, jakbym każdego dnia otrzymywał wyrok.
Czy zasłużyłem na to, żeby zobaczyć Lou jeszcze jeden raz..

Odetchnąłem z ulgą, widząc jego postać.
Ku mojemu zdziwieniu siedział i wyglądał zaskakująco dobrze.
Dosłownie jakby ten Louis, przy którym siedziałem wczoraj - ten słaby i wyczerpany - zniknął.

Przekroczyłem próg jego sali i powitałem uśmiechem, z resztą dokładnie jak co dzień.

-Wczoraj mnie zostawiłeś - zmierzył mnie ostrzegawczym spojrzeniem, po czym zaczął się cicho śmiać.

-Kocham cię Louis - powiedziałem, zupełnie nagle.

-Nie jesteś u mnie po raz pierwszy - zaczął, czym mnie zaskoczył. Odpowiedziałem mu zmarszczonym czołem. - Musimy w końcu szczerze porozmawiać - mimo tych słów, które spędzały mnie w niemałe zaniepokojenie, jego ton jakby to łagodził.

Zareagowałem nerwowym śmiechem, którym nieświadomie chciałem odwrócić uwagę od sytuacji.
Louis złapał moją dłoń, delikatnie ją gładząc.

-Louis nie mów w taki sposób - nie panowałem nad swoimi słowami.
Przyszedłem do niego i chciałem się cieszyć faktem, że jest lepiej. Chciałem z nim porozmawiać.. ale nie w taki sposób.

-Proszę daj mi powiedzieć - odetchnął. - Nie wiem kiedy znów będę miał tyle siły..  Chciałbym, żebyś wrócił do szkoły.

Odczekałem chwilę, bo nie byłem pewien, czy Louis nie robi sobie ze mnie żartów. -Ale.. przecież spędzam tutaj z tobą całe dnie.

-Właśnie.. - spuścił lekko głowę. - Powinieneś wrócić do swojego normalnego życia. Chodzić do szkoły, na treningi..-

-Chcę przychodzić tutaj - przerwałem mu, tylko dlatego, że nie mogłem słuchać tego, co mówił.

-Ciągle możesz mnie odwiedzać - uniósł ręce w obronnym geście. Wtedy też zwróciłem uwagę na jego dłonie.
Na bladą skórę i przeraźliwie chude palce. - Po prostu.. - ułożył usta w linię. - Chciałbym, żebyś skupił się na swoim własnym życiu, bo to ono jest najważniejsze. Do mnie często przychodzi mama i Lottie, nie będę sam.

-Dlaczego akurat teraz postanowiłeś mi o tym powiedzieć?

-Widzisz Harry.. - zamilkł na dłuższą chwilę. -Na pewno doskonale wiesz, gdzie się znajdujemy.

-W szpitalu - odpowiedziałem natychmiast.

-W hospicjum - poprawił mnie.

-To nie jest ważne skoro i tak stąd wyjdziesz - prychnąłem i wzruszyłem ramionami jednocześnie.
Być może wyglądało to trochę lekceważąco, ale nie taki był mój cel.

-Czy idąc tutaj, do mojej sali, mijałeś wielu ludzi?

Pokręciłem przecząco głową, nie będąc do końca pewnym, do czego zmierza chłopak.

-Bo tutaj bardzo często nie ma wielu ludzi - podkreślił, jakby tymi słowami chciał przekazać mi jakąś bardzo ważną informację. - Czy na ścianach korytarza dostrzegasz kolorowe rysunki postaci z bajek?

W głowie pojawił mi się obraz pustych, białych ścian, dlatego również zaprzeczyłem ruchem głowy.

-Bo nie ma tu nigdzie Kubusiów Puchatków, ani księżniczek Disneya - zawahał się i skrzyżował nasze spojrzenia, ciągle trzymając moje palce swoją lodowatą dłonią. - Wszędzie jest śmierć, bo ludzie tutaj umierają.

od autorki: Mogą być błędy, bo poprawiałam rozdział i jednocześnie pisałam do nowego fanfiction😂
Wszystkim tutaj życzę Wesołych Świąt! ♡🎅
Przypominam, że 23.12. pojawi się prolog do mojego nowego ff "Silence".
Jednak opowiadanie z zapowiedzią dodam wcześniej, żeby każdy zainteresowany mógł dodać sobie je do biblioteki.

Much love♡🎅
Natalie xx

„win with death" • larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz